Epilog

2.2K 240 153
                                    

Tydzień później

Freya stukała niecierpliwie stopą o podłogę i wpatrywała się zmrużonymi oczami w drzwi. Od tygodnia nie robiła niczego innego, tylko odpoczywała, bo Anatolij i Xavier wywieźli ją gdzieś i zamknęli ją w jakimś pokoju, żeby zdążyła dojść do siebie. I chociaż przez cztery dni naprawdę nie była w stanie podnieść się z łóżka, bo jej magia odnawiała się zadziwiająco powoli, a brzuch dokuczał mimo całkowitego zasklepienia rany, miała dość. I chciała zobaczyć w końcu siostrę, która podobno odwiedzała ją już kilka razy, gdy była nieprzytomna. Naprawdę czuła się już dobrze, przecież Xavier oddał jej swoją moc i związał swoje życie z jej na zawsze. Skrzywiła się, gdy o tym pomyślała, zwłaszcza że jej serce jak zawsze zabiło szybciej z tego powodu. Cholerny kretyn. Co on sobie wyobrażał?

Pamiętała, co dziadek mówił jej o związku krwi między dwójką osób. Najczęściej zdarzały się takie między partnerami, którzy podczas składania przysięgi ślubnej, deklarowali też swoje oddanie drugiej osobie. Ale u Raesiich znaczyło to coś więcej, bo nie dość, że dzięki temu mogli wzmocnić partnera, to oznaczało niemal bezgraniczne zaufanie. W końcu taka przysięga wiązała osobę, która ją złożyła z kimś innym, a ten ktoś mógł bez przeszkód czerpać z magii i siły przysięgającego.

Teraz Freya mogła w każdej chwili wyczuć, gdzie znajduje się Xavier i gdyby tylko chciała, mogłaby sięgnąć i uszczknąć kawałeczek jego magii, by sobie ją przywłaszczyć. A może nawet nie musiałaby o tym myśleć, cholera, nie była na tyle wykształcona, by się na tym znać! Co, jeśli zabierze mu nieświadomie jego moc i go przez to zabije? Co, jeśli przez przypadek zrobi mu krzywdę? Pieprzony kretyn, po jaką cholerę on to w ogóle zrobił?

Przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Anatolijem na ten temat i ponownie się skrzywiła. Jasne, bo jej serce stanęło na kilka sekund, potem zostało pobudzone przez moc Basyla, który nie chciał pozwolić jej umrzeć bez zabrania jej magii, ale później wykrwawiała się na śmierć i niewielka zdolność Xaviera do leczenia nie dałaby rady. Mógł jedynie pomóc jej w ten sposób, inaczej umarłaby na ich oczach. Ale mogli powiedzieć, że są blisko, dać jakiś znak, to nie nabiłaby się na miecz w próbie desperackiego ratowania Międzyświata przed swoim szalonym wujkiem.

Westchnęła, gdy w jej myślach pojawił się obraz bezgłowego ciała Basyla. I Anatolija, którego Raul wyciągał z jaskini ostatkiem sił. Mało brakowało, a stary Raesii też wykrwawiłby się na śmierć, bo jego zapasy magii wyczerpały się, gdy próbował przytrzymać Freyę przy życiu i jednocześnie pokonać brata. Na szczęście on nie miał śmiertelnej rany, ale wystarczyłaby kolejna próba rzucenia aury i przeciążyłby organizm, a później po prostu wszystkie organy w jego ciele mogłyby eksplodować. Cóż, na szczęście tak się nie stało. Freya jednak zadrżała na myśl o tym, że mogło.

Drzwi otworzyły się nagle i przez chwilę Freya miała wrażenie, że to ona przez przypadek rzuciła zaklęcie telekinetyczne, bo nikt się nie pojawił. Ale wtedy dostrzegła wysokiego, postawnego mężczyznę, który wszedł do pomieszczenia i spojrzał na nią swoimi zielonymi oczami. Miał jasne włosy o miodowym odcieniu, poprzetykane gdzieniegdzie nieco jaśniejszymi pasemkami. Pod prawym okiem widziała jasną bliznę, która odznaczała się na opalonej twarzy i dodawała wyglądowi nieznajomego jakiejś twardości, ostrości. Tego efektu nie zmienił nawet nieznaczny uśmiech, który wyginał wargi mężczyzny w półuśmiechu.

Freya przez chwilę wpatrywała się w niego zaskoczona. Nikt nie uprzedził jej, że Rafail może się pojawić. Bo nie miała wątpliwości, że stał przed nią jej ojciec. Może nie byli do siebie uderzająco podobni – chociaż piegi na nosie dziewczyny układały się zadziwiająco tak samo jak u niego, a ich oczy miały dokładnie tę samą barwę – ale od razu wyczuła, kim jest.

Międzyświat. Więzy magii ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz