11

662 29 0
                                    

Ethan

Po telefonie Ashley myślałem, że żartuje. Jak najszybciej przyjechałem do domu Riley, lecz okazało się to prawdą. Ktoś naprawdę chciał ją postrzelić. Skąd ta pewność, że to nie dotyczy jej przyjaciółki? Gdyż to Riley wmieszałem w swoje mafijne życie, a ona nawet nie ma o tym pojęcia. I jeszcze nie wiem, czy chce, aby wiedziała. Nie mogę jednak jej okłamywać, prędzej czy później się dowie. A kiedy ten oto piękny dzień nadejdzie, będzie on naszym ostatnim. Krótko mówiąc, znienawidzi mnie i zmiesza z błotem, na co zasługuje.
Teraz staram się o tym nie myśleć, lecz o tym, aby ją odstresować. Postanowiłem ją przywieść do domu. Chciała go zobaczyć, więc tego dokonam. Cały czas zerkam na jej twarz, na której namalowało się zdziwienie. Cóż, mój dom nie należy do najgorszych, robi wrażenie. Podświetlany podjazd, na którym stoją trzy samochody, a na środku fontanna. Natomiast o resztę dba jedynie Scarlett. Ogród niestety jest kompletnie zaniedbany. Nikt nie ma czasu, na tego typu rzeczy. Może ktoś kiedyś się tym zajmie.

- Mieszkasz tu? - zapytała, wskazując palcem na szary budynek.

- Tak - odpowiedziałem i otworzyłem drzwi. Pierwsze co jej się ukazało to biały korytarz, w którym stoi kilka rzeźb. - Rozgość się.

- Gdybym to zrobiła, to bym się zgubiła - zaśmiałem się.
Zaczęła podążać powoli dalej, lecz to w salonie na dłużej została. Zwrócił jej uwagę stojący przy oknach biały fortepian.

- Grasz? Nic nie wspomniałeś?

- Zabrałem cię tu, bo chciałaś mnie lepiej poznać - wytłumaczyłem, po czym zasiadłem przy pianinie. Prosząc ją, by zrobiła to samo. Przyłożyłem palce do klawiszy, po czym zacząłem grać. Grać, dla niej, z myślą o niej. O tym, że siedzi teraz obok, o żalu, że ktoś mógł ją strącić z tego świata. Nie wyobrażam sobie nawet tego. Cholera, przecież znamy się miesiąc, a ja czuję, jakby już należała do mnie.
Przysięgam, że gdyby nie to, czym się zajmuję, dawno bym jej to wyznał. Nie boję się prawdy a tego, że ktoś jej zrobi krzywdę. Chociaż, ludzie od E., są o wszystkim dobrze poinformowani. Dwa razy narazili jej życie, więc ja pozbędę się ich.

- Podoba mi się - powiedziała, gdy oddaliłem dłonie od klawiszy.

- Riley, masz ochroniarza - wyznałem. O takich rzeczach może wiedzieć, w końcu to tylko dbanie o jej bezpieczeństwo.

- O czym ty mówisz? - odsuwa się ode mnie, stając przy skórzanej sofie.

- Napadli na mój klub, zamordowali przyjaciela, ktoś próbował w ciebie wjechać, a dziś to. - Uświadomiłem jej. - To tylko dla twojego bezpieczeństwa.

- Nie możesz za mnie decydować - oburzyła się, unosząc dłonie do góry.

- Wiem, po prostu się martwię o ciebie. - odpowiedziałem. - Chcesz? - zapytałem, nalewając do swojego kieliszka czerwonego wiśniowego wina. Riley pokręciła twierdząco głową i zaczęła rozglądać się dalej. Wchodzi po schodach, gdzie podążam za nią. Co parę metrów na jej twarzy widzę obrzydzenie, a dotyczy to wiszących na ścianach broni.

- Repliki, spokojnie - skłamałem, lecz kłamstwo to pozwoliło jej się rozluźnić.

- Po co samotnemu Panu Lockwoodowi, taki dom? - zapytała, a w mojej głowie namalował się obraz mojej byłej ukochanej, Emily. Dom był zrobiony pod jej projekt, lecz parę miesięcy przed końcem budowy, rozłożyła nogi przed jakimś frajerem. - Wszystko dobrze?

- Wiesz, samotny całe życie nie chce być. Dobrze, byłoby gdyby w niedalekiej przyszłości kąty te wypełniła kobieta, a wraz z nią dzieci - w głowie doznałem wizji Riley, przytulającą mnie w pięknie urządzonym ogrodzie, gdzie na środku biega dwójka małych czortów. - Bogactwo z czasem nudzi.

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz