Rozdział 11

4.1K 339 696
                                    

Dni mijały bardzo spokojnie i miło, lecz któregoś dnia Toby nie pokazał się w szkole. Nie specjalnie miałam innych znajomych w tym miejscu pełnym bólu i cierpienia, więc całe lekcję się niemiłosiernie dłużyły. Siedząc na geografii i bazgrając w zeszycie w końcu go usłyszałam. Dzwonek oznaczjący koniec lekcji. Spakowałam się szybko, ruszyłam do szafki, z której wyciągnęłam bluzę i opuściłam budynek. Było chłodne, wczesno październikowe popołudnie. Wzięłam głeboki oddech i ruszyłam szybkim krokiem w kierunku domu. Poszłam na około, zachaczając o park, ponieważ nie śpieszyło mi się wracać.

Idąc alejką międz drzewami i krzkami, usłyszałam ciche miałknięcie. Szybko zlokalizowałam, skąd dobywał się dźwięk i pewnym ruchem rozchyliłam kolczasty krzak, który pokaleczyl mi dłonie. Odsłaniając gałęzie ujrzałam 2 małe kociaki.

Ty: Jejku, małe biedaczki.- szepnęłam do kociaków.

Zdjęłam bluzę i owinęłam zmarznięte kocięta i ruszyłam bardzo szybkim krokiem do domu. Miały one zaklejone oczka i ledwo stały na nogach. Szybko otworzyłam drzwi jedną ręką, drugą przytulając znalezione zwierzęta.

Ty: Tato! - krzyknęłam.

Phil: Co się stało? - powiedział przybiegając do mnie.

Ty: Znalazłam te małe biedaczki w krzakach, możemy jechać z nimi do weterynarza?

Phil: Tak, pewnie, jedziemy. - powiedział rozglądając się za kluczykami od auta. - Chodź.

Rzekł i wyszedł z domu prosto do samochodu. Ja rownież wyszłam, a Ojciec zamknął za mną drzwi. Usadowiłam się na miejscu pasażera i przytuliłam kociaki do siebie, aby je ogrzać. Zajechaliśmy do najbliższej kliniki i stanęliśmy w kolejce. Mieliśmy pierwszeństwo, dlatego zaraz po tym, jak starsza kobieta ze swoim kundelkiem opuścili gabinet, weszliśmy do środka.

Pani Weterynarz wzięła kociaki i zaczęła je badać. Przemyła im oczka wacikiem po czym zleciła pielęgniarce, aby je wykąpała. W tym czasie czekaliśmy na korytarzu.

Phil: Jak było w szkole?

Ty: Prawie umarłam z nudów, Tobiego nie było. Rozmawiałeś z nim?

Phil: Nie, napisz do niego czy coś.

Ty: Dobry pomysł.

Znalazłam jego kontakt i napisałam.

Tubbee

Yo pszczelarzu, czemu Cię nie było w szkole? Wysłać Ci notatki?

Siedziałam dalej z tatą na korytarzu, jednak po 20 minutach dalej nie otrzymałam odpowiedzi. Wtedy jednak Weterynarz zawołała nas spowrotem.

Weterynarz: To tak, to są chłopaki i mają po 4 tyodnie. Mają pasożyty, pchły i infekcje oczu. Z odpowiednim leczeniem bardzo szybko wrócą do zdrowia.

Wytłumaczyła nam jak zajmować się kociakami oraz dała nam receptę.

Phil: Dziękujemy bardzo.

Wterynarz: To będzie 280 złoty.

Phil: Kartą będzie.

Tata zapłacił i wybraliśmy się do apteki po leki, a następnie do sklepu po podstawowe rzeczy, potrzebne do utrzymania kotów. Wróciliśmy do domu, gdzie czekała na nas Kristin.

Kristin: Gdzie wy byliście? - usłyszeliśmy jej głos z salonu.

Phil: U wterynarza.

Kristin: Co? Z kim?

Wtedy weszłam z kociakami do salonu.

Kristin: Skąd wy macie koty?

Phil: Y/n znalazła je w parku. Po kąpieli wyglądają lepiej, ale musiałabyś je zobaczyć przed.

Kristin: Biedne maluchy. Jakie mają imiona?

Ty: W zasadzie to ich nie mają.

Kristin: Jak to? Trzeba je jakoś nazwać.

Phil: Przywiążecie się do nich niepotrzebnie.

Ty: A, nie możemy ich zatrzymać? - zapytałam niepewnie.

Phil: No ale po co nam 2 koty?

Kristin: Żeby jeden nie czuł się samotny.

Phil: Ale-

Ty: Proszęęę.

Phil: Wrócimy do tej rozmowy, jak wyzdrowieją.

Kristin: On zawsze tak mówi, ale finalnie się zgodzi, mówię ci. - szepnęła do mnie.

Po długiej burzy mózgów, rudy dostał imię Blade, a szary imię Razor.

Resztę dnia spędziliśmy na zabawie z kociakami, które pomimo nie najlepszego stanu, były po prostu generatorami energii. W nocy nie mogłam spać, ponieważ bałam się o maluchy, więc całą noc przy nich czuwałam. Z rana wyszłam z mojego pokoju strasznie zmęczona i z worami pod oczami.

Phil: Czy ty nie spałaś całą noc?

Ty: Może.

Phil: Przecież widzę, czemu nie spałaś?

Ty: Martwiłam się o kociaki, ale spokojnie, nic mi nie jest.

Phil: Napewno chcesz iść w takim stanie do szkoły?

Ty: Tak, spokojnie. Właśnie, apropo! - sprawdziłam powiadomienia na telefonie.- Toby mi dalej nie odpisał.

Phil: Pewnie był zajęty.

Ty: Pewnie tak.

Zaspana uszykowałam się do szkoły, do której odwiózł mnie Phil.

Ty: Dzięki, papa.

Phil: Papa, miłego dnia!

Ty: Pilnuj kociaków jak mnie nie będzie!

Phil: Wiem, wiem. Pa!

Ty: Pa!

Ruszyłam do szkoły. Czekałam na korytarzu, zasypiając na stojąco. W końcu dzwonek zadzwonił i wszyscy weszli do klasy, jednak Tobiego znowu nie było.

____________________________

Jakby ktoś przegapił, to ponownie zapraszam na naszego disroda! Link znajdziecie u mnie na profilu!

Pozdrawiam i miłego weekendu, wypoczywajcie!

Unwanted daughter /// Ranboo x Reader [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz