Piraci z Karaibów - miniaturka

29 0 2
                                    

Prolog

Niebo przybrało złocisty odcień. W błękitnej tafli wody odbijały się promienie wchodzącego słońca oświetlając niewielką małą wysepkę z kilkoma drzewami. W cieniu palm leżała pewna 30-letnia kobieta. Otworzyła swoje piękne , lecz szkliste brązowe oczy spod wachlarza czarnych rzęs. Westchnęła i wyjęła spomiędzy drzew butelkę z czerwonym płynem i już miała unieść ją do ust, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Zadrżała lekko kiedy położyła rękę na swoim brzuchu jak na największym skarbie. Spojrzała na horyzont i zbliżyła się do morza, lecz kiedy zobaczyła swoje odbicie o mało nie wrzasnęła ze zgrozy. Zamiast niegdyś anielskiej istoty zobaczyła śmiertelnie wychudzoną i słabą postać. Jej falowane, średniej długości jasnobrązowe włosy w kolorze sepii były zmierzwione i błąkał się w nich piasek. Policzki miała kościste i zapadnięte, a śniada cera przybrała żółty odcień. Tabaczkowe oczy były zamglone i pełne smutku. Szatynka pochyliła się nad morską tonią i nie mogąc się powstrzymać zaczęła łapczywie chłeptać wodę. Mimo iż nie była najsmaczniejsza najważniejsze, że jest czysta i zapewnie pomoże jej przetrwać jeszcze kilka dni. Po 10 minutach wstała i nie mając nic innego do roboty weszła znów pod bezpieczny, dający jej życie cień palmy i zasnęła błogim snem.

Kiedy się obudziła zorientowała się, że wokół jest ciemno, cicho i zapadła noc. Księżyc odbijał się wodzie nadając jej srebrzysto-lazurowy odcień. Brązowooka uśmiechnęła się mimowolnie i zamknęła oczy. Zawsze kochała noc i pełnie księżyca. Pamiętała jak często oglądała księżycową noc z kimś.... Z kimś wyjątkowym. Wiedziała, że zrobił jej tak dużo złego, że powinna o nim zapomnieć, ale na samym myśl o nim odczuwała szybsze bicie serca. Poza tym ciąża nie pozwoliła jej wyrzucić go ze swojej głowy. Brązowooka spojrzała na horyzont i w jednej chwili pobiegła w stronę oceanu i nie posiadała się z radości i zdziwienia w to co widzi. W oddali widać było mały jasny punkcik. Kobieta zapaliła pochodnie dzięki ognisku i udała się w stronę lasu. Przy każdym drzewie ówcześnie postawiła trochę chrustu i suchej trawy. Kiedy szatynka je podpaliła las natychmiast stanął w płomieniach. Wznieciła jeszcze ognisko i zaczęła krzyczeć ile miała sił.

- Ratunku. Pomocy. Na pomoc. Hej. Hej.

Po kilku minutach zmęczona upadła na piasek aż wreszcie, co wydawała się kobiecie wiecznością statek przycumował do brzegu.

- Pomocy – wrzasnęła jeszcze ostatkiem sił.

Wtedy zobaczyła jacyś ludzi i od razu się uspokoiła widząc, że to nie jest nikt z Kompani Wschodnioindyjskiej tylko zwykli kupcy lub handlarze. Jeden z nich pomógł wstać brązowookiej i zaprowadził ją na pokład ,ale kiedy tylko przestał ją podtrzymywać omal nie upadła.

- Dokąd panienka życzy sobie płynąć panno – zaczął prawdopodobnie przywódca handlarzy.

- Na Tortugę proszę. Jestem....- zamilkła przez chwilę i rzekła – Angelica Malon.

- A co taka śliczna kobiecina robi na palącej się bezludnej wyspie – zachichotał kapitan.

- Nie twoja sprawa. – mimo osłabienia Angelica nie straciła swojego temperamentu. – Ster na Tortugę.

- Jak sobie życzysz – odparł kapitan – Ster na Tortugę.

W tym momencie Angelica poczuły okropny zawrót głowy nogi się pod nią zgięły i musiała oprzeć się o statek. Wiedziała, że zmęczenie, niedożywienie , odwodnienie i ciąża zaczynają robić swoje. Przed oczami mignęło jej mnóstwo czerwonych kropek, więc zaczęła gwałtownie mrużyć oczy.

- Wszystko w porządku panno Malon – zapytał ktoś, a Angelica słyszało go jak przez wodę.

- Tak tak. Ja tylko. – jęknęła Angelica – Ratunku.

Później usłyszała tylko huk i charakterystyczny dźwięk upadającego ciała. Pamiętała, że pomyślała tylko „Moje dziecko". Słyszała czyś krzyk i zrozumiała, że musiała to powiedzieć na głos. Potem zobaczyła ciemność i nastąpiła głucha cisza, przestała czuć cokolwiek i miała nadzieję, że to jeszcze nie jest jej koniec.....

Moje wypocinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz