Rozdział 14

73 12 70
                                    

❝Gdy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

❝Gdy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat.❞

— Janusz Korczak

Piotr szczerze nienawidził takiej pogody. Było zbyt ciepło, by deszcz mógł zamienić się w śnieg, oraz zbyt zimno, by dało się czerpać jakąkolwiek radość z aury panującej za oknem. Pomimo ciepłego kaloryfera nastawionego na piątkę, mężczyzna czuł przenikający kości chłód. Wystarczyło, że otworzył na chwilę oczy i spojrzał przed siebie, w tę ciemność panującą za oknem. Wydała mu się dziwnie znajoma.

Taki sam mrok panował bowiem w jego duszy i umyśle. Ta ciemność, którą widział teraz przed sobą, przywodziła mu na myśl tamten wieczór, gdy musiał pożegnać się z Krysią. Wzdrygnął się na to wspomnienie. Nie chciał zaprzątać sobie głowy Osiką. Ona też już na pewno o nim nie myślała. Przecież nie pisała maili ani nie dzwoniła. Raz tylko odpisała na jego SMS-a i uspokoiła go pisząc, że ma się dobrze. To według niej pewnie miało mu wystarczyć.

Chłodna, ponura wieczorowa aura skłaniała go do rozmyślań. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczął się zastanawiać, co on tu w ogóle robi. Jednocześnie był doskonale świadomy tego, iż prędko się stąd nie wyniesie.

Mama Agaty była chora. Okrutnie by postąpił, gdyby zostawił przyszłą teściową samą, zdaną na łaskę opiekunów z domu spokojnej starości. Jeżeli starsza kobieta miała szansę na spokojne dokonanie swojego żywota, to tylko w bliskiej obecności swojej córki i przyszłego zięcia. Musiał siedzieć w Polsce. Dla niej, dla nich. Musiał. Dlatego postarał się o ten gabinet. Lokal co prawda nie był całkowicie jego, prowadził go razem z Maćkiem. Sam siedział tam tylko trzy dni w ciągu tygodnia, ale za to porządnie okradał z kasy swoich pacjentów. W końcu prywatna rehabilitacja nigdy nie uchodziła za tanią imprezę w tym skorumpowanym i zeszmaconym kraju.

Miał do wyboru to, albo lingwistykę stosowaną. I nawet teraz był przekonany, że wybrał najpiękniejszy zawód świata, że wybrał najbardziej właściwą dla siebie ścieżkę. Tę, na której miał poczuć się spełniony. Wciąż szukał tego spełnienia. Na Tulipanówku na poradni i w swoim prywatnym gabinecie.

Nie, żeby nie był przyzwyczajony do krzyków, wytkniętych w jego kierunku palców i wstrętnych żartów. Znał te realia bardzo dobrze. I może właśnie dlatego, że zdołał zaznajomić się z szykanami i wyzwiskami już w czasie studiów, teraz nie robiły one na nim niemal żadnego wrażenia. Nawet myślał, że sobie doskonale z tym poradzi, że to wszystko nie będzie go tak bolało. Zapomniał, że jest tylko człowiekiem, a praca na Tulipanówku brutalnie mu o tym przypomniała.

Dla ludzi, dla ludzi, wszystko dla ludzi! Taka myśl przyświecała mu, kiedy jeszcze w czasach studenckich przysypiał wieczorami podczas nauki i gdy jego współlokatorzy zastawali go rano przy biurku nieprzytomnego ze zmęczenia, z książką od anatomii pod głową. Cierpiał, ale czuł, że to cierpienie jest warte swojej ceny. Wierzył w siebie i wierzył w dobro drzemiące w sercach innych ludzi.

Krzywa rzeczywistość [15+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz