1.7 - nastoletni spokój -

1.5K 122 102
                                    

»» ———— 𓆩*𓆪 ———— ««

11 października 1976, Boisko Quidditcha:

Data pierwszego meczu Quidditcha została podana w pierwszy poniedziałek po wypadzie do wioski. Od razu tematem numer jeden był właśnie ten sport.
Chociaż nie były jeszcze znane domy, które zmierzą się dwunastego listopada, to każda drużyna od razu zaczynały wyczerpujące treningi. Do tych drużyn należał również dom Salazara Slytherina, który od wielu lat zacięcie walczył o puchar domu.

Siedziałam na trybunach boiska i patrzyłam na rozgrywający się trening. Lucinda Talkalot, która była naprawdę rewelacyjna jako ściągająca, latała od jednego miejsca do drugiego i podawała kafla dwójce innych ścigających – Marissie oraz Aaronowi Winickus. Na obronie jak zawsze, od dobrych dwóch lat, był Evan Rosier, który w swojej całej hogwardzkiej karierze grania jako obrońca przepuścił tylko dziesięć bramek (o czym wspomina za każdym razem, gdy ktoś wspomni o tym, że gra bardzo dobrze). Pałkarzami byli uczniowie z młodszego rocznika, których niezbyt kojarzyłam. Miejsce szukającego było zajęte przez Regulusa, który musiałam przyznać był naprawdę bardzo dobry, jednak na pewno nie najlepszy.

Nudziło mi się. Chociaż lubiłam grać w Quidditcha oraz oglądać rozgrywki, tak w dzisiejszym dniu miałam ochotę tylko iść do łóżka i zasnąć. Niestety obietnica, którą złożyłam Evanowi, jak i Marissie sprawiła, że aktualnie marzłam na trybunach, oglądając trening.

Byłam na tyle zamyślona, że nawet nie zauważyłam członków drużyny, którzy zaczęli się kierować do szatni, po treningu. Szczęśliwa, że mogę wrócić do zamku, zaczęłam schodzić z trybun, gdy usłyszałam za sobą swoje imię. – Coś się stało James? – spytałam, zauważając mojego kuzyna. – Bo krzyczałeś, jakby coś cię opętało.

– Bardzo śmieszne. – Chłopak przewrócił oczami. – Twoi rodzice przysłali prezent dla Ciebie. W liście napisali, żebym ci go przekazał, ponieważ ty nie odpowiadasz na ich listy, a jakiekolwiek paczki zawsze wracały do nich z powrotem.

Westchnęłam. – Nie chce od nich żadnych prezentów, które są przekupstwem.

– Myślę, że ten prezent spodoba ci się bardzo. I sądzę nawet, że go akurat zatrzymasz.

•••

Pierwsze co zwróciło moją uwagę, jak i również uwagę Jamesa, gdy weszliśmy do dormitorium był przeogromny bałagan. Poduszki, książki, pościel i ubrania były porozrzucane po całym pomieszczeniu. Wszystko mogłoby się wydawać w jak najlepszym porządku, gdyby w kącie nie stał Syriusz, który celował różdżką w Remusa. A raczej w zwierzaka, który znajdował się na jego kolanach.

– Na Merlina, skąd macie fretkę? – Mówiąc to, podeszłam do Lupina, biorąc na swoje ręce zwierzątko. – Jaki ty jesteś śliczny. Jeju, kto tu się tak łasi do mnie, no kto?

– Z nią wszystko jest okej? – spytał Syriusz, chowając różdżkę.

– Jak najbardziej. Aurella ma po prostu bzika ma punkcie fretek. Od kiedy pamiętam marzyła, żeby posiadać taką, ale jej rodzice się nie zgadzali – odpowiedział James na pytanie chłopaka, siadając na swoje łóżko i posyłając w moją stronę uśmiech.

James miał rację, mówiąc, że to jedyny prezent, który w tym momencie nie wyrzuciłabym za żadne skarby. Z dwóch powodów; jednym z nich była świadomości, że to jest żywe stworzenie, a drugim powodem był fakt, że zawsze marzyłam o posiadaniu fretki.

Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, zanim znów skupiłam uwagę na Jamesie. – Przysłali ci jeszcze jakieś rzeczy do opieki? – spytałam, głaszcząc nieprzerwalnie zwierzaka.

Czystokrwiste tradycje | 16+ [WOLNO POPRAWIANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz