Rozdział 12

67 12 0
                                    

W barze muzycznym wszyscy już się zebrali. Zajęłam miejsce obok Ines, która wyciągnęła rękę, żeby położyć mi dłoń na przedramieniu. Rozumiałam co chce mi przez to powiedzieć, ale jakoś nie dodało mi to otuchy, co ona zapewne zakładała.

- Gdzie jest Frank? - zapytałam półgłosem.

- Będzie za pięć minut. - odpowiedziała. - On i Victor wynajęli całą salę na kilka godzin. Będzie ulubione jedzenie Henri'ego i pokaz slajdów. Isaac zrobił prezentację z Waszych zdjęć.

Uśmiechnęłam się do niej i pokiwałam głową. Cieszyłam się, że mam takich przyjaciół. Dobrze wiedziałam, że chociaż nie wszyscy z nich zadawali się z Henri'm, to teraz postanowili się zaangażować i ja byłam im za to wdzięczna.

Tuż przed dziewiętnastą wyszedł na salę jeden z pracowników restauracji, oznajmiając gościom, żeby już płacili rachunki, bo za kilka minut rozpocznie się impreza zamknięta. Właśnie te chwilę wybrał Frank, żeby się zjawić.

- Coś przegapiłem? - zapytał cicho, kiedy Isaac skończył rozstawiać projektor.

- Nie, jesteś w samą porę. - odpowiedziała mu Ines. - Zaczniemy, kiedy ludzie wyjdą, żebyśmy mieli spokój. Victor przyniesie zdjęcie z pogrzebu, a Jeff zrobił składankę z jego utworów.

Zamarłam, kiedy to usłyszałam. Dotąd sobie radziłam, ale nie chciałam się rozkleić przy innych ludziach, a właśnie to może się stać, kiedy usłyszę nagranie ze śpiewem Henri'ego.

- Nie wydaje mi się, żeby puszczanie na spotkaniu muzyki Henri'ego było dobrym pomysłem. - wypaliłam, przerywając ich rozmowę.

Ines i Frank popatrzyli na mnie ze zdziwieniem. Frank uniósł brwi, ale się nie odezwał. Całkowicie oddał głos Ines, wiedząc że teraz to ona powinna ze mną rozmawiać.

- Ale dlaczego? - zapytała, wzruszając ramionami. - To muzyka Henri'ego. Idealna na wieczór wspomnień. Jest częścią jego życia.

Życia, które brutalnie zostało mu odebrane. - przebiegło mi przez myśl, ale nie powiedziałam tego na głos. Wiedziałam, że mają dobre intencje, ale nie mogłam pozwolić sobie na chwilę załamania na oczach wszystkich przyjaciół. Od pogrzebu minął już prawie miesiąc, więc moja żałoba powinna już powoli mijać, prawda?

Usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Nie odwróciłam się, żeby zobaczyć kto przyszedł. Pożałowałam tego, jak tylko usłyszałam głos nowo przybyłego gościa.

- Przepraszamy, mamy imprezę zamkniętą. - powiedział rzeczowo jeden z pracowników baru. - Wstęp tylko dla zaproszonych.

- Wiem, jestem zaproszony.

Podniosłam głowę, wytrzeszczając oczy przed siebie. To był Nico. Byłam tego pewna. Po kilku sekundach przemogłam się, żeby na niego spojrzeć.

Nasze spojrzenia się spotkały, a twarz Nico stężała, jakby nie spodziewał się że mnie tu zobaczyć. Do tej pory myślałam „jeśli Harriet ma rację", ale teraz wiedziałam, że faktycznie ją ma. W ciągu tej jednej sekundy, kiedy przez twarz Nico przebiegł wyraz zaskoczenia, przestałam kwestionować osąd Harriet. Zrozumiałam, że Frank rzeczywiście wiedział co robi, prosząc o pomoc właśnie ją.


Jeff wszedł za prowizoryczną mównicę, którą ustawili pracownicy baru na środku sceny. Ines stwierdziła, że nie ma potrzeby sprzątania wszystkich instrumentów. W ten sposób stworzono tło porzuconego koncertu.

- Nie znałem Henri'ego zbyt dobrze, ale był chłopakiem mojej serdecznej przyjaciółki. - mówił Jeff, z nietypową dla siebie powagą.

Nico jeszcze nie przemawiał. Na razie tylko słuchał, podobnie jak Harriet, która przyszła tu żeby obserwować zachowanie innych. Prawdopodobnie to była tylko jedna z wielu części jej śledztwa, ale sama jej obecność wiele znaczyła.

- Na początku wydawało mi się, że Henri jest trochę dziwny. - ciągnął dalej Jeff. - I chociaż jego muzyka nie była w moim dotychczasowym guście, to piosenki, które pisał dla L naprawdę mi się podobały. Możliwe, że to przez ten osobisty element. Świadomość, że powstały dla osoby, którą osobiście uwielbiam.

Przestawałam go słuchać. Wiedziałam tylko tyle, że Jeff mówi o muzyce Henri'ego, o tym jaka byłam z nim szczęśliwa i jak bardzo to było po mnie widać.

Przez cały czas czułam na sobie spojrzenie Nico, który wydawał się mnie obserwować w tłumie. Starałam się nie obracać w jego kierunku, ale czasami to było zbyt trudne. Kiedy nasze spojrzenia się spotykały, on nagle odwracał wzrok.

- Ines... - wyszeptałam do niej. - Czy Nico mnie obserwuje?

Ona na początku spojrzała na mnie z zaskoczeniem, ale w końcu dyskretnie się obróciła, udając że chce powiedzieć coś Frakowi na ucho, a kiedy on pochylił się nad nią, żeby jej coś wyszeptać, ona zwróciła się bezpośrednio do mnie.

- Tak, cały czas na Ciebie patrzy. - odpowiedziała.


W przerwie ze wspominkami zjedliśmy jeden ciepły posiłek, cicho rozmawiając między sobą. Siedząc przy jednym stoliku z Ines i Frankiem, zastanawiałam się nad zachowaniem Nico. Wcześniej Henri był o niego zazdrosny, ale miałam za dużo na głowie, żeby się nad tym zastanawiać. Za bardzo przejmowałam się jawną sympatią Claudine, żeby zwrócić uwagę na przejawy sympatii Nico wobec mnie.

- Lena, chcesz coś powiedzieć? - zapytała Claudine, wyrywając mnie z zamyślenia.

Spojrzałam na nią i zauważyłam, że stoi obok sceny, patrząc na mnie wyczekująco. Nie zauważyłam, że ludzie powrócili do przemawiania i opowiadania historii.

- Nie. - pokręciłam głową. - Myślę, że nie, bo...

Urwałam, zdając sobie sprawę, że głos zaczyna mi drżeć. Nie mogłam się teraz rozpłakać. Przepłakałam już tyle dni i nocy, że już wystarczy. Nie mogłam się rozklejać przy tłumie przyjaciół.

- W porządku. - kiwnęła głową z wyrozumiałością, jakiej nigdy u niej nie widziałam. - Nikt tego od Ciebie nie wymaga. Jeśli czujesz, że to dla Ciebie zbyt trudne, zrozumiemy.

Nie odpowiedziałam, kiedy ona wróciła na swoje miejsce. Chyba przemówili już wszyscy, poza mną. Nikt nie domagał się, żebym i ja coś powiedziała, chociażby dlatego, że o Henrim to ja mam najwięcej do powiedzenia.

Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, aż w końcu ludzie zaczęli się powoli zbierać. Jako pierwszy wstał Victor, dając pozostałym znak, że nie muszą tu już siedzieć nad opróżnionymi szklankami mrożonej kawy z dodatkiem sosu toffi, którą Henri tak uwielbiał, że piłby ją codziennie.

- Spotkajmy się jutro po południu w pracownik Oscara. - oznajmiła Harriet, zanim Victor doszedł do drzwi. - Wszyscy bez wyjątku. 


No dobrze, wiem że nie wstawiam rozdziałów zbyt często, bo ostatnio mam sporo na głowie i nawet nie mam siły, żeby tu zaglądać. Tak na prawdę wchodziłam tu tylko jak @DomiSchmidt143 wstawiała nowy rozdział. I czasami, jak sprawdzałam talksy z BatFamily. 

No i chcę Wam powiedzieć, że pracuję nad czymś nowym, ale nie jest związane ze "Znajdź mnie w Paryżu". Inspiracją do jego powstania była jedna ze scen w finałowym odcinku serialu "Titans", kiedy Dick oznajmił że zamiast polecieć do San Francisco odrzutowcem Bruce'a, zabiera swoją rodzinę do domu... kamperem. Od razu wiedziałam, że chcę napisać o tych 44 godzinach w trasie... więc piszę. Tylko znowu się lekko zacięłam po pierwszej części (a mają być trzy). To będzie takie typowe superhero domestic, które... uwielbiam pisać. 

No i na koniec, chciałabym Was prosić o komentowanie, bo to dużo dla mnie znaczy. Wiem, że wpada tu kilka osób, ale proszę... Zostawcie mi coś od siebie. Napiszcie jak odbieracie to opowiadanie, co w nim lubicie... Będę Wam bardzo wdzięczna. 

Z miłości - Lena & Nico Crime Story || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz