Miło cię znowu widzieć

372 18 9
                                    

Miesiąc później

Aby można uznać Buckiego za niewinnego, musiał chodzić na co tygodniowe terapie. Zawsze jednak wyglądało to tak samo. Miał już tego dość. Jednak wiedział, że gdyby tam nie chodził byłoby jeszcze gorzej. Odkąd Steve odszedł doskwierała mu samotność. Znalazł sobie jednego znajomego, sąsiada. Jednak nie był to przypadkowy sąsiad. Bucky był mu coś winien. Był mu winien życie syna. Jednak nie mógł tego oddać, już nic mu tego nie przywróci, więc Zimowy Żołnierz spędzał z nim czas.

— Wciąż masz koszmary? — zapytała doktor.

— Nie — odpowiedział mężczyzna. Kobieta wyciągnęła swój notes.

— James, wiem, że kłamiesz. O czym były? — Bucky przyglądał jej się uważnie. Chciał już jej powiedzieć, ale w pokoju rozległ się dźwięk pukania do gabinetu.

— Zaraz do tego wrócimy. Muszę komuś tylko coś dać ważnego, przepraszam. Proszę wejść — młoda kobieta weszła do pomieszczenia. Gdy tylko zauważyła Buckiego, od razu odwróciła wzrok. Pacjent miał dziwne wrażenie, że zna tą kobietę, że wie kim jest. — Proszę Blake. Tu jest pozwolenie — to imię nic mu nie mówiło. Jego pamięć znowu zawodzi. Gdy wychodziła udało mu się złapać z nią kontakt wzrokowy, te fioletowe tęczówki. On je znał, już gdzieś je widział.

— Sen — powiedział, jednak nie spodziewał się, że starsza kobieta to usłyszy. Spojrzała na niego zdziwiona — Muszę się przespać — skłamał mężczyzna.

— Wydaje mi się, że — przeniosła wzrok na zegar — że możemy już kończyć na dzisiaj. Pamiętaj nie wpakuj się w żadne kłopoty. I spróbuj nie być samotnym. Chociaż na chwilę — Bucky uśmiechnął się sztucznie, podziękował i wyszedł.
Rozglądał się za kobietą, którą przed chwilą widział. Jednak nigdzie nie mógł jej znaleźć. Mógł przysiądz, że przeszedł cały ośrodek.

Ava po spotkaniu Buckiego od razu udała się do samochodu. A co jeśli on ją rozpoznał? Co jeśli on ją pamięta? Lub gorzej. Co jeśli pamięta tylko Frostblade? Rozmyślając ruszyła z piskiem opon w stronę lotniska. Musiała przecież kogoś odwiedzić.

Kilka godzin i stała już pod drzwiami prowadzącymi do celi. Uśmiechnęła się przyjaźnie do strażnika i pokazała identyfikator. Mężczyzna odwzajemnił gest i umożliwił jej wejście. Gdy tylko zobaczyła Helmuta czytającego książkę ucieszyła się.

— Machiavelli — powiedział więzień. Dziewczyna nie wiedziała, że została zauważona, przez co trochę się wzdrygnęła.

— Miło cię widzieć znowu. Trochę czasu minęło nieprawdaż? — zapytała z uśmiechem na ustach.

— Może dla ciebie. Dla mnie to tylko jakby miesiąc. Tych pięciu lat nie odczułem. Jak się trzymasz Ava? — dziwnie było jej słyszeć znowu te imię. W głębi duszy cieszyła się, że może znowu je usłyszeć.

— Biorąc pod uwagę fakt, że nagle zniknęła połowa świata. Na pięć lat. Później magicznie wróciliście. No to nie jest tak źle — zaśmiała się — ale ten czas dał mi sporo do myślenia, wiesz?

— O czym tak rozmyślałaś przez pięć lat? — mężczyzna wstał ze swojego łóżka i podszedł bliżej. — Zamierzasz powiedzieć światu, że jesteś super żołnierzem?

— Nie! Oczywiście, że nie. Dobrze wiesz jakby to się skończyło. Jednak — wzięła głęboki wdech — będę pomagać, mimo to nie będę się wychylać. Moja tożsamość — mężczyzna spojrzał na nią zaciekawiony — ta prawdziwa tożsamość, musi zostać tajemnicą. Zgoda?

Mężczyzna nie odpowiadał. Myślał nad czymś intensywnie. Przecież gdyby ją wydał pozbył by się jednego żołnierza. Taki jest jego cel. Jednak coś go blokowało. To ona go wspierała, to ona z nim rozmawiała, nie oceniała go.

— Zgoda. Nikomu nie powiem. — uśmiechnął się. — A teraz odpowiadaj co się zmieniło na tym świecie.

Zmęczona Ava opadła na łóżko w hotelu. Rozmawiała z Baronem przez prawie dwie godziny. Zdziwiło ją, że strażnik jej nie wyprosił. Jutro miała wrócić do domu. Jednak teraz potrzebowała snu.

***

Trzy dni później Bucky pojawił się w hangarze lotniczym. Poszukując swoim wzrokiem Wilsona, gdy go zauważył to przyspieszył.

— Dlaczego?! Dlaczego oddałeś tarcze?!

— Nie muszę ci się spowiadać. I tak byś nie zrozumiał. Ani ty, ani Steve. — James miał ogromną ochotę przyłożyć Falconowi. Nie mógł przestać myśleć o tym nowym. Johnie Walkerze. Miał wrażenie, że w jego głowie przewija się za dużo informacji.

Falcon dodał jeszcze tych informacji. Zaczął mówić mu o jakieś grupie przestępczej, terrorystach. Jednak Bucky nie zbyt się na tym skupiał.

— Więc mogą być częścią wielkiej trójki — powiedział Wilson.

— Czego do cholery? Jakiej trójki? — Barnes myślał, że się przesłyszał.

— Androidy, kosmici i czarodzieje. Pomyśl o tym. Zawsze walczymy z kimś z tej trójki. — mówił pewny siebie mężczyzna.

— To nie ma sensu. Z kim walczysz teraz? Z Gandalfem? — zapytał lekko rozbawiony.

— Nie. Ej skąd ty wiesz o Gandalfie?

— Czytałem Hobbita. W 1937 kiedy dopiero co wyszedł. — odpowiedział zadowolony z siebie.

— Dobra nie ważne. Muszę sprawdzić czy to co pokazał Redwing, to prawda. — powiedział udając się w stronę wyjścia z hangaru.

— Idę z tobą! — podbiegł do niego mężczyzna.

Akcja Sama i Buckiego nie należała do najbardziej udanych. John i Lamar się pojawili przez co cały ich plan poszedł w piach. Nie oszukujmy się, nie było planu. Co nie zmienia faktu, że oni tylko pogorszyli sprawę. Na lotnisku po powrocie czekała na tą dwójkę niespodzianka. Mianowicie radiowóz.

— Pan Barnes? — powiedział policjant. Bucky wiedział o co chodzi. Cholerna terapia. Spojrzał na Sama i wsiadł do radiowozu. Nie awanturował się, i tak nic by to nie dało.

Gdy wszedł do komisariatu zobaczył za sobą Sama. Musiał jechać za nimi. Przed nim stała pani doktor.

Urządziła im niezłą pogadankę. Gdy tylko wyszli zobaczyli Johna opartego o samochód.

— Musimy sobie pomóc, chłopaki — powiedział gdy dwójka szła w jego stronę.

— Bez urazy John, ale nie możemy współpracować — powiedział Sam.

— I nie chcemy — dodał Bucky. Falcon spojrzał na niego. Można było zauważyć gniew Walkera. Chciał być jak najlepszym Kapitanem, wiedział, że przydałaby mu się ich pomoc.

— To mam dla was radę. Nie wtrącajcie się lepiej. — wsiadł z Lamarem do samochodu.

Gdy odjechali James odetchnął z ulgą.

— Jak chcemy ich znaleźć? — zapytał Wilson, idąc w stronę swojego samochodu. Bucky zastanawiał się przez chwilę od czego można by było zacząć.

— Są super żołnierzami, prawda? — mężczyzna przytaknął — znamy pewną osobę, która ma ogromną wiedzę na ten temat.

— Nie, nie! — wtrącił Sam. — On zabił króla T'Chakę i wielu innych. To przez niego Tony pokłócił się ze Rogersem. Zresztą z tobą też nie było za dobrze. Więc nie.

— Bez niego nie mamy szans Sam. Tylko z nim porozmawiajmy. Nic złego się nie stanie. — Uśmiechnął się.

— Dobra, chodźmy znaleźć Zemo. — powiedział zrezygnowany Sam.

Żywe wspomnienie // Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz