6

741 44 2
                                    

Ethan

Mijają dni od odejścia przyjaciela. Od cholernych kilku dni nic nie słyszę o anonimie. Jedyne co do mnie dotarło to o jego podszywaniu się pode mnie. Odbiera moje dostawy z Manahatanu, a do tego człowiek, którego opłacam za transportacje samochodów promem, zniknął. Wszystko zaczyna się komplikować coraz bardziej, co mi się zaczyna nie podobać. Najpierw atak na klub, morderstwo informatyka, a teraz coś takiego. Ciekawe co ojciec takiego zrobił temu E.. Skurwiel chyba nie wie, że Ian nie żyje, a teraz ja przejąłem biznes, ale przecież.
Problemy rodziny, to też twoje problemy. Moto życia w tym świecie.
Rzucam butelką whisky o ścianę, która rozpryskuję się po całym gabinecie, a rdzawa ciecz brudzi szarą wykładzinę.

- Co jest?! - pyta ochroniarz, którego po incydencie z Mattem wynająłem. Nigdy nie wiadomo, czy ktoś z nich nie będzie chciał się zabawić w snajpera. Chociaż, w takiej sytuacji to mi nawet ochroniarz nie pomoże. Jednak ważne jest mieć, co kolwiek. Ostatnio, wszędzie zrobiło się niebezpiecznie. We własnym łóżku nie czuję się nawet bezpiecznie.

- Nic, możesz wyjść - nakazuję, więc grzecznie opuszcza pomieszczenie. Zaczynam wyciągać z drewnianej komody kolejną butelkę, lecz nagle wpadam na pomysł. Szybko zasiadam przy biurku, wybierając numer do przyjaciela.

- Czy spaliłeś tamte papiery? - pytam od razu, gdy Aleksander odebiera. W głowie jedynie błagam, aby zaprzeczył. Karty ojca mogą wiele wyjaśnić i pomóc w tej sprawie. Kiedyś poprosiłem o spisanie wszystkich informacji na jego temat oraz akcji. Na pewno pojawi się ktoś o imieniu lub nazwisku E. Ian był tak samo chory na punkcie sprawdzania ludzi jak ja, więc musiał coś wspomnieć o anonimie.

- Które, kurwa, Ethan jest trzecia! - krzyczy, na co jedynie przewracam oczami. Może faktycznie ostatnio słabo sypiam, ale bez przesady, aby się unosić z tego powodu. Nie mogę w takim momencie, sobie po prostu spać. Muszę działać.

- Mojego taty, pięć czarnych teczek, gdzie one są? - Wstaję nerwowo z obrotowego krzesła. Mam nadzieję, że coś się zachowało, inaczej ciężko będzie co kolwiek znaleść. Anonim nie pracuje na własną rękę, wynajmuje ludzi, co jest jeszcze bardziej trudniejsze. Za odpowiednią sumę pieniędzy, nie wydadzą, kto dowodzi tym wszystkim. Może w chwili posiadania noża przy gardle albo nawet śmierci, sami nic nie powiedzą.

- Nie ma ich, mówiłeś, że chcesz się pozbyć rzeczy ojca, więc tak zrobiłem - bełkocze zaspanym i zachrypniętym głosem, ziewając przy tym kilka razy.

- Cholera! - Rozłączam się i rzucam tym razem telefonem tak jak butelką. Co mi strzeliło do głowy, żeby to spalać. Przecież to są ważne rzeczy, akta ludzi trzymam właśnie tu, w gabinecie. Chyba że właśnie, nie żyją. Pozostaje mi jedynie wypytać o coś Aidena na jutrzejszym balu. Mam nadzieję, że grzecznie mi coś wyśpiewa, bo inaczej rozniosę ten cały dom przypominający fortecę. Nie pozwolę, aby jakaś anonimowa menda wszystko niszczyła. Jestem Ethan Lockwood, a nie pierwszy lepszy chłopak z ulicy, którego można ograć. Gość zadarł nie z tym co powinien.
Odpalam niebieską zapalniczką papierosa i kieruję się w stronę wyjścia. Mijam w korytarzu sprzątającą gosposię, jednak nic się nie odzywam. W ciszy otwieram brąz drzwi i staję przed Mercedesem. Otwieram drzwi i zasiadam za kierownicą. Nie mając, co na chwilę obecną robić postanawiam jechać do klubu. Niebo już zaczyna się rozjaśniać, jednak mimo to ulice Nowego Jorku są całkiem spokojne. Dzięki czemu po pięciu minutach docieram pod budynek. Zamykam samochód i wchodzę do środka. O tej porze jedyne krzyki to te z głośników, większość ludzi odsypia noc na kanapach, a reszta wróciła do domów. Podchodzę po baru, gdzie kieliszki wyciera Lukas.

- Jak tam? - pytam i siadam na czarnym hokerze. Jednak zauważam, że jest coś nie tak. - Lukas, o co chodzi? – pytam nieco zapokojony. Chłopak ten zawsze tryska energią, teraz wydaje się być głęboko zamyślony. Nawet nie zauważa, że po raz drugi wyciera ten sam kielich.

Walk in heaven|W Trakcie PoprawekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz