„Piękny dewiant"
Smutne oczy ze szkła wpatrują się w jego bladą twarz, słyszę sztuczne słowa i jest mi niedobrze.
Nie dotykaj, bo to boli..
Nie dotykaj, Bo to boli!
Powtarzałam w głowie, gdy jego podłoga jedynie brudziła moją koszulkę. Płaczę za Hogwartem i przypominam sobie kafejkę koło dworca przy której się zatrzymałam, przypomina mi się Hermiona, Harry i Ron. Przypomina mi się sklep przez którego szybę dzieci oglądały miotły.
Środa (Dzień 50)
Godzina - 5:00
W końcu, przestaję udawać że śpię, przekrwione oczy oglądają cały pokój a głowę rozpiera ból. Znalazłam się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie. On śpi na łóżku, ja obudziłam się na podłodze. Mam niemal pętle na gardle, poprawiam włosy. W pokoju znów zapadła gęsta cisza, nie mogłam myśleć trzeźwo, serce przylgnęło do mnie gdzieś w środku, a w żołądku coraz bardziej czułam płomień.
Zarzuciłam ramiączko, jedno, drugie. Rozejrzałam się, obejrzałam teren i spojrzałam na niego ledwo panując nad nerwami, gość "Max" z teorii był, lub jest ewidentnym idiotą, lub głupio liczył że pod impulsem zwyczajne ucieknę, jeśli tak niestety, myślał dobrze co nie zmienia faktu, że jest idiotą.
Wstaję a serce podskakuje mi do gardła, jego ręka rusza się, a ja o włos zdążam przełożyć przez nią nogę. Przełykam ślinę, a dolna warga zaczyna mi drżeć, szybkim ruchem dłoni zbieram z podłogi szczątki moich ubrań dążąc w stronę okna. Opieram dłoń o parapet a drugą otwieram okno, jesteśmy na parterze, a drzwi obiektywnie wywołałyby za dużo hałasu, najlepszym pomysłem więc jest.. okno.
Max chrapie na co odskakuje z wrażenia, wspinam się na parapet, szybko oglądając teren. Spuszczam jedną nogę a zaraz potem drugą. Po chwili jednak słyszę przelotne
- Hej, śpisz?
Odezwał się zaspany głos za mną na co serce podskoczyło mi do gardła, w ułamku sekundy pot ściekł mi z czoła a ja zsunęłam się jeszcze niżej. Chłopak w tym czasie wstał i przetarł oczy, widzę to kątem oka.
- Co ty robisz! - Rzucił się w moją stronę - Czekaj!
Natychmiastowo zrzucam się na dół a moje kolana momentalnie uginają się pod ciężarem własnego ciała. Skulam się, chowając się pod pobliskim balkonem. Wychyla się zdenerwowany, ale najwyraźniej głęboko mnie ignoruje. Potem zapewne, wieczorem usiądzie zadowolony z siebie z kieliszkiem wina, w swoim zielonym fotelu, uśmiechnie się szeroko, zacznie myśleć czy kolejna też się na to nabierze, i nawet nie zastanowi się nad tym, czy nie złapał jakiegoś paskudztwa.
Nasuwam bluzę na siebie a potem naciągam legginsy, robię to najbardziej pośpiesznie jak tylko potrafię. Nie ma chwili w moim życiu w którym nic się nie dzieje, naciągam rękawiczki bez palców, skarpetki, glany.
Kiedyś słyszałam takie powiedzenie, że warto wierzyć że będzie lepiej, bo wtedy żyjemy w tej nadziei i jesteśmy szczęśliwsi. Ale na co mi to, jeśli wiem, że to kłamstwo. Przełykam ślinę, myślę chwile co robić i powoli się załamuje w sobie. Wsadzam niedbale całą dłoń do kieszeni, i wyciągam tego niedbale upchniętego papierosa, dochodzi do mnie, że nie mam zapalniczki. Rozglądam się a potem przedzieram przez krzaki, i widzę kobietę w pięknej, czerwonej sukience, obszernym kapeluszu, czarnych okularach, blond włosach do linii brody, różanych szpilach i ustach. Nabieram chwili zwątpienia jednak, odwracam się, i ostatecznie wyciągam różdżkę robiąc jeden obszerny ruch.
Szlug odpala się a moje oczy znów trafiają na tajemniczą kobietę, wytężam wzrok i jestem wstanie dojrzeć cygaro w jej dłoni. Po chwili czekania, podjeżdża autobus, ale nie zwykły, typowy autobus, był to bowiem błędny rycerz, autobus dla zagubionych czarodziejów.
CZYTASZ
𝟔𝟏 𝐑𝐄𝐀𝐒𝐎𝐍𝐒 • 𝐃𝐫𝐚𝐜𝐨 𝐌𝐚𝐥𝐟𝐨𝐲 +𝟏𝟖
FanfictionJane Aigner, jej głowa, siedlisko gorzkiego bólu, snów, ciągłego krzyku i syfu. Niespełniona nastolatka Jane przekracza próg Hogwartu, przykuwając przy tym wzrok sarkastycznego, obsesyjnego i nie do końca radzącego sobie z uczuciami blondyna. Ślizgo...