1 - Bilety

237 15 2
                                    

Czasami chciałaby się z kimś zamienić na życia. Większość ludzi w moim wieku miało pracę, by zarabiać na studia, ale nie ja. Nie miałam czasu na naukę, musiałam zajmować się rodziną.

Zawsze marzyłam o studiach, ale po prostu nie było nas na nie stać i teraz, w wieku prawie dwudziestu lat mogłam liczyć jedynie na mierną pracę w sklepie ze słodyczami pana Bill'a na rogu naszej ulicy. Nie miałam predyspozycji na nic innego.

Czasami aby dorobić sprzedawałam własne obrazy, ale tylko wtedy, gdy akurat było nas stać na farby, co zdarzało się rzadko.

Mówiąc nas mam na myśli oczywiście moją rodzinę. Mieszkam razem z młodszym bratem - Chrisem, mamą, babcią i dziadkiem. Nasz tata niestety zginął w wypadku przy pracy jakieś 5 lat temu. Od tamtej pory musieliśmy żyć z emerytury dziadków i marnych groszy, które zarabiała mama będąc kucharką w szkolnej stołówce Chrisa.

Plus jej pracy był taki, że zazwyczaj mogła zabierać te pozostałe nadprogramowe porcje obiadów, więc mogliśmy trochę na tym oszczędzić. Jednak to nie było wystarczająco.

Nie było nas stać na mieszkanie w bloku, bo czynsz był za wysoki. W dzisiejszych czasach wszystko jest drogie, a błogosławieni są tylko ci co mają kasę. Żyliśmy więc w wynajmowanym starym domku, tak zniszczonym, że nikt inny nie chciał go wynająć. Dom miał jeden większy pokój, czyli salon z kuchnią, małą łazienkę z wanną i jeden pokój. Mama spała ze mną i Chrisem w tym właśnie pokoju, natomiast dziadkowie spali na kanapie.

Staraliśmy się jak mogliśmy by uczynić tę ruderę, bardziej podobną do domu, ale nie wiele zdziałaliśmy. Grzyb powracał, a rury ciągle pękały. Dobrze, że chociaż dach nie miał dziur, ale i tak czasami podczas większej ulewy przeciekał. Nie mogę sobie wyobrazić co by było gdyby dom był drewniany, a nie tynkowany, jak nasz. Choć teraz i tak nie jest tak dobrze jak mogło być.

W każdym razie mimo tego wszystkiego starałam się myśleć optymistycznie. Miałam nadzieję na lepszą przyszłość chociaż dla mojego brata. W szkole radził sobie dobrze i miał nawet plan na życie, lepszy niż mój, którym były niemożliwe studia i kariera artystki, restauratorki zabytków, dekoratorki, architektki... czegoś co wiąże się z planowaniem, malowaniem, tworzeniem i takich tam.

To było tylko głupie marzenie. Marzenia były moją specjalnością. Potrafiłam się dosłownie wyłączyć na jakąś godzinę i bujać w obłokach, podczas gdy inni myśleli, że straciłam rozum. Problem w tym był tylko taki, że dużo myślałam, a mało robiłam, czego nie można było powiedzieć o panu Wonce.

No właśnie - pan Willy Wonka. Człowiek pełen pomysłów, który w przeciwieństwie do mnie wie, jak je wcielić w życie. Podziwiałam go. Zainteresowałam się jego osobą tylko ze względu na fabrykę, która stała niedaleko naszego domu.

Fascynowała mnie ta budowla. Miałam parę jej szkiców powywieszanych na ścianie. W przypływie ciekawości postanowiłam się zagłębić w ten temat i przeczytałam parę artykułów o jej właścicielu. Nie wiedziałam, że tak obszerny biznes może prowadzić jeden człowiek.

Niestety nikt nigdy nie wchodził i nie wychodził z fabryki. Intrygowała mnie ta tajemnicza strona firmy Wonki.

Dlatego byłam niezwykle zdziwiona jak i podekscytowana, gdy idąc do pracy zauważyłam ogłoszenie wywieszone na słupie. Willy Wonka zapraszał pięcioro dzieci do swojej fabryki! Jak ja bym chciała ją zwiedzić i poznać wszystkie jej tajemnice. Nie zliczę ile razy wyobrażałam sobie jak może ona wyglądać od środka.

Jednak to był konkurs dla dzieci i wymagał kupna czekolady. Ja nie jestem już dzieckiem, a na dodatek jak na ironie pracowałam w sklepie pełnym tej czekolady, lecz nie mogłam sobie na nią pozwolić. Musiałam myśleć o rodzinie.

An exception || Willy WonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz