12 - Fabryka

148 17 2
                                    

Stojąc drugi raz pod bramą fabryki, czułam się dziwnie. Niby byłam tu dość niedawno, a jednak wspomnienia wydawały się odległe. Nacisnęłam prawie niewidoczny guzik domofonu umieszczony z boku bramy i czekałam, aż ktoś otworzy. Takie instrukcje otrzymałam od pana Wonki. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Zmrużyłam oczy by lepiej widzieć drzwi fabryki, w czym przeszkadzała niemała śnieżyca, która od rana ogarniała miasto. Parę ludzi odwracało głowy, przyglądając się mi z zaciekawieniem. Starałam się nie zwracać na nich uwagi. Nie lubiłam być w centrum zainteresowań. 

Po chwili ujrzałam, że drzwi się uchyliły i z fabryki wyszedł nie kto inny jak Willy Wonka, w swoim bordowym płaszczu, wysokim cylindrze oraz dziwnych okularach. Był jak barwna plama na tle szarej fabryki spowitej śniegiem. 

Willy odszukał mnie wzrokiem i pomachał entuzjastycznie w moją stronę. Obejrzałam się dookoła, by odkryć, że parę ludzi stanęło z boku obserwując zajście. Zacisnęłam mocniej dłoń na rączce walizki i błagałam w duchu Wonkę, by się pospieszył. Mężczyzna szedł w stronę bramy żwawym krokiem, co chwila podpierając się laską. Zastanawiało mnie czy jej w ogóle potrzebował.

Pan Wonka wyciągnął klucz i otworzył drzwiczki z uśmiechem na twarzy.

- Tak Bardzo się cieszę, że cię widzę, droga Jane. Wiesz przez chwilę obawiałem się, że zmieniłaś zdanie albo coś ci się stało. Ale jesteś! - Pan Wonka mówił, tak szybko, że z trudem rozumiałam poszczególne słowa. - Od razu jak zadzwoniłaś wyskoczyłem ci otworzyć. Widzisz, miałem plan wysłać Umpa-Lumpasy, ale ten śnieg to zupełnie nie ich klimat, poza tym nie chcemy robić sceny, nie prawdaż? 

Pan Wonka ukłonił się lekko w stronę gapiów, a ja poszłam szybkim krokiem w stronę fabryki.

- Ej, czekaj! Zaprowadzę cię! - krzyknął za mną.

- Idę szybko, bo nie chcę zamarznąć - odparła szybko i przyspieszyłam kroku.

...

- Nadal nie kupił pan wieszaka? - zapytałam gdy weszliśmy do środka.

- Wieszaka?

- Ostatnio kurtki rzucało się na podłogę. 

- Ach, ha ha - Willy zaśmiał się sztywno. - Naturalnie, że mam wieszak. Poza tym dziś swój płaszcz jak i walizki zostawisz w swoim pokoju. Chodź za mną - oznajmił. 

Po lewej stronie korytarza stała winda. Pan Wonka kliknął jeden z wyższych guzików, i poszybowaliśmy w górę. 

- To wszystko co ze sobą masz? - zapytał Wonka obserwując moją małą walizkę. 

- Nie potrzebuję więcej - odparłam z uśmiechem.

Gdy winda się zatrzymała, wyszliśmy na korytarz, nieco mniejszy od głównego, również wyłożony czerwonym dywanem. Na jego końcu były wielkie drewniane drzwi ze złotą literą W. 

- To część mieszkalna - oznajmił Wonka i pchnął wielkie drzwi skłaniając się lekko i gestem zapraszając mnie do środka. 

Ujrzałam wielki salon z dużymi oknami po sam sufit, ze zdobionymi złoto-bordowymi zasłonami. Na środku stała duża, skórzana kanapa na przeciwko kominka w którym płonął kolorowy ogień. Po prawej znajdował się wielki fortepian oraz ściana z obramowanymi zdjęciami. Po lewej zaś były schody prowadzące na antresolę pełna półek z książkami, która ciągnęła się dookoła pokoju. Obok schodów było otwarte przejście do innego pomieszczenia.

Był to najładniej przyozdobiony pokój jaki kiedykolwiek widziałam. Musiałam się bardzo postarać, by nie otworzyć buzi ze zdziwienia. Nie wiem ile tak się temu wszystkiemu przyglądałam, ale w pewnym momencie, pan Wonka pomachał mi ręką przed oczami, co sprowadziło mnie na ziemię. 

An exception || Willy WonkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz