14. school president

1.2K 28 7
                                    

- Słońce, nie dam rady - pisnęła blondynka, stojąc na murku.

- Nie masz się czego bać. Złapię cię - wyciągnęłam zachęcająco ręce ku niej, po czym posłałam jej pokrzepiający uśmiech. - Obiecuję.

- Z dołu wydawało się niższe - burknęła nieprzekonana niebieskooka, siadając na krawędzi niecało dwumetrowego podwyższenia. - Jak się połamię, to ty będziesz tłumaczyć to przed siostrą Byrne.

Przewróciłam oczami, po raz kolejny zapewniając dziewczynę, że nic jej nie będzie. Na samą myśl o tej szkole, będącej dla mnie niczym prawdziwe więzienie, czułam dziwny ucisk w klatce.
Instytucja pozbawiała mnie swobody, a zostawiała maskę, której musiałam się trzymać, choć nie chciałam. Patrząc jednak w te niesamowite błękitne, aktualnie lekko zlęknione tęczówki czułam się znów lekka. Ta dziewczyna była moją wolnością. Zdejmowała ze mnie maskę wysoko postawionej suki. Myślę, że każdy zna uczucie, kiedy wraca się do domu po jakieś zasranej uroczystości. Brany głęboki wdech, smakuje dobrze jak nigdy. Zapomina się o wymaganej wcześniej kulturze i irytujących osobach. Zdejmuje się eleganckie, często niewygodne ubranie, a przebiera się w ulubione, stare dresy. Przy błękitnookiej czułam się właśnie tak. Jakbym była w domu w podniszczonych dresach. To głupia metafora, ale naprawdę przypadła mi do gustu. Pewne było, że posiadała klucz do niewidzialnej klatki zbudowanej przez placówkę. Jeśli jednak zaraz nie wrócimy
do akademika, będziemy mieć porządny wpierdol.

Clarke wzięła głębszy wdech chłodnego, wieczornego powietrza, po czym przymykając na sekundę swoje powieki, zeskoczyła na dół. Tak jak obiecałam, złapałam ją bez problemu. Jasnowłosa objęła ufnie mój kark, wpadając w moje silne ramiona.

- Mówiłam, że nie pozwolę, by coś ci się stało, Clarke - szepnęłam do jej ucha, na co otrzymałam od blondynki krótkiego buziaka w usta. - Już możesz mnie puścić, skarbie.

- Nieee, tak mi dobrze - powiedziała rozbawiona niebieskooka, jeszcze bardziej uczepiając się mojej szyi.

Zadowolona dziewczyna pokazała mi język. Udałam, że chcę ugryźć ją w wystawioną część ciała, na co posiadaczka lazurowych oczu zachichotała uroczo. Oplotłam jej ciało mocniej swoimi ramionami, zaczynając stawiać kolejne kroki. Ostatecznie po paru niezdarnych próbach, Griffin postanowiła iść o własnych siłach. Niepewnie sięgnęłam po jej dłoń, by spleść ze sobą nasze palce. Clarke automatycznie przybliżyła nasze złączone dłonie do swoich ust, przez co moje kąciki ust mimowolnie powędrowały do góry. Blondynka naciągnęła na głowę kaptur bluzy, chowając wolną rękę głęboko w jej kieszeni. Wracałyśmy ścieżką do szkoły w prawie zupełnej ciszy, napawając się
swoim towarzystwem. Raz za kiedy jedna z nas spoglądała na drugą utęsknienie, wiedząc, iż kolejny piękny wieczór dobiegł już końca. Zapadający zmrok dawał nam obu znać, że nadeszła
pora na powrót do tego zakładu karnego zwanego przez społeczność z zewnątrz katolickim akademikiem. Rozstania tuż przy samej bramie to było czego nienawidziłam najbardziej. Chociaż nie. O wiele gorsze było wpatrywanie się w tą cudowną dziewczynę na lekcjach oraz przerwach bez możliwości pocałowania jej czy chociażby przytulenia. Reżim i zasady tej pierdolonej budy naprawdę dawały mi coraz bardziej w kość. Mundurki, modlitwa trzy razy dziennie, zero kontaktu fizycznego szczególnie w kwestiach romantycznych. Chyba nie muszę wspominać o zakazie związków homoseksualnych? Ale nie mogłam nic zmienić. Cholera, w tej kwestii byłam bezradna. Myślałam, że jeśli zostanę przewodniczącą, to będę w stanie coś zmienić. Jak się okazało, myliłam się. To tylko żmudne poczucie władzy. Bycie tak blisko a zarazem tak daleko od celu oraz
blondynki dobijało. Z rozmyśleń wyrwał mnie łagodny dotyk dłoni Clarke, którą położyła na moim policzku. Lustrowała moje zielone tęczówki, zupełnie jakby wiedziała, o czym myślę. Nie zastanawiając się dłużej, pocałowałam jej miękkie, malinowe usta. Dziewczyna od razu odwzajemniła zapoczątkowany gest, badając każdy milimetr moich warg. Pocałunek był niepośpieszny, lecz pełen uczuć. W żadnym stopniu nie był chaotyczny, co jeszcze utwierdzało
mnie w przekonaniu, że w tym momencie nie mogłabym być nigdzie indziej z nikim innym. Przeklinałam ograniczoną objętość moich płuc. Za każdym razem gdy się żegnałyśmy, chciałam by pocałunek był jak najdłuższy.

The dark side of ClexaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz