Rozdział 13

84 11 1
                                    

 Nico nie przyszedł. Po prostu nie przyszedł. Długo na niego czekaliśmy, ale nie przyszedł. W końcu zniecierpliwiony Frank wstał i wybiegł ze sklepu z wściekłością.

Umówiliśmy się u Oscara, a on zaprowadził nas do pomierzenia przypominającego salon, ładnie urządzonego z meblami jakie miałam w pałacu, tylko trochę bardziej wysłużonymi.

- To świetlica. - wyjaśnił, kiedy Ines go o to zapytała. - Zazwyczaj użynamy go w dniu portali, żeby podróżnicy w czasie mogli zaczekać, aż wyświadczę im usługę. Kiedyś nawet miałem imbryk z japońskiej porcelany, ale został skradziony. Został mi tylko rosyjski samowar z początku wieku.

Wyszedł zrobić na herbatę, kiedy czekaliśmy na powrót Franka. W końcu zjawił się, szarpiąc Nico za ramię, nic nie robiąc sobie z jego protestów, ani nie przejmując się, że on jest od niego znacznie wyższy i silniejszy.

- Przyprowadziłem go. - oznajmił, dysząc ciężko.

- Wcale nie chciałem tu przychodzić! - wrzasnął, kiedy Frank go puścił i doprowadził do jednego z foteli. Wytartych foteli, mimo zmienianej tapicerki.

Harriet przerwała jego narzekania głośnym westchnięciem i odłożyła czytaną książkę na bok. Nie rozumiem, jak mogła to wszystko robić tak beztrosko.

- Dziękuję, że przyprowadziłeś ostatniego gościa, Murphy. - powiedziała, wyjmując z aktówki kopertę w formacie A4.

- Wiesz kto zabił Henri'ego, prawda? - zapytała Kennedy drżącym głosem.

- Tak. - kiwnęła głową. - Tak jak powiedział mi Frank, kiedy odwiedził mnie w Londynie... Przypomnisz, co wtedy powiedziałeś?

Spojrzała na niego pytająco, ale on tylko wywrócił oczami. Mogłabym przysiąc, że Nico musiał go uderzyć, kiedy ten go tu prowadził. Na jego policzku powoli tworzył się siniec.

- Powiedziałem, że to może być ktoś z nas. - powiedział cicho, ale wyraźnie. - Ale wiem, że nie będę w stanie wskazać kogoś, kto jest przyjacielem, ani tym bardziej znaleźć dowody obciążające.

- Dokładnie. - skinęła głową. - Masz rację, to jest ktoś z Was. Obserwowałam Was przez prawie dwa tygodnie i wiem kto zabił Henri'ego. Nie wiem, tylko czy mam wskazać winowajcę palcem, czy staromodnie wyjaśnić w jaki sposób do tego doszłam...

Nikt z nas się nie odezwał. Tylko Oscar wstał, zamknął drzwi na klucz i oddał go Harriet, która włożyła go do stanika. Ustalili to wcześniej, czy po prostu teraz Oscar stwierdził, że tak będzie bezpieczniej? Wszystko było z nią możliwe.

- Na samym początku rozejrzałam się nad motywem. - zaczęła, krążąc między nami, powoli spacerując. - Tym razem zasada, że „sprawcą zawsze jest żona", nie był prawdziwy.

Poczułam, jak kładzie mi dłonie na ramionach. Poczułam, jak sztywnieję, trochę wbrew sobie.

- Ale Lena szybko przestała być podejrzaną. Wystarczyło na nią tylko spojrzeć, a jeśli nie tańczy, jest okropną aktorką, jak zapewniał mnie Jeff. A potem Ines i Frank... - ciągnęła dalej, przechodząc na drugi koniec salonu.

- I to Ci wystarczyło, żeby przestać podejrzewać Lenę? - zapytała Kennedy, unosząc brwi.

- No prawie. - pokiwała głową z roztargnieniem. - Ale trop nie był wcale taki bez sensu. Oczywiście sprawdziłam wszystkie możliwości, nawet te, które wydały mi się bez sensu. Tak dla pewności. Wiem, kto przejąłby po nim kontrakt płytowy, kto odziedziczyłby jego czasomierz dziedzica... Oczywiście Victor, bo kto inny.

- Czyli podejrzewałaś mnie? - zagrzmiał Victor swoim donośnym, głęboki głosem. - To jakiś nonsens! Był moim synem!

- Zdziwiłby się pan, ilu ojców morduje swoje dzieci, panie Duquet. - odpowiedziała, patrząc wprost na niego. Nazwała go „panem", mimo że mówią do siebie po imieniu. - Ale nie urwałam się z choinki i wiem ile dziedzice znaczą dla swoich rodziców. Mimo wszystko... To też sprawdziłam. Rozmawiałam nawet z Księżniczką Alexandrą w dzień portali, chociaż opowiedziała mi niewiele więcej niż już wiedziałam, potwierdziła moje niektóre podejrzenia.

Mama? Rozmawiała z moją mamą i nic mi nie powiedziała? Może uznała, że to dla mnie nie ma znaczenia, bo zaraz po pogrzebie wróciła do tysiąc dziewięćset piątego.

- Na przykład? - zapytał Frank, marszcząc brwi.

W odpowiedzi spojrzała na Victora. Zapadła cisza trwająca najwyżej kilka sekund, ale w tej atmosferze zdawała się trwać wieczność. W końcu Harriet mrugnęła i pokręciła głową.

- Ta tajemnica nie powinna zostać odkryta. - powiedziała, rozczarowując jedynie Kennedy i jej ciekawość.

Harriet kontynuowała spacer po świetlicy Oscara. Na chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały. Poczułam, jak oblewa mnie zimny pot. Moje pragnienia były sprzeczne. Chciałam wiedzieć przez kogo zginął Henri, ale z drugiej strony, jeśli to jest ktoś z moich przyjaciół, lepiej tego nie wiedzieć.

Poczułam pragnienie wstania z miejsca i wyjścia na zewnątrz, ale klucz do drzwi spoczywał w dekolcie Harriet, więc musiałam się tu przemęczyć.

- Motyw z dziewczyną był w stu procentach trafny. - powiedziała spokojnie. Możliwe, że mówiła przez cały czas, ale tego nie zauważałam. - Ale nie chodziło o to.

Pokręciła głową, przysiadając na skraju stolika na którym stał samowar i kilka dodatkowych filiżanek, które każdy z nas mógł sobie w każdej chwili brać.

- Kto chciał Lenę... - powiedziała powoli, ale nie dała czasu na odpowiedź, bo podniosła się i przeszła kilka kroków do przodu. - Wystarczy sobie odpowiedzieć na to pytanie i już będziecie mieli sprawcę.

Nie powiedziała tego głośno, ale bez wahania wskazała palcem na Nico. Podniosła się wrzawa, której Harriet pozwoliła wybuchnąć, stojąc prosto z wyciągniętym palcem.

- Nie masz dowodów! - wrzasnął, przekrzykując piski paniki.

- Mam. - oznajmiła spokojnie. - Nie powiedziałam nic od razu tylko dlatego, że musiałam je zdobyć. To mało, ale wystarczy.

- Tak? - uniósł brwi. - To słuchamy!

Harriet wzięła głęboki oddech, przeczekując pomruki, które poniosły się po świetlicy. Poczułam jak łzy ciekną mi po twarzy.

- Sprawdziłam Wasze telefony. - powiedziała od razu, jak wszyscy zamilkli. - Tylko Nico się na to nie zgodził. Ale ja nie poddaję się tak łatwo, jak myślisz. Poprosiłam Murphy'ego, żeby zdobył Twoją służbową opaskę. Wystarczyło ją podmienić na inną, a on jest niezłym kieszonkowcem.

- Co? - krzyknął z oburzeniem. - Grzebałaś mi w opasce?

- Tak. - kiwnęła głową. - Na pewno wiesz, że są jak bardziej zaawansowane smartwatche. Przechwytują wszystko z telefonu użytkownika, a co najlepsze nie da się z nich usunąć danych nowszych nich rok. Jest nawet nagranie Twojej rozmowy z Henrim z nocy, w której zginął.

Podeszła do stolika i podniosła staromodny dyktafon. Taki na kasety magnetofonowe. Cofnęła taśmę i włączyła przycisk uruchamiający nagranie.

Na początku rozległy się trzaski, dopiero po chwili usłyszeliśmy dwa zniekształcone głosy, ale bez wątpienia należące do Henri'ego i Nico.

- Henri, tu Nico!

- No wiem, co tam?

- O której dzisiaj wracasz? Lena mówiła, że miała dzisiaj ciężki dzień. Pomyślałem, że mógłbym do niej zajrzeć, jeśli masz być w domu późno.

- Wiesz, wracam jak zwykle po koncercie. Około jedenastej. Jeśli Lena miała ciężki dzień, to pewnie po prostu pójdzie spać.

- Jasne. Będziesz wracał tak jak zazwyczaj?

- No, pewnie tak. Główną ulicą i przez most.

Nagranie się skończyło. Harriet wyłączyła kasetę i odłożyła dyktafon z powrotem na stolik.

- Przecież to niczego nie dowodzi. - prychnął Nico.

- Nie... - pokręciła głową. - Ale drugi dowód daje potwierdzenie. Hanri'ego znaleziono z guzikiem od Twojego płaszcza w dłoni. Oznacza, że tam byłeś i szarpałeś się z Henri'm, a swoim telefonem chciałeś się upewnić, że zastaniesz Henri'ego tam, gdzie się go spodziewasz.

Poczułam, że brakuje mi powietrza. On to zrobił. Odebrał mi Henri'ego na zawsze.  

Z miłości - Lena & Nico Crime Story || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz