Rozdział 15

1.1K 173 48
                                    

Hej! 😊
~~~

Wioska zdawała się być opustoszała, wszędzie, gdzie można było sięgnąć wzrokiem, leżały truchła bestii, gdzieniegdzie niestety widać było także pokonanych Melifejczyków. Freya starała się nie przyglądać pustym twarzom mijanych trupów, ale wzdrygała się, gdy mimowolnie jej oczy kierowały się ku kolejnej osobie. Tak wielu ludzi... Jakim cudem bariera padła? Dlaczego nikt wcześniej nie zauważył nadejścia tak dużej grupy potworów? I czego one w ogóle chciały? Te pytania odbijały się w głowie Frei przez całą drogę do Chaty, która stanowiła główne schronienie mieszkańców wioski.

Szli przez wioskę, dostrzegając Finolę i trzech członków starszyzny, którzy, cali zakrwawieni, zaczerpywali wody ze źródła. Zapewne zamierzali jak najszybciej postawić nową barierę, a do tego potrzebowali wielu składników, ale przede wszystkim magii źródła.

W drodze Freya wyczuła nerwowość w zachowaniu Xaviera i nie dziwiła się jego napiętej postawie. Nigdzie w zasięgu wzroku nie było jego przyjaciół, a przecież jeszcze zanim pobiegli w stronę wzgórza, widzieli Raula, który rzucił się w wir walki, podczas gdy Iona, Tori i Ervin, bez broni, biegli razem z mieszkańcami w stronę schronienia.

Znaleźli się w końcu przy Chacie, wokół której zebrał się spory tłum ludzi. Większość z nich przyglądała się poczynaniom tych członków starszyzny, którzy przetrwali atak, ale reszta powoli zaczęła zbierać poległych oraz ciała bestii na dwa ogromne stosy. Freya jak dotąd nie zauważyła twarzy, których tak wypatrywał Xavier, ale sama czekała w napięciu, żeby dowiedzieć się, co się stało.

– Tu jesteście – odezwała się Finola, gdy pojawili się niedaleko niej.

Skinęła głową na resztę starszyzny, ogarnęła spojrzeniem okolicę i poprosiła swojego syna o przejęcie dowodzenia nad pracami. Sama wezwała dwójkę strażników, którzy natychmiast pojawili się przy jej boku, a na jej kolejny gest rzucili się w kierunku Xaviera.

– Zostawcie go! Co się dzieje, Finolo?!

Freya była całkowicie zaskoczona, tak samo jak Xavier, który jednak zręcznie umknął przed pierwszym ciosem strażnika, wyprowadził uderzenie w kierunku drugiego, a później obrócił się szybko, tak że stał teraz pomiędzy Freyą a przeciwnikami. Wyszczerzył lekko zęby.

– Może jednak się zastanówcie, co robicie – powiedział cicho z wyraźną groźbą. – Bo nie mam ochoty na żadne gierki, chcę znaleźć moich przyjaciół.

Strażnicy w ogóle go nie słuchali, teraz do tych dwóch doszła kolejna dwójka, więc Xavier zmienił znów bransoletę z nadgarstka w długi kij, jednak bez ostrzy. Strażnicy nie byli tacy uprzejmi i ruszyli na niego z mieczami w dłoniach.

– Finolo, co wy robicie?! – krzyknęła znów Freya, zupełnie nie wiedząc, jak się zachować.

Chciała pomóc Xavierowi, ale wiedziała, że jeśli zrobi choć krok, wystąpi przeciwko Melifejczykom, to będzie koniec dla niej i Phemie. Była rozdarta, a Jorna na jej nadgarstku mruczała głośno, czekając tylko na polecenie. W tym czasie Xavier skoczył w kierunku pierwszego mężczyzny, podciął mu nogi kijem, a później uderzył jego końcem drugiego przeciwnika. Wyprowadził szybki cios pięścią w kierunku twarzy trzeciego. Broń w jego dłoniach wirowała szybko, tworząc przed nim tarczę, przez co strażnicy nie wiedzieli, co robić.

A Xavier w tym czasie szykował kolejny cios, którym powalił na ziemię czwartego strażnika. Nie poruszał się tak szybko, jak wtedy, w starym lesie, a Freya wyczuwała, że może to być związane ze wcześniejszym użyciem przez niego magii. Musiał być wykończony, ale zupełnie nie było tego widać po jego pewnych i mocnych ruchach, którymi zwalał przeciwników z nóg. Po chwili stał już nad leżącymi na ziemi mężczyznami, nie wyglądał nawet na zdyszanego. Podniósł spojrzenie na Finolę, za którą zebrała się teraz kolejna grupa strażników.

Międzyświat. Więzy magii ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz