10 - Stare stosunki

141 12 2
                                    

Od czasu pobytu w fabryce, coraz częściej uciekałam gdzieś myślami. Próbowałam sobie wyobrazić, co mnie ominęło gdy odrzuciłam propozycję. Myślałam o tym jak to wszystko mogło wyglądać, a przede wszystkim o Willym Wonce. Gdy człowiek za dużo myśli, dochodzi do dziwnych wniosków. Być może zbyt surowo go sądziłam? Tak, zachowywał się dziwnie, ale to po to by zrobić jakieś wrażenie. Nie jego wina, że mu nie wychodziło, każdemu się zdarza. Ja gdy próbuje komuś zaimponować zdecydowanie za często rzucam sarkazmem i żartami. Taka jestem, on był taki.

- Twoje rysunki się zmieniły. - powiedział pan Bill.

- Co? - zapytałam wyrwana z zamyślenia.

- Kiedyś prawie cały czas rysowałaś fabrykę. Teraz rysujesz jakiegoś człowieka w cylindrze. To ten Willy Wonka? - zapytał z uśmiechem.

Rzeczywiście ostatnio dużo razy go szkicowałam. Nawet teraz to robiłam. Zmięłam w ręku paragon i wyrzuciłam do śmietnika, a ołówek wetknęłam w upięte włosy.

- Tak, ale to dlatego, że ma ciekawy wygląd. Nic więcej. Jest po prostu dobrym obiektem do rysunku.

- Na pewno tylko dlatego? - zapytał wyczekująco pan Bill.

- Tak. Na pewno - powiedziałam z uśmiechem.

- To powiedz. Jest dziwny? Słyszałem, że samotność zmienia człowieka.

- Nie jest samotny. Ma pracowników. Poza tym jest... - szukałam słowa. - Ekscentryczny - oznajmiłam i wróciłam do pracy.

- Czyli dziwny - stwierdził pan Bill. - Dzisiaj muszę wyjść wcześniej. Zamkniesz?

- Tak... nie - odparłam po chwili. - Nie mam kluczy.

- Zgubiłaś je?

- Nie. Zostały w płaszczu, a płaszcz w fabryce - wyjaśniłam z przepraszającym uśmiechem do szefa, a ten tylko się zaśmiał.

- Nie ma sprawy. Weź zapasowe - odparł.

Gdy nadszedł czas zamknięcia, przekręciłam plakietkę na drzwiach, tak by głosiła słowo "zamknięte" i zabrałam się za finalne sprzątanie. Musiałam tylko zmieść podłogę oraz zamknąć kasę i zaplecze.

Podczas gdy szukałam zapasowych kluczy na zapleczu usłyszałam dzwonek wejściowy. Ktoś wszedł do sklepu.

- Już zamknięte. Proszę wrócić jutro - powiedziałam głośno z zaplecza.

- Ja tylko po jedną rzecz - odpowiedział ktoś, bardzo znajomym głosem. Jednak nie rozpoznałam kto to.

- Niestety jest zamknięte. Przykro mi - powiedziałam wychodząc z zaplecza i wtedy już wiedziałam do kogo należał ten głos. W sklepie stał Willy Wonka.

- Zapomniałaś płaszcza - powiedział. - W kieszeni były klucze i... - wyjął coś ze swojej kieszeni - to.

Podał mi paragon z rysunkiem fabryki. Miałam go w kieszeni, bo uważałam, że mi szczególnie wyszedł. Wzięłam od niego rzeczy i wyrzuciłam paragon z rysunkiem do kosza z beznamiętną miną. Niech nie myśli, że mi zależało. Jednak nadal nic nie mówiłam. Staliśmy tak i patrzeliśmy po siebie.

- Nie wiedziałem, że rysujesz...

- Po co pan tu przyszedł? - zapytałam.

- Oddać ci rzeczy.

- Mógł pan wysłać pocztą. Znał pan adres. Jednak pan tu przyszedł, po co?

- Sam nie wiem. Ostatnio jest ze mną coś nie tak - zaczął przestając już mówić cicho. - Co ci pomaga jak czujesz się nie w sosie? - Zapytał opierając się na blacie.

An exception || Willy WonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz