spokój

48 6 2
                                    


28. lipca 2019

Ostatni miesiąc był jedną wielką sinusoidą emocji i uczuć, niestety głównie tych mniej przyjemnych, do czego powolnie się przyzwyczajałam, nie miałam innego wyboru – w mojej sytuacji nie byłam w stanie ujrzeć tego „światełka w tunelu", dlatego musiałam skupić się na tym, aby jeszcze bardziej nie zejść w dół.

Każdego dnia, w różnych porach, otrzymywałam, czy to przez Instagrama czy przez wiadomości SMS, prośbę od Nico o spotkanie. Pozostawiałam każdą z nich bez odpowiedzi, bowiem naprawdę ciężko było mi pogodzić się ze świadomością, że to ja doprowadziłam do rozstania Hülkenberga z Litwinką, również trudno było mi tak po prostu wyrazić aprobatę na jego propozycję. A Niemiec nie odpuszczał w każdym aspekcie – kwiaty również były „stałym" elementem mojego roboczego tygodnia, co rozbudzało zazdrość i komentarze Beth, które również przemilczałam, bo naprawdę nie widziałam sensu odpowiadania na jej beznadziejne zaczepki.

Ta głęboko skrywana część mnie, mająca do niego słabość, cieszyła się takim obrotem spraw – kto nie chciałby być adorowanym przez kogoś, kto był dla tej osoby pociągający? Rzecz jasna że tylko ktoś niespełna rozumu. Częściowo właśnie taka byłam – zabraniałam samej sobie cieszyć się tym, bo to potęgowało moje wyrzuty sumienia oraz napędzało myśl, że gdy tylko pozwoliłabym sobie na coś więcej, miałoby to taki sam finał, jak w przypadku Luki, a drugi raz w tak krótkim czasie nie mogłam tego przejść, bo bym nie wytrzymała. Nie mogłam dopuścić do powtórki z rozrywki, dlatego starałam się z całej siły trzymać się jak najdalej od jego osoby, co nie zawsze było możliwe.

Na przykład w czasie wyścigowych weekendów, jeśli już pojawiałam się wraz z przyjaciółmi.

Wiadomo, starałam się jak najmniej krążyć po hotelu i padoku, tym bardziej próbowałam nie robić tego sama. W sumie mogłoby się to zdać na nic, bowiem Nico mógł znaleźć pretekst i podejść do towarzyszącej mi Rosy, George'a czy Lando i po prostu ich zagadać, byleby znaleźć się w pobliżu mnie. A też nie mogłam cały czas siedzieć zamknięta w pokoju, bo mój przyjazd nie miałby najmniejszego sensu – uwielbiałam ten klimat i, nawet jeśli nie wszystko było dla mnie zrozumiałe, czułam się doskonale pośród wrzawy kibiców, pośród pisku hamulców i zapachu palonej gumy. Palonej gumy oraz mokrego asfaltu, którego zapach towarzyszył mi w każdej możliwej chwili niedzielnego wyścigu na Hockenheimring. Koszmarnego wyścigu, w czasie którego niemalże co chwila przeżywałam małe zawały, gdy przyjaciele nie byli w stanie dostatecznie zapanować nad pojazdem, który ślizgał się po mokrej nawierzchni, i robili tak zwane bączki czy też piruety lub wyjeżdżali poza tor. Dla Lando wyścig skończył się na dwudziestym siódmym okrążeniu po utracie mocy, Rosa ucierpiała trzydzieści kółek później z powodu zablokowania się tylnych kół, przez co zarzuciło ją na barierki. Jedynie George z całej trójki był w stanie dojechać do końca, a mimo wykluczenia łącznie siódemki kierowców Russell nie był w stanie zdobyć swojego pierwszego punktu w Formule 1.

Dziwnie poczułam się również na czterdziestym pierwszym okrążeniu, gdzie Hulk utracił swoją szansę, aby zawalczyć o pierwsze „pudło" w królowej motorsportu. Naprawdę ciężko było mi wytłumaczyć tę wszechobecną rozpacz, która zacisnęła moje serce i jeszcze trudniej było mi przyznać przed samą sobą, że to zabolało mnie bardziej, niż „OUT" przyjaciół. Czy to było normalne, że przeżyłam bardziej kogoś dla mnie obcego, niż najbliższe mi osoby?

Przyjaciele po wyścigu dopełniali zawodowych obowiązków, a ja snułam się samotnie po hotelowym korytarzu, wyczekując powrotu któregoś z nich, aby wesprzeć ich choćby swoją obecnością w trudnych dla nich chwilach. Żadne słowo nie byłoby w stanie jakkolwiek odmienić paskudności tego dnia i naszych nastrojów. Dosłownie czułam się, jakby przygniótł mnie wielki głaz, a tylko byłam obserwatorką tych wszystkich wydarzeń, oni walczyli na torze aby osiągnąć jak najlepsze rezultaty, a najgorszym rywalem okazała się pogoda a nie reszta gridu – ale jak dobrze wiadomo, im człowiek jest bliższy, tym bardziej też się to wszystko przeżywa. W obecnej chwili po prostu nie byłam w stanie wysiedzieć w swoim pokoju, tak bardzo nosiło mnie z emocji i chciałam po prostu być obok nich, mając nadzieję, że to jakoś pomoże.

A chyba powinnam siedzieć z tyłkiem w pokoju i czekać nawet kilka godzin na jakikolwiek znak od któregoś ze znanych mi kierowców.

Długo to trwało, nim udało mi się wyłapać na horyzoncie pierwszą osobę, która wróciła z padoku do hotelu. Z początku ciężko było mi powiązać kto to dokładnie był, ale im bliżej znajdowała się ta osoba, tym więcej szczegółów było mi widocznych – emblemat Renault i jego sponsorów, wysoka postać... aż w końcu dostrzegłam tę wykrzywioną smutkiem twarz, której wyraz diametralnie zmienił się na bardziej radosny, gdy dostrzegł, że byłam na jego drodze. Zamiast przyspieszyć kroku, jak na złość jeszcze zwolniłam – nogi zaczęły ważyć tonę i każdy kolejny krok był nie lada wyczynem, aż w końcu stanęłam pośrodku korytarza, czując rychłą porażkę. Nico, zachowując bezpieczną odległość, też się zatrzymał, a jego dotychczas smutne oczy skupiły się w pełni na mnie. Z każdą mijającą chwilą obserwowałam, jak szare tęczówki nabierały błysku, a źrenice rozszerzały się. Jego wargi delikatnie drgały, chcąc unieść się ku górze.

Czułam, jak w powietrzu unosiły się prądy różnego rodzaju. Były one jednak przyjemne, wywoływały w naszej dwójce delikatne drgania ciał, po sobie to czułam, a u niego widziałam. Nie byłam też w stanie oderwać od niego wzroku ani na moment, powolnie przemierzałam każdy widoczny detal jego osoby, najbardziej koncentrując się na spojrzeniu. Coś sprawiało, że nie umiałam przerwać tego momentu, ba, chciałam, aby trwał jak najdłużej. Sposób, w jaki na mnie patrzył, był czymś, czego chciała doznawać każda kobieta – w tym spojrzeniu widziałam bezgraniczne uwielbienie. Takie szczere.

Hulk nie podchodził bliżej, co też było czymś ważnym – nie przekraczał żadnej granicy, z każdą chwilą czułam się dzięki temu coraz bardziej swobodnie, nogi nie były już z ołowiu, a ja mimo to stałam, bo tak chciałam. Nie chciałam nigdzie uciekać, tym bardziej, gdy wszelkie myśli odpłynęły w siną dal. Była tylko ta chwila i to na niej chciałam się skupić.

Lekko się uśmiechnęłam, czując w sobie coś, czego dawno nie doznawałam – byłam spokojna. I nie umiałam wyjaśnić, skąd ten spokój się pojawił, ale chciałam, żeby został, to było takie błogie uczucie...

- Paola! - ten spokój zamącił głos George'a, który zjawił się za plecami Nico. - Oh, cześć, Nico - zreflektował się, że miałam „towarzystwo" i wyciągnął rękę do Niemca, która zaraz została przez niego ściśnięta. - Szkoda Twojego wyoutowania, świetnie jechałeś.

- Dzięki - odparował, nie odrywając ode mnie wzroku. - Tobie poszło lepiej, gratuluję.

- Trochę do tego „lepiej" brakowało, ale... dziękuję - lekko zakłopotany Russell też skupił się na mnie. - Rosa i Lando jeszcze są w padoku, widziałem, że Mercedes i McLaren jeszcze nie zamierza wracać do hotelu. Może pójdziemy coś zjeść, nie czekając na nich?

W czasie rozmowy mężczyzn trochę udało mi się wrócić do rzeczywistości, co nie było zbyt przyjemne – w głowie jak na zawołanie zakotłowało się od myśli i już wiedziałam, że będę analizowała całe zajście. Chwilę też trwało, nim udzieliłam przyjacielowi twierdzącej odpowiedzi poprzez skinienie głową.

- To cześć, Nico - George podszedł do mnie i schwycił mnie w pasie, pociągając mnie do przodu.

- Cześć Wam - odpowiedział z lekkim uśmiechem, takim innym, niż ten, jaki widywałam na zdjęciach czy też w czasie parad kierowców lub gdy z kimś rozmawiał.

- Wszystko w porządku? - odezwał się Russell, gdy tylko trochę odeszliśmy.

- Tak, jak najbardziej.

Już więcej nie dopytywał na temat tej scenki na korytarzu, co przyjęłam z ulgą. Nie wiedziałabym nawet, co mogłabym mu powiedzieć, a nie chciałam wracać do tematu „adoratora", gdy on już ten temat zamknął. Zjechaliśmy na sam dół hotelu i przeszliśmy do znajdującej się w nim restauracji. W czasie jedzenia posiłku poczułam, jak telefon zaczął wibrować, obwieszczając nadejście nowej wiadomości. Myśląc, że to Rosa albo Lando, bez zawahania odblokowałam urządzenie, żeby ją odczytać.

Ale to nie pisał żaden z przyjaciół.

„Nawet nie wiesz, jak wiele to wszystko dla mnie znaczyło. Cudownie było móc w tak kiepskim dniu ujrzeć Cię i poczuć, że też zrobiło Ci się lepiej dzięki temu"

Przeznaczeni | N.HülkenbergOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz