raban

39 4 1
                                    

 16. sierpnia 2019

Nastał dzień x. Z podekscytowania nie byłam w stanie samodzielnie zasnąć, więc żeby uchronić się przed wyglądaniem jak zombiak, a także przed trudnością z kontaktowaniem w pracy, wzięłam jak zawsze niezawodne tabletki nasenne. Dzięki ich silnemu działaniu budzik mnie nie obudził i musiał robić to George, co oczywiście uczynił dosłownie na pięć minut przed przyjazdem Nico – na samolot jechaliśmy zaraz po skończeniu przeze mnie pracy, a żeby mój samochód niepotrzebnie nie stał na parkingu przez kilka dni, tak zadecydowaliśmy, że mężczyzna zawiezie mnie i odbierze z pracy (to wcale nie tak, że i on i ja chcieliśmy „wykraść" kilkanaście wspólnych minut w dwójkę więcej, że nawet nie spytałam się George'a, czy mógłby mnie podrzucić pod agencję), żebyśmy potem mogli bezpośrednio pojechać na lotnisko.

Zawsze można liczyć na takiego przyjaciela jak George – pomyślałam z ironią, wypadając z łóżka jak oparzona. Pewnie gdybym umarła, to znalazłby mnie w chwili, gdyby skończyły się mu świeże ubrania, bo pralki sam nie obsłuży. Biedna ta Carmen, jeszcze nie wie, na co się pisze.

W pośpiechu szczotkowałam zęby, jednocześnie drugą ręką przygotowywałam sobie śniadanie. Wybrałam płatki z mlekiem, one nie były aż tak wymagające, a czas naprawdę mnie gonił – spóźnianie się to coś, czego nie znosiłam równie mocno, co mycia naczyń i sprzątania. Mój wewnętrzny perfekcjonizm i nerwica natręctw wariowały, ponieważ wydarzyło się coś, co zaburzało mój schemat poranka.

- Spokojnie! Praca nie zając – nie ucieknie przecież, a Nico jak kocha to poczeka - spojrzałam na przyjaciela z pobłażaniem, co zostało przez niego zignorowane – starał się jak zawsze odwracać moją uwagę od niekontrolowanych myśli, co z reguły mu (na chwilę) wychodziło. Zaśmiał się, gdy tylko usłyszał dzwonek do drzwi, a ja dosłownie zamarłam. Nigdy więcej „wspomagaczy" przed ważnym dniem, wolałabym już kompletnie się nie wyspać, ale mieć wszystko pod kontrolą. - Powiedziałbym, że to Twoja kolej na otwarcie drzwi, ale znaj moje chamskie serce i dam Ci w spokoju wypluć tę pastę!

Czasem nie nadążałam za nim i wolałam pozostawić jakąś kwestię bez komentarza, choć nie należałam do osób, które czuły się dobrze przemilczając jakąś sprawę, nawet tak błahą. Choć teraz miał rację – musiałam pójść do łazienki i wypluć resztki pasty oraz opłukać twarz, żeby pozbyć się zalegających w kąciku oka „śpioszków", znaczy się tego piasku. Nie tyle co były nieatrakcyjne, żeby jakoś się z nimi ukrywać przed Nico, ale po prostu nie znosiłam ich, bo uwierały w oko. Chciałam, żeby mężczyzna widział mnie prawdziwą, nawet jeśli miało to nastąpić właśnie teraz, kiedy kompletnie nie byłam na to przygotowana. Nie chciałam zastanawiać się, czy miał również rację w pierwszej części swojej wypowiedzi – dokładnie tej części o Nico... To nie był czas na takie myśli, nie chciałam dać się im zniewolić, jeszcze nie teraz.

Po drodze udało mi się minąć Russella, zmierzającego w kierunku drzwi wyjściowych. Szedł niespiesznie i nadal podśmiechiwał się ze mnie i mojego małego rabanu. 

Naprędce ogarnęłam poranną toaletę, aby nie tracić więcej czasu, a zapowiadały się intensywne godziny – wszakże przed nimi czekało mnie kilkanaście minut w towarzystwie Niemca, na których wolałam się skupić. Na nich, a także na zbliżającej się wspólnej podróży i kolejnych dniach. Jednak przed tymi dniami jeszcze praca. Paola, wszystko po kolei, nie wybiegaj tak do przodu.

Mężczyźni stali i rozmawiali w przedsionku, dopóki Nico nie wyczuł mojej obecności. Wtedy kompletnie przestał słuchać, co mówi George, co tylko udowadniało jego spojrzenie, z tym dobrze znanym błyskiem w oku.

- Ej, ja tu jestem! I jeszcze z Tobą nie skończyłem, Hulk! - Russell domagał się uwagi, ale nie był w stanie się przebić. - Tylko bez takich mi tu! A w czasie wyjazdu to już w ogóle macie być grzeczni!

Przechyliłam się, wpatrując się w Brytyjczyka z litością, czując małą prowokację z jego strony. Postradał rozum, czy nagle się mu odwidziało głupie gadania?

- George, czy ja mam Ci przypomnieć, o co założyłeś się z Lando? - raptownie pobladł i wybałuszył oczy. O tak, mój drogi, ja już wszystko wiedziałam. - W tym momencie sam sobie zaprzeczasz, skoro ten wyjazd uważasz za idealną okazję do jedynego triumfu nad Lando.

- Skąd wiesz - wyszeptał słabym głosem, czując rychłą porażkę, ponieważ wielebny wzrok Nico zmienił się na pytający. Znów zignorowałam słowa przyjaciela, uśmiechając się cwaniacko.

- George, nie powiesz może, co wzięliście za przedmiot zakładu? - dalej ciągnęłam, mając nie lada gratkę. Jego dłonie ułożyły się jak do pacierza, jakby prosił, żebym już się przymknęła. - A raczej kogo?

- Pao, a Wy nie musicie przypadkiem się zbierać? - teraz to ja podśmiewałam się z tego, jak zachowywał się Russell. To było rozkoszne, bo dopóki nie był świadomy, że wszystko już było mi wiadome, ten zakład dla niego miał sens.

Przeniosłam całą swoją uwagę na mężczyznę podbijającego moje serce, w końcu ktoś musiał mu wyjaśnić, co tu się działo, bo Russell nie kwapił się do tego.

- Mój najdroższy przyjaciel i współlokator oraz drugi przyjaciel postanowili sobie powróżyć, kiedy, że tak ładnie powiem, dotrzemy do ostatniej bazy - wzruszyłam ramionami, bo naprawdę nie czułam potrzeby seksu. Nie teraz, tym bardziej, że po pewnych wydarzeniach kojarzył mi się z pustym dymaniem, a nie czymś wypełnionym uczuciem. Nie mówiąc już o tym, że pomiędzy Nico a mną jest tych uczuć cały ogrom. - No i George uważa, że ten weekend to będzie dla nas zbyt dużo, żeby trzymać rączki przy sobie.

Russell raptownie spuścił głowę z ogarniającego go wstydu, a pomieszczenie wypełnił gromki śmiech drugiego mężczyzny.

- Szczerze mówiąc to spodziewałem się, że widzisz mnie jako starego, niedołężnego dziadka, któremu przydadzą się niebieskie tabletki... Ale dzięki za wiarę - puścił do mnie oczko, chcąc zapewne rozładować dziwną atmosferę, po chwili jednak spoważniał. - Choć to trochę takie zaprzeczenie z Twojej strony, skoro nie tak dawno pisałeś mi, że jeśli mi w głowie igraszki, to lepiej, żebym trzymał się od Paoli z daleka.

Zamrugałam gwałtownie na dźwięk tych słów, omiotło mnie zaskoczenie i zakłopotanie. Naprawdę George napisał mu coś takiego? Dlaczego? Do wcześniej wspomnianych emocji dochodziły kolejne. Z jednej strony ogarnęła mnie wściekłość na młodszego, bo ja za nic w świecie nie mieszałabym się w prywatniejszą część jego relacji z Carmen, ale z drugiej miałam kolejny „dowód" na to, w jaki sposób Nico widział naszą kształtującą się relację – jego słowa pokazywały, że nie w głowie było mu zaliczenie mnie i odprawienie z kwitkiem.

Naprawdę myślał o mnie w t e n sposób. Naprawdę te uczucia były czymś o wiele silniejszym i trwalszym. Ta relacja naprawdę robiła się poważna.

Niemiec zbliżył się do mnie i delikatnie ujął moją twarz w swoje dłonie. Niemalże odruchowo zawiesiłam dłonie na jego ramionach. Jego wargi unosiły się w czułym uśmiechu, a oczy uważnie lustrowały. Sama też się uśmiechałam, wpatrzona w niego, jednocześnie delikatnie drżąc. Chciałam zatracić się w tej chwili jeszcze bardziej – już teraz czułam, jak moje serce wywija fikołka, a on ledwo mnie dotykał i tylko się patrzył. 

- Zasługujesz na wszystko, co najlepsze i tylko to Cię czeka - szepnął tylko do mnie, leciutko pocierając czubkiem swojego nosa o mój. Rozmarzona przymknęłam oczy – ten gest, każdy inny zresztą... one były o wiele mocniejsze od pociągu fizycznego. Miały też zdecydowanie większą wartość. - Nie potrzebuję żadnych fajerwerków... tylko potrzebuję Ciebie obok siebie. Tylko i wyłącznie.

- A ja Ciebie - odparłam tym samym tonem, czując szalejące we mnie motylki.

Pewnie gdzieś tam w tle znajdował się George, który chłonął tę scenkę jak gąbka wodę, ale tak jakoś nie zwracałam na to uwagi. Skupiałam się w pełni na stojącym tuż przede mną mężczyźnie, który z każdą chwilą był coraz bliżej mnie – rzecz jasna miałam tu na myśli to, że nasza więź umacniała się. Choć czy dało się być jeszcze bliżej?

Przeznaczeni | N.HülkenbergOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz