gotowość

71 5 3
                                    


 19. kwietnia 2019

Niepewność i zwątpienie to niezaprzeczalnie moje największe wady. Jest ich we mnie o wiele więcej, jednak te mankamenty jeszcze szło przeżyć, nie to, co te wcześniej wspomniane. Momentami były wręcz nie do wytrzymania, a co za tym szło – ja też byłam nie do zniesienia.

Siedziałam na podłodze w swoim pokoju, dookoła mnie leżały złożone w kostkę ubrania, buty i dodatki oraz bielizna, wyciągnięte prosto z komody. Zastanawiałam się, które z nich wziąć ze sobą na odrobinę wydłużony weekend w rodzinnych okolicach, jednocześnie zadręczając się myślą, czy nie podjęłam tamtej decyzji zbyt pochopnie, pchana tym, że jednocześnie byłam zadowalana przez przyjaciela, a w takich momentach po prostu za dużo się nie myśli, przez co potem wychodzą takie kwiatki.

Bałam się wrócić do Włoch, potwornie bardzo.

Spokoju nie dawały mi też słowa Lando, które wypowiedział w nocy z soboty na niedzielę, gdy ten już prawie spał. Nie poruszałam od tamtej pory tego tematu na głos, tylko w myślach. Analizowałam wszystkie zachowania, choć no, z mojej perspektywy było trudno dostrzec cokolwiek innego poza samą osobą Luki. Ale przecież nie mogłam się nim zauroczyć, takie coś w tym przypadku nie miało prawa bytu, Norris przesadzał. Może szukał wsparcia w taki sposób? Abym też poczuła się niezbyt przyjemnie i była w stanie otoczyć go wsparciem, na jakie liczył?

Powinnam do listy największych mankamentów dopisać też nadmierne rozmyślanie i przemyślanie każdej sytuacji, bo to też było potwornie frustrujące. Zamiast skupić się na pakowaniu i przygotowywaniu się do wylotu, oddawałam się dręczącej czynności, która i tak w niczym mi nie pomagała.

Pośrodku tego bałaganu zastała mnie Rosa. Przysiadła się obok i siedziała ze mną w tej zewnętrznej ciszy, choć w środku wszystko krzyczało i piszczało. Nie wiem, ile trwałyśmy w tym stanie.

- Nie przejmuj się słowami Lando, był wtedy pijany, paplał od rzeczy - szepnęła, delikatnie dotykając mojego ramienia. - Swoim nadmiernym myśleniem możesz zaszkodzić tylko sobie, a wiesz, ile już z tym myśleniem przechodziłaś i ile Cię to wszystko kosztowało.

- Wiem - odszepnęłam, nie będąc jednak w stanie zrobić nic więcej.

Nie byłam w stanie zliczyć tygodni i ilości wylanych łez, które spowodowane były rozkładaniem najmniejszych drobnostek na części pierwsze. Nawet jeśli wiedziałam, że była to sprawa nieistotna, moja natura nie pozwalała zostawić jej bez dokładnej i obszernej analizy, co tylko sprawiało, że stawałam się swoją najgorszą wersją, której wystarczyła drobnostka, która nie była zależna ode mnie, abym popadała w dziwne napady płaczu i innych, mało przyjemnych uczuć i emocji.

- No chyba nie za specjalnie, skoro teraz zaprzątasz sobie niepotrzebnie tym głowę. Przecież sama mówiłaś, że Lando nie pamięta tego, co działo się od momentu wypicia drugiego drinka. Temu chłopakowi to nie powinno się podawać alkoholu, nawet w najmniejszej ilości.

Na dobrą sprawę tamta impreza była ogólnie do zapomnienia. Uwielbiałam spędzać czas pośród najbliższych mi osób, ale no, tamte godziny nie należały do tych, które chciałabym kiedykolwiek jeszcze wspominać.

Było mi bardzo szkoda Lando, którego uczucia zostały „źle" ulokowane – może gdyby był w stanie zebrać się na odwagę, byłoby zupełnie inaczej, a tak to zabrakło mu jaj i szczęścia, nie to co Duncanowi, którego uczucia zostały odwzajemnione. Na pewno to będzie coś ciężkiego, ale będzie musiał wziąć się w garść i pogodzić z tym, że nic poważniejszego z Rosą nie stworzy.

Po pobudce nie poruszał tego tematu, później wyjaśniło się, że zapomniał nawet o tym, dlaczego chciał, abym z nim spała. Przez chwilę rozważałam, czy mu to powiedzieć, czy odpuścić, ale postawiłam na szczerość. Zrobiło się mu głupio, gdy opowiedziałam mu o wszystkim i przeprosił za chwilę słabości. Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że zostanie to pomiędzy nami i zamierzałam się tego trzymać.

- Na kolejny raz ktoś weźmie ze sobą butelkę mleka i będzie wlewał mu do szklaneczki.

- To jest myśl! - zaśmiała się Rosa, co wywołało też śmiech u mnie. - Pospiesz się, niedługo przyjedzie Luca i mi Cię zabierze na pięć dni, a ja nie zdążę się Tobą nacieszyć, jak tak siedzisz nad tymi ciuchami!

Szybko zebrałam się w garść, aby nie stracić pozostałego mi czasu. Mimo iż wyjazdy były częstością w naszej przyjaźni, zawsze bywało tak dziwnie, gdy któreś wybywało i to nieważne, czy jechało się do rodziny, czy na wyścigi.

Wraz z walizką opuściłyśmy mój pokój, kierując się do salonu. Jeszcze udało się nam wypić kawę, zjeść ciacho i przy okazji mogłam posłuchać, co ciekawego przyjaciółka miała mi do powiedzenia o różnych drobiazgach. Takie chwile były ukojeniem dla mojej natury, mogłam uciec od natrętów, jakimi były zbyteczne mi myśli i odczucia i mogłam w pełni skupić się na tym, co jest teraz, bo tylko to miało jakiekolwiek znaczenie. Na nic innego nie miałam wpływu, najmniejszego.

- I przyszedł mi po Ciebie - westchnęła Rosa, gdy usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Ruszyłam wraz z walizką odkluczyć drzwi, aby zobaczyć Lucę stojącego po drugiej stronie. Nim się odezwał, zdążył przetaksować mnie swoim dogłębnym wzrokiem, co uwieńczył cwaniackim uśmieszkiem. Miałam na sobie spodnie dresowe i luźniejszy podkoszulek.

- Cześć, Luca - odezwała się przyjaciółka, stając tuż obok mnie, czego Ghiotto nie brał pod uwagę w swoim misternym planie. - Możesz wynieść walizkę, a ja się pożegnam z Paolą.

Mężczyzna ściągnął brwi – było mu ciężko, gdy ktoś dyktował, co ma zrobić – ale bez mrugnięcia okiem przejął walizkę i ruszył do auta. Brytyjka objęła mnie w pasie i przytuliła do siebie.

- Tak musisz go trzymać – króciutko! Jak najkrócej się da! - zachichotała. - Mam nadzieję, że nie muszę Ci przypominać, że wystarczy jedno słowo w wiadomości lub jedno połączenie, a zjawię się z moją „obstawą" na miejscu i zrobimy porządek, jeśli coś nie będzie grało - Duncan i George na weselu nie skończy się dobrze, aż mnie przeszły ciarki na tę myśl.

- Bardzo dobrze to pamiętam - wtuliłam się w nią i chwilkę tak stałyśmy.

- Postaraj się też nie zawracać głowy rzeczami, na które nie masz wpływu, co ma się wydarzyć, to się wydarzy, a ja bez względu na wszystko będę przy Tobie, chłopaki tak samo.

- Musimy już się zbierać - przytulanie się przerwał głos Luki. Z cichym westchnieniem Rosy cofnęłam się, podchodząc bliżej Włocha.

- Bezpiecznego lotu i napisz, jak tylko będziecie na miejscu - słodko się uśmiechnęłam, bowiem uwielbiałam takie drobiazgi świadczące o trosce i mimo iż zawsze powiadamiam przyjaciółkę o tym, co robię, zrobię lub co zrobiłam, ta i tak mi to „przypomina". To takie jeszcze lepsze pokazywanie tego, że jestem dla niej ważna.

Wyrwało mi się głośniejsze westchnienie, gdy umiejscowiłam się na siedzeniu pasażera w jego aucie. Jego obecność poczułam w chwili, gdy jego dłoń musnęła pierw moje kolano, a potem udo. Na szczęście miałam spodnie, bo mogło to mieć różny finał.

- Gotowa?

Ani trochę, powiedziałam w myślach, kiwając głową na tak.


_____

skoro o weselu mowa, warto wspomnieć, że Nico dał się zaobrączkować w miniony weekend (dokładniej w piątek)! :)

Przeznaczeni | N.HülkenbergOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz