Rozdział 7

96 11 3
                                    

Dzisiaj zostałam w mieszkaniu sama. Harriet spędzała cały dzień w pracowni Oscara, chcąc przejść do drugiego etapu swojego dochodzenia. Nie wiedziałam, czemu chce zacząć właśnie tam, ale pomaganie Oscarowi w pracy było tym elementem jej inicjatywy, który mi się podobał.

Tak naprawdę zaczęła już wczoraj wieczorem. Przed snem wypytała mnie o Henri'ego. O to jaki był, jak widziałam jego relacje ze znajomymi, co w nim lubiłam, kochałam... Zadawała pytania w taki sposób, że zapomniałam, dlaczego tu jest i jaki jest rzeczywisty powód jej obecności. Podobało mi się opowiadanie o Henrim, bo to utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeszcze nie zaczynam o nim zapominać. Jego obraz pozostaje jeszcze żywy w moim umyśle.

- Jak się trzymasz? - zapytała Ines, kiedy odnosiłyśmy naprawione kostiumy do Garnier.

- Szycie mi pomogło. - odpowiedziałam, niosąc ten lżejszy karton.

- Nie o to pytam. - wywróciła oczami, prowadząc mnie do garderoby. - Chodzi mi o to, jak Ci się mieszka samej? Bez Henri'ego.

Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Nie spodziewałam się, że wypowie jego imię w takim momencie. Kiedy będę całkowicie odsłoniona w miejscu, w którym każdy może mnie zobaczyć.

- Przepraszam, nie chciałam. - powiedziała skruszona, kiedy zajrzała mi w twarz. - Nie chciałam Cię urazić. To było...

- Nie. - przerwałam jej, kręcąc głową. - Nic nie szkodzi. Powinnam mieć świadomość, że ludzie mnie o to mogą zapytać, a ja muszę im odpowiadać z zimną krwią.

- Właśnie, że szkodzi, Lena. - powiedziała, podchodząc do lustra, kiedy położyłam karton przy pudle, który niosła Ines. - Jest wcześnie i powinnam być bardziej taktowna.

Pokręciłam głową, a ona podeszła do mnie i przyciągnęła do siebie. Pozwoliłam jej się przytulić i wtuliłam twarz w jej ramię. Pozwoliłam sobie na chwilę cichego płaczu, korzystając z niemej propozycji swojej najlepszej przyjaciółki.

Oderwałyśmy się od siebie dopiero po dłużej chwili. Cieszyłam się, że mam za przyjaciółkę kogoś takiego jak ona. Kogoś tak kochanego i wyrozumiałego.

- Przepraszam Cię za to. - wychlipałam, orientując się, że się popłakałam. - Nie powinnam się tak szybko rozklejać.

- W porządku, Lena. - Ines sięgnęła do tylnej kieszeni spodni i wyjęła opakowanie papierowych chusteczek. Podała mi jedną z nich, żebym mogła się wytrzeć. - Jeśli ktoś może się rozklejać, to właśnie Ty. Henri był dla Ciebie ważny i teraz nie żyje. Wszyscy staramy się Ci pomagać.

- Tak, wiem. - pokiwałam głową, ocierając łzy. - I jestem Wam za to wdzięczna. Tobie, Nico, Frankowi...


Byłam w trakcie sprzątania mieszkania, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Chciałam, żeby to jakoś wyglądało, zanim Harriet wróci na noc i zacznie na wszystko patrzeć tym swoim świdrującym wzrokiem. Oscar jeszcze nie skończył pracy... Powinna jeszcze u niego być.

Otworzyłam drzwi bez zastanowienia i zobaczyłam, że to Frank.

- Cześć, coś się stało w Biurze? - zapytałam, kiedy gestem zaprosiłam go do środka.

Kiedy się dyskretnie wślizgnął, zamknęłam za nim drzwi, a on spojrzał na mnie wielkimi oczami. Jego włosy były rozczochrane, a kapelusz przekrzywiony. Wyglądał, jakby stoczył bitwę z tornadem. I wygrał.

- W Biurze nie. - pokręcił głową. - Ale Nico się stał.

Zmarszczyłam brwi, chwytając go za ramię i prowadząc do pokoju. On posłusznie poszedł za mną i spojrzał na mnie nadal zszokowany.

- Co masz na myśli? - potrząsnęłam głową, zastanawiając się, co mogło spowodować że teraz jest w takim stanie. - Myślałam, że przez cały dzień byliście razem i nic wielkiego się nie działo.

- Tak, nic się nie działo. - pokiwał głową. - Dopóki nie skończyliśmy misji. Nico powiedział, że chce coś załatwić na mieście, a ponieważ ja szybko skończyłem raport, poszedłem do Oscara.

- I co Oscar ma z tym wspólnego? - zapytałam, doszukując się w tym wszystkim chociaż krztyny sensu. - Mówiłeś, że to coś z Nico.

- Tak, daj mi dokończyć. - powiedział szybko. - Nico już był tam w pracowni.

Otworzyłam szeroko oczy, sądząc że to zbyt duży zbieg okoliczności żeby nim był. Frank bardzo często chodził do Oscara, przyznaję, ale Nico praktycznie się tam nie pokazywał.

- I co tam robił?

- Chciał porozmawiać z Harriet. - powiedział bardzo powoli, upewniając się, że zrozumiem każde jego słowo. - Bardziej to on miał jej coś do powiedzenia. Sam nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Zażądał, żeby się od Ciebie wyprowadziła.

- Co? - krzyknęłam, przez co Frank odsunął się ode mnie o krok i zatkał sobie ucho dłonią.

- Tak, nigdy go takim nie widziałem. - pokiwał głową, gestykulując z przejęciem. - Uważa, że nie powinnyście się zadawać, bo nie jest dla Ciebie odpowiednim towarzystwem.

Westchnęłam, ukrywając twarz w dłoniach. Miałam tylko nadzieję, że Harriet go nie posłucha i zostanie tutaj. Zaprosiłam ją i Nico nie miał prawa wypraszać moich gości.

- Dziękuję, że mi powiedziałeś. - oznajmiłam, kiedy już odzyskałam spokój. - Porozmawiam z nim.

Frank pokręcił głową, odwróciłam się, żeby nalać mu trochę soku do szklanki. Wyglądał, jakby musiał się napić. Dopiero teraz zauważyłam, że był taki mizerny...

- Dzięki. - powiedział cicho, zabierając ode mnie szklankę, kiedy mu ją podałam. - Ale nie sądzę, żebyś musiała rozmawiać o tym z Nico. Harry nie ma zamiaru się od Ciebie wynosić. Po prostu uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć.


Poczułam na ramionach dłonie Nico. Dzisiaj znowu tu przyszedł i z każdą wizytą na coraz więcej sobie pozwalał. Jego zachowanie nie miało dla mnie znaczenia. Aż do tej pory.

- Dlaczego powiedziałeś Harriet, żeby się ode mnie wyprowadziła? - zapytałam.

Poczułam, jak sztywnieje za moimi plecami. Powoli zabrał dłonie z moich ramion. Chciałam, żeby usiadł teraz naprzeciwko mnie i spojrzał mi w oczy.

- Bo uważam, że nie powinna Ci siedzieć na głowie. - oznajmił spokojnie. Czułam, że to był udawany spokój. - Lokatorka jest ostatnią osobą, jakiej teraz potrzebujesz.

- Harriet mi pomaga. - rzuciłam bez zastanowienia. - Nie siedzi mi na głowie. Jest najmniej kłopotliwa, jak to tylko możliwe.

- Czyli jednak jest kłopotliwa. - wpadł mi w słowo.

- Nie to miałam na myśli. - zaprzeczyłam. - Nie rozumiesz, że ona mi pomaga? Pomaga mi to co robi, nawet sama jej obecność mi pomaga.

- Ja też Ci pomagam. - powiedział twardo. - I czy zaraz się do Ciebie wprowadzam? Nie.

Zagryzłam język, starając się nie robić tego do krwi. Nie chciałam teraz mówić kilku słów za dużo. Bo kilka słów mogą zmienić więcej niż bym chciała.

Nico okrążył moje krzesło i ukląkł naprzeciwko mnie na jedno kolano.

- Zależy mi na Tobie. - powiedział bardzo cicho, patrząc mi w oczy. - Zrozum to.

Zanim zorientowałam się co robi, objął mnie ramieniem i przyciągał do siebie.


Z miłości - Lena & Nico Crime Story || Znajdź mnie w ParyżuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz