Kuroshitshuji one shot 3

101 5 149
                                    

Perspektywa Sebastiana

Granatowe londyńskie niebo rozbłysło gwiezdnym srebrem. Ulice miasta były spowite ciemnością i pozbawione ludzkiej duszy. Wśród miejskich zaułków szeleścił delikatny wiatr. Okiennice ogromnych, drewnianych domów oraz monumentalnych, luksusowych, pełnych przepychu posiadłości już dawno zostały pozbawione światła. W fontannach krystaliczna wodna toń było lekko wzburzona przez wiejący wicherek. Lampy już od dawnego czasu przestały się palić i skąpiły wszystko w nieprzebranej czerni. Londyn wyglądał tak jak zawsze, nikt by się nawet nie domyślił, że 24 h godziny temu przeszedł przez niego krwistoczerwony ogień pożerających wszystko na swojej drodze. Jednakże London po raz kolejny nie dał się złotordzawym płomieniom. Czerń już dawno pochłonęła czerwień.

A ja pokonywałem egipskie ciemności chcąc czym prędzej opuścić miasto i pozostać niezauważonym. Miałem szczęście, że ulice były kompletnie puste , więc nikt nie zwracał na mnie specjalnej uwagi. Spojrzałem na wieżę zegarową, który pokazywał godzinę dwudziestą trzecią. Zrozumiałem, że koniecznie musiałem się pospieszyć toteż wyskoczyłem parę metrów w górę w kierunku ultramarynowego nieba opuszczając stolicę Anglii.

Wzgórze Primrose hills miało głęboką oliwkową barwę. Trawa iskrzyła się zielenią khaki. Niezmącone, ciemne wody Tamizy odcinały się wyraźnie od słomkowych brzegów rzeki. Wśród roślinności było słychać granie cykad. Na drugim brzegu rzeki hen daleko od Primrose hills o poranku będzie znów widać Londyn, lecz teraz w zasięgu wzroku widoczna było tylko ciemność. Na wzgórzu nie było żadnego śladu człowieka nie licząc starej wyblakłej, podniszczonej chaty. Uśmiechnęłam się pod nosem. Miejsce to było idealne by skończyć to co zacząłem. Bez najmniejszego zawahania, otworzyłem cholernie skrzypiące drzwi i wszedłem do środka. Ostre wilgotne powietrze wypełniło moje nozdrza. Chata z pewnością była pozbawiona jakichkolwiek luksusów. Na pewno mu się to nie spodoba i jeszcze w dodatku wzmoży jego gniew biorąc pod uwagę sam fakt, że żyje, a niczego bardziej nie pragnął niż śmierci.... Dopiero w tym momencie zwróciłem uwagę na istotkę trzymaną w moich ramionach starannie okrytą moim ogromnym czarnym frakiem. Czym prędzej podszedłem do twardego łóżka z zżółkniętym materacem i podziurawionym popielatym kocem kładąc na niego humanoidalną postać, a potem powoli zdjąłem z niej koc ujawniając dosyć przykry i wyjątkowo ponury widok....

Poczekajcie minutkę...

Wytrzymacie chwilę w napięciu

Jeszcze chwila...








Ciało mojego panicza w ogóle nie wyglądało tak jak przedtem wręcz było całkowicie zmasakrowane. Zacisnąłem usta w wąską linię krzywiąc się lekko. Patrzenie na niego gdy był w takim stanie było cholernie bolesne, co mnie zaskoczyło. Czułem wobec niego troskę i chęć opieki, takiej, której nie odczuwałem dawno, a wręcz nigdy. Tylko skąd się wzięło to nagłe poczucie martwienia się o kogokolwiek?

Czując ucisk z piersi jeszcze raz na niego zerknąłem wiedząc doskonale, że to tak powinno wyglądać, gdyż to oznaka, że rytuał się udał i jedynie czego potrzebuje to dokończenia go. Przełknąłem ślinę i zacząłem oglądać ciało, które kiedyś należało do mojego pięknego panicza.

Hrabia zawsze był drobnej postury, ale teraz całe jego ciało to były wystające w nienaturalnie sposób kości, które wyglądały jakby w każdej chwili mogły przebić się przez skórę. Mógłbym spokojnie jego ręce i nogi w najgrubszym miejscu objąć dwoma palcami. Niegdyś alabastrowa skóra, w tamtym momencie miała niecodzienny jasnobrązowy jak sepia odcień oraz była matowa i cienka jak papier. Zielononiebieskie, ogromne żyły pokrywały go całego i odznaczały w tak nietypowy sposób, że miałem wrażenie, że jedno dotknięcie, a pękną. Paznokcie i zęby rozwarte w ogromnym uśmiech wraz z sinymi dziąsłami mieniły się żółtą barwą. Zamiast pięknych gęstych atramentowych włosów oraz gęstych czarnych brwi i rzęs na głowie sterczały mu cienkie siwe strąki, a rzęs i brwi w ogóle nie posiadał. Ale jego twarz... najboleśniej było patrzeć na jego twarz. Piękne malinowe usta, które skrycie pragnąłem całować było w sino-bladym kolorze podobnie jak powieki i skóra pod oczami. Policzki miał zapadnięte, a skórę twarz obwiśniętą. Wyglądał po prostu... jak martwy. Przełknąłem głośno ślinę i wziąłem się w garść wiedząc, że jeśli nie zacznę działać, to hrabia naprawdę może stać się martwy i nigdy go nie zobaczę,a na samą myśl aż przeszył mi dreszcz. Opowieści, które z rzadka słyszałem od innych demonów spełniły się co do joty, ale teraz ta ostatnia i najważniejsza część, w którą nawet ja nie do końca wierzyłem, a przede wszystkim nie byłem pewny co do jej działania. Westchnąłem i usiadłem na krańcu łóżka, a potem zbliżyłem się do ciała panicza. Następnie wsadziłem swój nadgarstek do ust zamykając oczy i skupiając się na chwilę aż poczułem jak przednie kły wydłużają się znacznie bardziej niż u zwykłego człowieka. Ostre zęby przedziurawiły mi żyły na nadgarstku, a ciemnoczerwona ciecz wleciała delikatnie do gardła powodując gorycz w ustach, a gdy tylko to wyczułem od razu oddaliłem rękę z dala od ust. Ciemnoczerwony płyn trysnął obficie i szybko barwił alabastrową skórę. Nachyliłem się jeszcze mocniej w stronę panicza, złapałem go za głowę i lekko rozchyliłem mu usta, a następnie włożyłem mu do buzi zakrwawiony nadgarstek. Upewniając się, że odpowiednia ilość mojej krwi znalazła się w jego organizmie oderwałem rękę od jego usteczek chowając ją za plecy. Zdrową dłonią pogłaskałem go po siwej głowie.
- Nie martw się my lord. Przepraszam, że doprowadziłem cię do takiego stanu. Obiecuję, że gdy otworzysz oczy nie poznasz się. Choć prawdopodobnie gdy otworzysz oczy to mnie zamordujesz. Przepraszam, że to wszystko odbyło się bez twojej wiedzy. Ale nie potrafiłem cię zabić mimo twoich próśb i mojej chęci. Może gdybym powiedział jak naprawdę na ciebie patrzę...., tylko ja sam nie rozumiem tego co do ciebie czuję, nie wiem czy powinienem to czuć i co przyjdzie nam zapłacić za cenę mojego uczucia. Poza tym biorąc pod uwagę fakt twojego... oczywiście zrozumiałego lęku, a miejscami pogardy wobec miłości obawiam się, że gdybym podzielił się że swoimi myślami wyrzuciłbyś mnie na zbity pysk, uciekł gdzie pieprz rośnie albo popełnił samobójstwo, a żadnej z tych rzeczy bym nie zniósł. Mam nadzieję, że wszystko mi wybaczysz, pozwolisz mi wyjaśnić co się dzieje że mną, między nami i może uda się nam jakoś...razem...- przełknąłem ślinę żałując, że mówienie o uczuciach jest tak trudne, a potem z bijącym sercem wiedząc, że od momentu przeistoczenia się w to czym teraz jest do momentu całkowitej przemiany nie będzie nic pamiętał ośmieliłem się skraść delikatny, różany pocałunek z jego ziemistych policzków.

Moje wypocinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz