1.11 - Gustav Horvonle -

1.3K 106 96
                                    

»» ———— 𓆩*𓆪 ———— ««

30 października 1976, Skrzydło Szpitalne:

Przez wielkie okna do pomieszczenia wbiły się promienie słońca. Przebudzona jasnością., spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę szóstą rano. Przymknęłam ponownie oczy na chwilę, z nadzieją, że zasnę, jednak ciężar na mojej dłoni zaczął mi przeszkadzać, zwracając w końcu moją uwagę, że nie byłam w pomieszczeniu sama.

Najdelikatniej jak umiałam wyciągnęłam swoją rękę spod głowy ślizgona, niestety rozbudzając Regulusa. — Dzień dobry — zaśmiałam się, widząc jego dezorientację — Jak się spało?

— Nawet dobrze — mówiąc to, zaczął rozmasowywać kark. — Nie zwróciłem uwagi, kiedy zasnąłem. Chociaż uważam, że lepiej, by mi się spało w własnym łóżku, bo takie pozycje nie są zbyt wygodne.

— Mówiłam ci, żebyś wrócił do dormitorium, ale oczywiście Regulus Black wie lepiej. — Na moje słowa Regulus przewrócił oczami. — Wracaj do pokoju się ogarnąć. Po za tym za niedługo przyjdzie Pomfrey, a wątpię, że będzie szczęśliwa na twój widok.

Chłopak wstał, poprawiając swój wygląd. Następnie złożył pocałunek na mojej skroni, wprawiając mnie w mały zawał. — Wpadnę później do ciebie, jeśli szybciej nie wyjdziesz. Dbaj o siebie, Aurello.

•••

Moje szczęście dopisywało na tyle, że już przed śniadaniem udało mi się wybłagać pielęgniarkę, że czuję się bardzo dobrze i spokojnie mogę wrócić na lekcje bez obawy, że coś mi się stanie. Dlatego kierowałam się do Wielkiej Sali w wyjątkowej ciszy, gdyż na korytarzu nie było nikogo.

W naprawdę dobrym humorze weszłam do pomieszczenia, w którym w przeciwieństwie do korytarza było strasznie głośno. Skierowałam się do naszego stołu, przy którym pierwszą osobą, która mnie zauważyła była nasza kapitan.

Dziewczyna od razu zaczęła monolog przeprosin, aż musiałam jej przerwać, bo wyglądała jakby brakowało jej powietrza. — Lucinda, spokojnie. Nic mi się przecież nie stało. Żyje, tak?

— Mogło dojść do tragedi. Chyba zrezygnujemy po prostu z tej strategii, tak dla...

—Nie ma mowy. Strategia jest naprawdę dobra i musimy ją wykorzystać. Tylko przećwiczyć to, żeby nie trafiać w czyjeś głowy.

Cała drużyna się zaśmiała na moje słowa. — Przepraszam, Powinienem być bardziej ostrożny. — Odezwał się Valencio.

Za moimi plecami stanął Regulus, który spojrzał oskarżycielsko na chłopaka. — Powinieneś. Następnym razem uważaj bardziej, bo jakby jej się coś stało, to osobiście byś już do drużyny nie wrócił.

Spojrzałam na ślizgona w lekkim szoku. — Regulus, uspokój się trochę. Nic się przecież nie stało, przerabialiśmy to już.

— Ale mogło, tak?

Złapałam kontakt wzrokowy z nim i od razu zauważyłam w jego oczach zmartwienie oraz stanowczość, żebym nie dyskutowała. Oczywiście nie dałam się tak łatwo i z jeszcze większa stanowczością spojrzałam w jego oczy.

Przez naprawdę dobre kilka minut patrzyliśmy w swoje oczy i żadne z nas nie miało w planach odpuścić. W końcu znudzona Marissa z Evanem nam przerwali. — Dobra słodziaki, skończcie się tak patrzeć, bo zwymiotuje z tej miłości.

— Po za tym — zaczęła Lestrange. — w takim tempie prędzej zapuścicie korzenia, więc lepiej siadajcie i jedźcie śniadanie.

Gdy już chciałam usiąść i napić się kawy, moje imię rozniosło się po Wielkiej Sali.

Czystokrwiste tradycje | 16+ [WOLNO POPRAWIANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz