Rozdział dziesiąty, w którym uderza zaraza

12 3 0
                                    


Wkrótce potem pogoda się popsuła i Neokadia odczuwała coraz silniejsze wyrzuty sumienia z powodu Juraszka mieszkającego w zimnej, ciemnej jaskini. Któregoś wrześniowego dnia, gdy popołudniem wracała z baru, zatrzymała wzrok na lodówce społecznej. Stanowiły podstawę jej żywienia w okresie bezdomności, zaraz obok wyrzucanych resztek z restauracji. Niewiele myśląc, wysiadła na najbliższym przystanku i sięgnęła do schowka. Zostawiono tam resztki pieczeni w sosie, połówkę chleba i pudełko sałatki jarzynowej. Młoda czarownica zgarnęła wszystko do szmacianej torby i poszukała połączenia z Zakrzówkiem.

Juraszka nigdzie nie było widać. Neo weszła do jaskini, postawiła torbę na ziemi i zawołała kilkakrotnie:

- Mistrzu! Przyniosłam ci jedzenie! Mistrzu!

Zaszurały kroki, ale zbliżająca się postać nie wyszła z cieni.

- Dobre z ciebie dziecko, Neosiu – odezwał się wysilony męski szept – ale idź już, proszę.

- Coś ci się stało, mistrzu? – zaniepokojona adeptka weszła wgłąb groty. Przypomniała sobie o latarce w telefonie komórkowym.

- Nie zbliżaj się.

Promień światła omiótł twarz upiora. Neo wrzasnęła i upuściła telefon. Juraszek zaklął. Dziewczyna zerwała się do biegu w kierunku wyjścia, ale przypomniała sobie o telefonie. Nie było jej stać na nowy. Obejrzała się.

- Podniósłbym go, ale nie powinnaś brać do ręki czegoś, co miało kontakt ze mną. Leży tu, między kamieniami.

Spokojny głos upiora lekko ją ośmielił. Zgięta w pół i gotowa do ucieczki podeszła ostrożnie do miejsca, w którym wcześniej stała. Światełko ekranu przebijało blado z piasku. Neosia schyliła się. Pęknięta szybka. No, pięknie.

Podnosząc telefon, oświetliła ponownie twarz Juraszka. Stał wciąż w tym samym miejscu, widocznie czekając, aż ona sobie pójdzie. Przyjrzała mu się dokładnie.

Z ciemnych szparek oczu ciekły mu krwawe łzy, zostawiając strugi na bladych policzkach.

- Dopadło mnie – wycharczał mistrz – ropa błękitna.

- Czy mogę coś...

- Nie. Zamierzam tu w spokoju umrzeć. Nikogo nie zarażę. Zostaw mnie w spokoju. Dziękuję za jedzenie.

Neokadia poczuła wilgoć w kącikach oczu. Potarła nerwowo twarz, ale nie znalazła śladów krwi. Tylko zwykłe, czyste łzy.

- Posłuchaj. To nasze ostatnie spotkanie, więc nie będę niczego owijał w bawełnę. Uważaj na Swętka. On nie umie nikogo kochać, nawet jeśli okazuje w łóżku dużo troski. Nie pomyl seksu z byciem parą.

- My nie... poczekaj, skąd...

- Nieważne, czy już ze sobą spaliście czy jeszcze nie. Wszyscy, którzy go lepiej znają, prędzej czy później kończą z nim w łóżku lub o tym fantazjują. On taki jest. To jego talent i strategia przetrwania. Ponieważ niewiele więcej umie. To może ci pasować, ale nie trać głowy. Jeśli będzie trzeba, poświęci cię bez wahania, by siebie ocalić.

- Poświęci? Ocalić?

- Stąpacie po cienkim lodzie. Ludzie są nam nieprzyjaźni, nie zauważyłaś?

- Zauważyłam. I, Mistrzu... wygląda na to, że wiedzą o Katastrofie. Przynajmniej ci wtajemniczeni. Kręgi władzy.

- Jak sądzisz, skąd? Horpyna przypuszczalnie zginęła razem z resztą mieszkańców Akademii. Nie kojarzę nikogo poza nami, kto opuścił budynek. Być może jest jeszcze ktoś, kto akurat był w Niemagicznym, jak Bogin. Ale...

- Gęślarka i Laryssa wyjechały rano w wielkim pośpiechu. One mogły ocaleć.

- Nie wiesz, dokąd?

- Myślałam, że prędzej ty coś wiesz. Byłam przecież tylko adeptką.

- Jeśli wyjechały w pośpiechu i tajemnicy, musiało chodzić o Kalinę.

Dziewczyna zamilkła na chwilę, aby przypomnieć sobie podsłuchaną rozmowę w ogródku zielarskim. Wreszcie odezwała się niepewnie:

- Barbara była przekonana, że Niemagiczni mają kontakt z Viburnum. A więc komuś z nich udało się przedostać do Niemagicznej Polski.

- Ja jestem przekonany, że przedostali się. Wszyscy. I narobili nam tu smrodu, opowiadając jak to Kapituła odmówiła pomocy. To by tłumaczyło, czemu nagle ABW odwróciło się od nas, a FBI w USA aresztuje członków Miskatonic.

- Wszystko już prawie rozumiem. Tylko skąd Katastrofa? Jeśli zwolennicy Kaliny uciekli, to w jaki sposób ma to związek ze zniknięciem naszego wymiaru?

- Nie wiem, Neosiu. Jestem tylko umierającym znachorem na wygnaniu, który nie umie już nawet pomóc samemu sobie. Idź już. Robi się ciemno.

Przed odejściem rzuciła jeszcze okiem wstecz. Mistrz zabrał pojemniki z żywnością. Chociaż tyle.

Nigdy więcej już go nie zobaczyła.

Jadąc do domu zastanawiała się nad swoją relacją z chmurnikiem. Ani razu nie rozmawiali o statusie tej znajomości, a poza łóżkiem odnosili się do siebie po przyjacielsku. Tylko... czy nie na tym polegały czasem związki? Że się żyje razem, dzieli wszystkim, wzajemne ufa, przyjaźni, wspiera, pomaga i czasem uprawia seks? Czy naprawdę potrzebowała wyznań, a co ważniejsze, czy ich chciała? Gdyby ktoś spytał teraz Neokadię, czy jest zakochana, nie potrafiłaby odpowiedzieć. Ani zaprzeczyć, ani potwierdzić. Być może Swętek czuł się podobnie? A zresztą, ich życie było pełne zbyt wielu innych zmartwień, aby analizować swoje odczucia. Nieustannie improwizowali. Jeszcze wystarczało pieniędzy, ale każdy miesiąc kończyli na minusie względem zysków, a zbliżały się chłody. Na szczęście Neo mogła chodzić w starym płaszczu przyjaciela, a cieplejsze buty udało jej się upolować w lumpeksie. Jeszcze Swętek miał co sprzedawać. Jeszcze.

Mieli zatem naprawdę inne problemy niż analizowanie swojej relacji.

To nie tak, że nie zdarzało jej się zakochiwać. Wzdychała do pięknego Brzecława, z którym połączyło ją upojne lato, gdy Gordona wyjechała i wysłała swoją adeptkę na przeszkolenie do praskiego nekromanty. Wiedzieli jednak, że niemożliwym będzie utrzymanie związku na odległość i po paru tygodniach pisania listów odpuścili sobie. Neokadia popłakała trochę, a potem wspomnienia zblakły, wbrew romantycznym powieściom, których bohaterowie potrafili pielęgnować młodzieńcze miłości przez wiele lat. Następnie, wiadomo, nastał Rusłan. Który przypuszczalnie już nie żył.

Dziewczyna trochę się wstydziła sama przed sobą wracać myślą do ich ostatniego spotkania. Im więcej czasu mijało, tym bardziej żałowała tego, że rozstali się w gniewie. Plan manipulowania jego uczuciami – niedorzeczny. A teraz nigdy już tego nie naprawią. Analizując to na chłodno po dłuższym czasie, młoda nekromantka doszła do wniosku, że bardziej ucierpiała wtedy jej duma niż romantyczne uczucia. Chciała Rusłana po prostu ukarać, pokazać mu, że nikt nie pogrywa z Neokadią Lang. Ale czy naprawdę go kochała? Chyba było na to zbyt wcześnie. I nigdy się już nie dowiemy, czy sama nie zrezygnowałaby z tej znajomości, gdyby miała okazję trwać dłużej. Ich ostatnia rozmowa była w gruncie rzeczy śmieszna, gdy ona stroiła uwodzicielskie miny, a on pierdolił coś o eliksirze...

- O, Perunie – jęknęła Neo. Gdy spłynęło na nią oświecenie, była w takim szoku, że nie zauważyła nawet, jak tramwaj przejechał Most Grunwaldzki. Otrzeźwił ją dopiero charakterystyczny zapach knajpy gruzińskiej. Czyli przejechała przystanek przy Dietla i musi wysiąść na następnym. Na sztywnych nogach wysiadła pod tablicą Stradom i resztę drogi przebyła niemal po omacku, wciąż mieląc w głowie to, co sobie właśnie uświadomiła.

Swętka nie było w domu. Musiała wydłubać klucz ze skrytki przy drzwiach – na szczęście kod miała zapisany w telefonie. Wpadła do mieszkania jak burza i jeszcze w butach pobiegła do półki z książkami.

Jest! Pierwszy tom O magii mistrza Witelona. Otworzyła książkę na poszukiwanej ilustracji i podekscytowana wyciągnęła telefon. 

Polowanie na ocalałychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz