"Wygrana jest ślepa"
Przeszywający, rozrywający ból, ludzie nie powinni go czuć, to niesprawiedliwe, powierzchowne. To wszystko jest niesprawiedliwe, niesprawiedliwe jest że niektórzy są zmuszani do bycia złymi, że umierają ludzie którzy na to nie zasługują, że w gównie topią się ludzie którzy na to nie zasługiwali, niesprawiedliwe jest to że krew kogoś kto był dobry leży w wodzie, że była strzelanina w klubie, że gdybyś wtedy poszedł ty, jemu by się nic nie stało. I ja patrzę na to wszystko ze słonymi łzami w oczach, i wiem, że jeśli bóg istnieje, to to pieprzony skurwiel. Teraz idąc tym długim korytarzem płaczę sama do siebie, ale nie za bardzo, by nikt przypadkiem nie zauważył.
Gdy docieram, jest taki blady, nie powinni ci tego zrobić, nie zasługiwałeś jak ci wszyscy, byłeś taki silny. Podchodzę bliżej, przełykam gulę w gardle i zaraz wyzionę duszę. Widzę twoją twarz, jest taka biała i smutna, że zaraz zawalczę sama ze sobą o to by moja nie była taka sama. Podbiegam i kucam, badając dłońmi cząsteczki jego twarzy.
- Dlaczego.. Dlaczego - Chlipałam obarczając wzrokiem pierw Olivera, a zaraz potem wszystkim zebranych dookoła, chciałam do nich krzyknąć, czego stoją, jak tak, kurwa mogą? Nie słyszą tego? Nie widzą? Zróbcie coś, po prostu zróbcie.
- Zostań ze mną błagam.. - Wymamrotałam przez ciche łezki a oddech momentalnie się spłycił.
Łza spływa po moim policzku i trafia na jego przymkniętą powiekę przez co wydaje się, jakby była jego, patrzę na swój rękaw i dłoń, nie wiem co powiedzieć bo czuję jakby to moje dłonie były w krwi. Odwracam się, Draco stoi z miną poważną jak po ujrzeniu centaura, wygląda jak niewzruszony i przyprawia mnie o dreszcze, nie mogę na niego patrzeć. Przymknęłam powieki gdy moim uszom dobiegł głos profesor McGonaggal.
- Przesunąć się! - Zarządziła nauczycielka kolejno przedzierając się przez tłum. Jej wzrok natrafił na mnie, moje dłonie, był błagalny, pełny pokory i żałoby, dokładnie wiedziała bowiem, co się działo.
Kobieta grzecznie obsunęła mnie z jego ciała nie wymawiając ani krzty słowa, odkleiła moją dłoń z jego już bladej twarzy nadal się w nią wpatrując. Moje łzy żałośnie skapują na materiał jej ubrania gdy dotyka jego twarzy, i już nie wiem, co z nimi robić. Przypomina mi się zimny, pozbawiony emocji wyraz twarzy Narcyzy oraz Lucjusza Malfoya na dworcu, gdy ich syn podchodził do nich smętnym, lecz pełnym troski krokiem. A gdy trójka Malfoyów, ludzi niezaprzeczalnie pełnych zimnoty, została całkiem sama, wpatrywałam się w ich twarze tak chwile, głęboki głos Lucjusza cicho przedzierał się przez wiatr a ja słyszałam jedynie jego skrawki, widok ich twarzy rozpierał współczucie które towarzyszyło mi obarczając wzrokiem te sześć szarych źrenic. Ten widok powtarza się gdy przed moimi oczami widzę jego zimny wzrok, zimny wzrok Dracona, ciężko spoczywający. Malfoyowie byli lodem nie do zburzenia, ludźmi według których granica pomiędzy dobrem a złem jest wyjątkowo gruba i się nie zaciera. Tylko że Draco, już dawno ją zatarł, popełnił błąd.
Pani profesor ostatni raz spojrzała na mnie, a następnie na Olivera po czym podniosła się z posadzki.
- Pani Pomfrey?! - Krzyknęła, na co w ułamku sekundy pojawiła się pielęgniarka. Upadła na kolana badając ciało chłopaka.
- Musi trafić na oddział - Stwierdziła machając różdżką, na co moje źrenice się rozsadziły.
- Co mu się stało?! - Wrzasnęłam zagubiona a moje serce niemal wyskoczyło mi z klatki, rzuciłam się w pogoń za pielęgniarką rzucając jedno spojrzenie Draconowi który nawet nie ruszył stopy z miejsca. Stojąc jak ostatnia kłoda, bez przejęcia.
Łokciem popchnęłam drzwi od oddziału wypytując pielęgniarkę o Olivera, milczała jednak aż do odłożenia ciała na łóżko szpitalne. Błyskawicznie złapałam jej dłoń powtarzając zadane wcześniej pytanie.
CZYTASZ
𝟔𝟏 𝐑𝐄𝐀𝐒𝐎𝐍𝐒 • 𝐃𝐫𝐚𝐜𝐨 𝐌𝐚𝐥𝐟𝐨𝐲 +𝟏𝟖
FanfictionJane Aigner, jej głowa, siedlisko gorzkiego bólu, snów, ciągłego krzyku i syfu. Niespełniona nastolatka Jane przekracza próg Hogwartu, przykuwając przy tym wzrok sarkastycznego, obsesyjnego i nie do końca radzącego sobie z uczuciami blondyna. Ślizgo...