Rozdział 3

147 11 0
                                    

Pogrzeb Henri'ego był za pasem. Pogrzeb. Za. Pasem. I to Henri'ego. Nigdy bym siebie nie podejrzewała, że coś takiego powiem. Miałam zamiar spędzić z nim resztę życia, zestarzeć się z nim... A teraz pomagam organizować jego pogrzeb.

- Za wcześnie. - usłyszałam cichy pomruk Franka.

Zwrócił się do Ines, nie miałam wątpliwości, ale w krypcie pod zakładem pogrzebowym każdy odgłos było słychać z niewiarygodnie zwiększoną siłą.

- Co masz na myśli? - zapytała Ines, pochylając się ku niemu.

- Wiem, że ten wypadek to tragedia, ale to zdecydowanie za wcześnie. - wyszeptał.

Kątem oka zauważyłam, że Ines łapie go pod ramię i przybliża się do niego. Poczułam ukłucie zazdrości, bo już nigdy nie będę mogła się tak zbliżyć do Henri'ego.

- Przestań. - Ines wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Jeśli będą chcieli przeprowadzić jeszcze jakieś badania, Victor udzieli zgody na ekshumację. Lepiej skup się na notatniku.

Nie wiedziałam jaki notatnik ma na myśli. Pomyślałam, że to musi być jaiś ich osobisty kod, a niekoniecznie jakiś prawdziwy notes.

Przestali rozmawiać. Po kilku chwilach podeszli do mnie i Ines szturchnęła mnie w ramię. Obróciłam się, żeby na nią spojrzeć. Nie podobał mi się sposób w jaki na mnie patrzyła. Jej spojrzenie było przepełnione litością, którą chciała na mnie przelać.

- Chodź już stąd. - powiedziała bardzo cicho.

Pociągnęła mnie za ramię, ale nie zdążyła mnie wyprowadzić, bo błyskawicznie pojawił się za mną Nico. Siłą odciągnął mnie od Ines i poprowadził do drzwi.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam, kiedy znaleźliśmy się już na dworze. - Chciałam pójść z Ines.

- Nie mogłem pozwolić, żeby zamęczali Cię rozmową o pogrzebie. - odpowiedział, prowadząc mnie do wynajętego samochodu Victora. - Na razie powinnaś znaleźć się w domu.

Fakt, Victor obiecał, że mnie odwiezie, kiedy już załatwi wszystkie formalności. Na razie pomogłam wybrać trumnę i czcionkę na tablicy pamiątkowej.


W dniu pogrzebu zjawiło się więcej ludzi, niż się spodziewałam. Kiedy skończyło się nabożeństwo odprowadziliśmy trumnę na cmentarz. Przez cały czas Nico był blisko mnie. Praktycznie trzymał mnie za rękę. Jedyne, co mnie martwiło w jego zachowaniu to fakt, że próbował mnie oddzielić od całego świata, nawet od najbliższych przyjaciół.

- Lena... - Usłyszałam głos Jeffa.

Westchnęłam i wyciągnęłam do niego ręce. On natychmiast mnie przytulił i pogładził dłonią po plecach. Poczułam zapach jego szamponu z drzewa sandałowego.

- Lena, tak bardzo, bardzo mi przykro. - wyszeptał mi do ucha.

- Dziękuję. - odpowiedziałam cicho. Łza spłynęła po moim policzku, lądując na jego ramieniu. - Cieszę się, że jesteś.

Ceremonia przebiegała w spokoju. Rozejrzałam się, widząc jak ludzie zaczynają do mnie podchodzić, rozdzielając mnie od Nico i świeżo zasypanej dziury, w której Henri miał spędzić całą wieczność. Nagle przyszedł mi do głowy szalony pomysł. Chwyciłam w garść odrobinę ziemi i rzuciłam ją na trumnę Henri'ego.

Pośpiesznie podeszłam do Franka, który teraz stał w pewnym oddaleniu. Zmarszczył brwi, pewnie na widok mojego wyrazu twarzy.

- Jest sposób, żebym mogła go znowu zobaczyć. - westchnęłam, patrząc na niego z nadzieją. - Cofnę się w czasie. Powiem mu, żeby tej nocy nie grał koncertu...

- Lena, nie. - pokręcił głową. - To zbyt ryzykowne. Wiem, że zależało Ci na Henrim i chcesz go mieć z powrotem. Ale nie mogę Ci na to pozwolić.

- Tak, a to niby dlaczego? - pisnęłam i poczułam, jak ktoś mnie odciąga.

- Za duże ryzyko. - odpowiedział bardzo spokojnie. Zbyt spokojnie. - Wiesz jakie mogą być tego konsekwencje? Możesz kogoś usunąć z linii czasu. Może nawet samą siebie.

Poczułam, jak Victor mnie od niego odciąga. Próbowałam mu się wyrwać, ale bezskutecznie, bo był ode mnie zdecydowanie silniejszy.


Niewiele pamiętam z pogrzebu. Wiem, że wpadłam w coś w rodzaju histerii, a później Isaac zabrał mnie z cmentarza i odprowadził do domu. Musiałam zasnąć, bo kiedy się obudziłam byłam w swoim łóżku, a w mieszkaniu nikogo poza mną nie było. Nadal byłam w ubraniu.

Podniosłam się z łóżka i przeszłam do łazienki. Powoli zaczęłam się rozbierać. Byłam trochę zamroczona, jakbym spała zdecydowanie zbyt długo.

Usłyszałam dzwonek telefonu. Leniwie przeszłam do przedpokoju, gdzie leżała moja komórka. Nie wiem kto ją tam położył, bo zazwyczaj zostawiałam ją w kieszeni bluzy, albo kładłam na stoliku nocnym.

- Tak? - ziewnęłam.

- Lena? - usłyszałam głos Victora. - Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc na razie zostaniesz sama. Nico chciał do Ciebie zajrzeć, ale namnożyło się trochę spraw w Biurze.

Pokiwałam głową i zaczerpnęłam głęboko powietrza.

- Słuchasz mnie? - powiedział nieco głośniej, kiedy nie usłyszał mojej odpowiedzi.

- Tak, przepraszam. - powiedziałam cichym, słabym głosem. - Niewiele pamiętam ze wczoraj.

- No tak, przepraszam Cię za to. - westchnął. - Daliśmy Ci trochę środków uspokajających. Cyba trochę przesadziliśmy, bo to zwaliło Cię z nóg. Baliśmy się, że coś sobie zrobisz.

Teraz to nabrało sensu. Zostałam odurzona lekarstwami.

Wiem, że coś do mnie jeszcze mówił, ale nie docierał do mnie sens jego słów. Zagryzłam wargę, spoglądając na zdjęcie Henri'ego, które kiedyś dla zabawy zrobiła Claudine. Miał na nim taką głupią minę, jakby nie spodziewał się, że ktoś akurat w tym momencie pstryknie mu fotkę. Wyciągnęłam drugą dłoń, delikatnie gładząc palcami szybę, która trzymała zdjęcie w ramce.

- Ktoś zajrzy do Ciebie po południu. - powiedział w końcu, wytrącając mnie z zamyślenia.

Poczułam, że zbliża się kolejny napad płaczu. Szybko się z nim pożegnałam i zanim odłożyłam telefon, moim ciałem wstrząsnął szloch. Osunęłam się na kolana, przytulając do siebie zdjęcie Henri'ego. Jedyną tak realną rzecz, która mi po nim została.

A może wcale nie chciałam, żeby dużo mi po nim zostało?

Udało mi się doprowadzić do względnego porządku. Wyprałam wszystkie ubrania, które nosiłam w zeszłym tygodniu. Rozległ się dzwonek do drzwi. Obróciłam głowę.

Po otworzeniu drzwi zobaczyłam, że ktoś zasłania się dużym pudłem pizzy. Niemal się roześmiałam. Pokręciłam głową.

- Jeff? - odezwałam się, rozpoznając jego farbowaną bluzę.

- Hej L, jak się trzymasz? - zapytał, przestając się wygłupiać i wszedł do środka. Zamknęłam za nim drzwi, a on skierował się do kuchni. Oczywiście, jego mieszkanie w Los Angeles miało bardzo podobny rozkład. - Słyszałem, że potrzebujesz pomocy z sortowaniem ciuchów... Więc jestem. 

Z miłości - Lena & Nico Crime Story || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz