Rozdział 18

1.3K 168 75
                                    

Hi! 😊
~~~

– Freya...

Dziewczyna pokręciła głową, gdy Xavier wyciągnął dłoń w jej stronę. W jej oczach zapałała furia, ale szybko starała się ją zgasić. Dotarła do leżącego najbliżej Brullia i z ulgą odkryła, że oddycha, tak samo jak pozostała czwórka. Obcy po prostu ich uśpił. Ułożyła ich więc w ciszy na trawie, na szczęście znajdowali się w pewnej odległości od zabitych i arrittu, więc na razie mogła skupić się na czymś innym. Odwróciła się do stojących niedaleko Figasyjczyków, którzy przypatrywali jej się uważnie.

– Okłamaliście mnie.

– Ty znasz figasyjski – mruknęła cicho Iona.

Freya odwróciła się w jej stronę i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nadal mówiła w ich języku. Ale to nie miało znaczenia. Złość i strach rozsadzały ją od środka. Przede wszystkim nie miała pojęcia, kim był obcy, ale najwyraźniej Figasyjczycy to wiedzieli. Znali go. Jak to powiedział? Że trenowali w tym samym miejscu? Do Frei powoli docierało znaczenie tych słów, gdy przypominała sobie ogrom mocy Xaviera i Iony, ale nie potrafiła tego najpierw zaakceptować. Poza tym... ta cała historia ze ślubem księcia, z byciem nic nieznaczącymi Figasyjczykami... Okłamali ją i całą wioskę. Oni mieli inny cel. A teraz... cholera, Freya zdała sobie sprawę, że od początku po prostu ją wykorzystywali.

– A wy mnie okłamaliście. Znacie tego Maga, wiecie...

– On nie jest Magiem – przerwał jej Xavier. – I nie jest stąd. Basyl uciekł z więzienia Białego Legionu.

Zamarła i otworzyła szeroko oczy, gdy usłyszała wreszcie nazwę, o której bała się pomyśleć. To nie było możliwe, przecież Biały Legion miał zbyt silne osłony, nie dało mu się uciec. Jako mała dziewczynka nasłuchała się historii o tym, jak potężna to formacja, jak nieustraszona. I że równać jej się mogli tylko członkowie Rodu z Ivarry, którzy byli po prostu odpowiednikiem Legionu.

Ale... patrzyła na Xaviera i Raula, na moc wylewającą się z ich postaci, na ich mocne sylwetki i chłodne, zdaje się przez cały czas szukające zagrożenia, oczy. Pamiętała, jak Xavier walczył z arrittu, jak ją wyleczył i jak się poruszał. Czy naprawdę to było takie dziwne, gdyby byli członkami Białego Legionu? Mogła się domyślić. Te ich ruchy, ta moc, siła... Powinna wiedzieć, że byli agentami jednej z najbardziej elitarnych jednostek Figasji.

Tylko nie podejrzewała, że ktoś taki zapuści się w te tereny, nie wierzyła w to przez cały czas. Przecież Biały Legion był formacją, do której wstępowali jedynie najpotężniejsi i najsilniejsi. Miał bronić królestwa, był właściwie jednocześnie wojskiem i policją. Składały się na niego cztery osobne jednostki: Straż Królewska, która broniła rodziny królewskiej oraz pałacu, Strażnicy Miast, pilnujący porządku, Zbrojni, czyli odpowiednik policjantów, którzy ścigali przestępców oraz ci, których nazywano Białymi Płomieniami, czyli żołnierze i agenci do zadań specjalnych. Którymi z nich mieliby być Xavier i Raul? A Iona i reszta, czy oni też należeli do Białego Legionu?

– I wysłano po niego dwóch Białych Płomieni? – powiedziała Freya z kpiną w głosie. Gdy Xavier nie zareagował na tę nazwę, przymknęła oczy. Do cholery, czyli byli właśnie Białymi Płomieniami. Dodała więc: – Czym sobie zasłużyliście na zesłanie do Międzyświata?

Wiedziała, że z byle powodu ktoś rangi wojownika Białego Płomienia nie zostałby tu przysłany dobrowolnie. No chyba że się myliła, może Xavier i Raul wcale jednak nie musieli jakoś odkupić błędów, tylko sami zgłosili się do wyprawy. Ale teraz już niczego nie była pewna. Niech to szlag, myślała. A ona dała się oszukać i to tak łatwo. Jasne, wiedziała że coś ukrywają, ale nie sądziła...

Międzyświat. Więzy magii ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz