!TRWA KOREKTA!
Poprawione rozdziały: 10/12
Oznaczone jako 15+, ponieważ występują tu opisy i treści, które mogą zostać uznane za nieodpowiednie dla młodszych Czytelników
𝑀𝑎𝑙𝑒 𝑑𝑖𝑎𝑔𝑛𝑜𝑠𝑐𝑖𝑡𝑢𝑟, 𝑚𝑎𝑙𝑒 𝑐𝑢𝑟𝑎𝑡𝑢𝑟
❝Leczenie młodzieńcz...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
— Co najpierw? — zapytał Jacek, gdy wyszliśmy z windy i skierowaliśmy swoje kroki w stronę szklanych drzwi prowadzących na oddział.
Dziwnie się czułam, będąc tam po raz kolejny. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę musiała tu wracać, że będę chciała wrócić. Nie spodziewałam się również, że doktor da się przekonać i pozwoli nam pojechać. Przyjeżdżając na oddział jako nie-pacjentka musiałam się liczyć z tym, że ktoś może mnie zaczepić i zażądać wyjaśnień, że ktoś może nabrać podejrzeń i— że przez to spłoszymy Oskara.
— Najpierw pójdziemy do Róży.
Na początku lipca, niedługo po zrobieniu zdjęcia, dowiedziałam się od Róży, że będzie na oddziale przez pierwsze dwa tygodnie sierpnia. Zdecydowałam się, że wtedy ją odwiedzę. Ta narada u doktora miała miejsce nieco później, ale wszystko jakoś złożyło się właśnie w taki sposób, iż wydawało mi się, że Opatrzność chce, abym pojechała na Tulipanówek jeszcze przed moim ostatnim turnusem.
Przeszliśmy obok recepcji, gdzie dwie pielęgniarki, schowane za ladą, wypełniały jakieś dokumenty. Gdy nas spostrzegły, ja palnęłam niewyraźne „dzień dobry", a Jacek jedynie się ukłonił.
— Chyba cię nie poznały — stwierdził.
— Włosy mi urosły — odparłam krótko. — Ale to dobrze, nikt się do nas nie dowali.
Pchnęłam szklane drzwi i czując nagłą pewność siebie, wywołaną widokiem znajomego miejsca, rzuciłam w eter:
— Pokój temu domowi i wszystkim jego mieszkańcom!
Spojrzenia dziewczyn w sali były bezcenne.
— Wika!!! — Róża porwała się z łóżka usytuowanego w głębi sali i wpadła na mnie.
Uściskałam ją serdecznie, po czym przedstawiłam jej Jacka.
— Monika dzisiaj będzie? — zapytała Róża.
— Miała być, ale powiedziała, że nie chce tu wchodzić. Musielibyśmy wyjść na korytarz. Poza tym nie chcę rozmawiać wiesz... przy ludziach. — Skinęłam głową na dziewczyny znajdujące się w sali. — Na korytarzu właściwie nikogo nie ma, będzie wiesz... bezpieczniej.
— Ale konspira! — szepnęła podniecona Róża.
— Się tak nie cieszcie, jak damy plamę to ojciec mnie zatłucze — wzdrygnął się Jacek. — Znaczy... on i tak mnie zatłucze, prędzej czy później, ale wiecie... wolałbym później.
— Jak damy plamę, to zatłucze nas oboje. — Klepnęłam go w ramię. — Chodźcie.
Monika czekała na nas przed wejściem na oddział. Pomimo jej oporu udało mi się ją przytulić.
— Nie wierzę, że tu wróciłaś — powiedziała. — I nie wierzę, że dałam się zmusić do tego, żeby tu przyjechać.
Musiałam poczynić naprawdę wielkie wysiłki, żeby ją ściągnąć. Na tamten moment Monika miała już dziewiętnaście lat i — podobnie jak Jacek — zdała maturę. Ale nie to się dla mnie liczyło. Zależało mi na jej wiedzy na temat oddziału. Fakt, że była jego pacjentką tak długo, naprawdę był dla mnie niezwykle cenny. Potrzebowałam tego, co Monika skrywała głęboko w zakamarkach swojej duszy i miałam nadzieję, że podzieli się ze mną swoimi tajemnicami.