8 - Telewizja

136 11 0
                                    

- Nie wiem czemu nie pomyślałem o tym wcześniej. Winda to najszybszy sposób przemieszczania się po fabryce - oznajmił wciskając guzik i wchodząc do wielkiej szklanej windy.

- Tu nie może być aż tyle pięter - powiedział Mike patrząc na dosłownie całą ścianę windy, pełną guzików.

- A ty skąd to wiesz mądralo? - powiedział Wonka. - To nie jest jakaś tam zwyczajna winda, w górę, w dół i koniec. Ta winda jeździ krzywo i prosto i na ukos i robi skoki na boki, i jak tylko chcesz. Wystarczy tylko, że klikniesz guzik i siup!

Pan Wonka kliknął guzik, winda wydała jakiś dźwięk i nagle szarpnęła nami w bok. W windzie było ciasno, a że stałam tuż obok pana Wonki to na niego wpadłam.

- Przepraszam - powiedziałam zakłopotana. Pachniał jak wiśnie w czekoladzie. Uwielbiałam je jak byłam mała. Przestań dziewczyno, on jest psychiczny - pomyślałam.

- Nie szkodzi - powiedział z lekkim uśmiechem.

Potem jednak winda polecała w drugą stronę i to on na mnie lekko wpadł. Musiał się podtrzymać ręką, żeby nie upaść całkiem. Jednak on nie przeprosił. Uśmiechnął się tylko trochę zażenowany i odwrócił wzrok.

- Oh! - Powiedział. - Panie i panowie, witajcie na cukrowej górze.

Była to wielka góra, na której wspinało się parę Umpa-Lumpów. Pomachali nam, więc odmachałam krótko i pojechaliśmy dalej. Widzieliśmy jak golone są różowe owce, o których pan Wonka wolał nie rozmawiać, stosunkowo nowy szpital i oparzeniówkę dla lalek, część administracyjną oraz jakąś salę fajerwerków.

- Tutaj jest magicznie - powiedziałam. - Dziwnie... ale magicznie.

- Gdzie tam. Wszystko tutaj jest bez sensu - oznajmił Mike.

- My jesteśmy kompozytorami, twórcami naszych snów. Wytwory wyobraźni nie muszą mieć sensu - chciałam jakoś przekonać to sceptyczne dziecko.

- Bzdura. To się kupy nie trzyma. Te całe słodycze to strata czasu. - odparł.

To dziecko nie ma za grosz wyobraźni - pomyślałam. Dobrze, że mój brat taki nie był. Poklepałam Chrisa po ramieniu, a ten się uśmiechnął pocieszająco, jakby wiedział co sobie myślę. Za to pan Wonka znowu wyglądał jakby gdzieś odpłynął.

- Teraz ja chcę wybrać pokój - uparł się Mike. Pan Wonka znowu uśmiechnął się jak psychopata, zgadzając się.

Teraz przyszło mi do głowy, że on po prostu stara się jakoś specjalnie uśmiechać ze względu na dzieci. Nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Był jaki host telewizyjny w programie dla dzieci, który nie nadawał się do swojej pracy.

Mike wcisnął guzik, kierujący do sali telewizyjnej, a winda automatycznie zmieniła kierunek. Trafiliśmy do niezwykle białego pomieszczenia, tak że trzeba było aż zmrużyć oczy.

- Szybko, załóżcie je i nie zdejmujcie, choćby na ułamek sekundy - powiedział Wonka podchodząc do wieszaka z takimi okrągłymi okularami, jakie miał na początku. Tylko, że te miały białe oprawki.

- To światło może wam wypalić oczy z czaski, a tego byśmy nie chcieli. Prawda? - zapytał. Jednak sposób w jaki to wypowiedział, dawał wrażenie, że chętnie by zobaczył jak komuś tak wypala oczy.

- W tym pokoju testujemy mój ostatni i największy wynalazek; czekoladę telewizyjną - zaczął prowadząc nas przez salę. - Pewnego dnia uświadomiłem sobie: Hej! Jeżeli telewizja potrafi rozczepić obraz na miliony malusieńkich kawałków, wysłać je drogą powietrzną i poskładać na drugim końcu, to czemu nie zrobić tak z czekoladą? Czemu nie mogę wysłać czekolady przez telewizję, by od razu można ją było zjeść?

An exception || Willy WonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz