22

497 31 0
                                    

Riley

Nie czuje już nóg, właściwie to niczego. Pod paru dobrych kilometrów biegnę lub idę, bez jakiej kolwiek przerwy. A pragnę usiąść, choć na moment, jednak trzyma mnie przy tym wszystkim obraz w głowie Ethana. Obraz jego śmierci. Nie chcę nawet myśleć, że stanie się to rzeczywistością. Nienawidzę go za te kłamstwa, tylko cholera wciąż mi na nim zależy. Dlatego  po wydostaniu siebie i jego, będę potrzebowała dużego odpoczynku od tego wszystkiego. Poukładać sobie w głowie ostatnie miesiące z Ethanem. Obecnie nie myślę racjonalnie, teraz trwa jedynie walka o przetrwanie. Ja właściwie mogłabym uciekać z dala od tego miejsca, lecz nie zostawię go. Nie teraz, nie gdy mnie potrzebuje. Kiedy ja potrzebowałam pomocy, to był przy mnie, więc ja nie zostawię go.
Po półtorej godzinie marszu docieram do znajomej mi okolicy. Najbardziej rzucił mi się w oczy stary ceglany dom. Ucieszona zaczęłam biec w jego stronę, lecz na widok skrzyżowania aż zakręciło mi się w głowie. Cholera, nie pamiętam, w którą to było. W opuchniętych już oczach poczułam kolejny napływ łez, gdyż boję się, iż Ethan dojedzie tam pierwszy. Wtedy to wszystko nie miałoby sensu. Moje bycie tu, wracanie tyle kilometrów z powrotem, mimo że bardzo chciałam stamtąd uciec. Kurwa, jakie to wszystko pogmatwane. Cała miłość. Niby spacer niczym w niebie, jednak czasem i w raju zawita piekło. Obecnie czuje się niczym w piekle. Miałam spokojne życie, a teraz ratuje je facetowi, który od samego początku mnie okłamywał. Ironio och ironio.

– Riley kretynko skup się – powtarzam w kółko do siebie, jednak nic nie dostrzegam. Droga do tego miejsca była dość łatwa, gdyż wystarczyło iść prosto przez autostradę. Tego skrzyżowania nie pamiętam, choćbym nie wiem, jak bardzo bym chciała. Postanowiłam zaryzykować. Skręciłam w pierwszą lepszą drogę i podążyłam prosto z nadzieją, że znajdę mojego faceta. Zaczęłam się rozglądać, w celu znalezienia, chociaż głupiego śmietnika, który pozwoli mi skojarzyć drogę do domu Emily. Jednak nic takiego nie znalazłam, lecz pewna rzecz przykuła moją uwagę. Konkretnie samochód. Czarny, tego samego koloru felgi i te przyciemniane szyby. Cholera, przecież to Mercedes Ethana. Szybko do niego podbiegłam, mało nie potykając się o własne nogi. W środku nikogo nie ma. Rozejrzałam się i pobiegłam przed siebie, szukając tego budynku. Nagle usłyszałam, starzał, przez co cała zadrżałam. Mam nadzieję, że nic Lockwoodowi nie jest. Bo osobiście poproszę Aleksandra o pomszczenie go. Zresztą, chyba nawet nie musiałabym.
Po chwili dostrzegłam znajomy szary dom z brązową karpiówką. Drzwi są otwarte, więc bez zawahania się wbiegłam do środka. Z góry dochodzą krzyki i głośne rozmowy. Biegnę, więc po drewnianych schodach, nie martwiąc się nawet o własne bezpieczeństwo. Jednak widok Emily na podłodze, a obok niej Ethana z bronią wprawił mnie w bez ruch. Za nim stoi Aleksander i trójka nieznajomych mi facetów. A obok martwi mężczyźni, czy to Ethan zrobił? Na widok krwi cieknącej z ich ust i głowy, zrobiło mi się niedobrze.

– Ethan – odezwałam się cicho, lecz ten tylko odwrócił głowę, w moim kierunku, po czym pociągnął za spust, mierząc w nogę dziewczyny. Głośno krzyknęła, wywołując dreszcze na moim ciele.

– Riley, jesteś cała – powiedział, obejmując mnie, lecz tego nie odwzajemniłam. Dlaczego? Sama nie wiem. To, co się obecnie to dla mnie za dużo, zdecydowanie za dużo.

– Uważaj, ten dom jest obładowany materiałem wybuchowym – poinformowałam go, a ten tylko pokiwał twierdząco głową, całując mnie mocno w czoło.

– Felton, weź Riley stąd – nakazał mężczyźnie obok. On złapał mnie za dłoń, którą od razu wyrwałam.

– Nigdzie się stąd nie ruszę. – Zrobiłam krok w tył, patrząc raz na Ethana, raz na faceta o nazwisku Felton.

– Proszę cię, nie utrudniaj mi tego. Felton zabierze cię prosto do domu Ashley. Załatwię, co muszę i wszystko Ci wyjaśnię. Daj mi szansę. – Spojrzał głęboko w moje oczy. Poczułam tylko napływ łez, po czym bez pomocy jego kolegi wsiadłam do Mercedesa. Dopiero siedząc tutaj, rozpłakałam się na dobre. Na kolejny dźwięk strzału poczułam dreszcze.

– Ethan, ty kłamco – wyszeptałam do siebie, lecz mimo to Felton to usłyszał.

– Nie jest to rozmowa na teraz, lecz nie patrz na Lockwooda przez pryzmat tego czym się zajmuje. Jest to złoty człowiek, który za ciebie odda życie i zabije, co to jest dowodem. – Wskazał palcem na miejsce, skąd pewnie teraz z Emily uchodzi życie. Nic mu nie odpowiedziałam, natomiast on podał mi koc i butelkę wody, po czym odjechał z podjazdu.

– Zapomniałem zapytać, jesteś ranna? Potrzebujesz lekarza? – zapytał po pół godziny jazdy. Wizyta lekarza przydałaby się, gdyż uderzenia tych mężczyzn do delikatnych nie należały. Ból czuję nadal na swoim ciele. Jednak nie mam teraz głowy, do tych urazów.

– Chyba nie – odpowiedziałam, po czym włączyłam ogrzewanie, gdyż okropnie mi zimno.

– I tak wezwę swojego doktora. – Poinformował, a ja nie zaprzeczyłam. Pragnę teraz położyć się do łóżka obok Ash i wygadać się, albo i nie. Po prostu zasnąć i obudzić się z nadzieją, że to tylko zły sen. Że znów wstanę, ubiorę ten cholerny strój wybrany przez szefa zboczeńca, pół dnia będę redagować książki, a potem spotkam się z szarmanckim właścicielem klubu Lockwood. Jednak rzeczywistość jest nieco inna.

Jeszcze parę rozdziałów i nadejdzie koniec Walk in heaven, czyli krótkiego spaceru w niebie Ethana Lockwooda i Riley Caren. Jednak nie jest to ostateczny koniec. Zapowiadam już, że jestem w trakcie tworzenia kolejnej części. Mam nadzieję, że mimo końca tej części nadal będziecie ze mną. ❤️❤️

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz