Impreza

11 1 1
                                    

 Time skip: Następnego dnia.

 Perspektywa Karola: 

 Jestem w domu. Siedzę na kanapie i przeglądam instgrama. Nagle słyszę ciche ,,pink!'' i widzę wiadomość. 

Cześć. Chciałam cię zapytać, czy mógłbyś przyjść dziś na imprezę z okazji urodzin mojego kota? Będzie od 14.30, aż do końca dnia. Przyszedłbyś?

 Myślę. Chyba tak, mam nic do roboty. Skończyłem co miałem rano.

Tak. A charakter oficjalny czy zwykły?

To są urodziny KOTA. Oczywiście że zwykłyXD.

 Od razu idę do łazienki. Ubrałem coś ładniejszego: pomarańczową koszulkę, dresową bluzę w kolorze żółtym i białe adidasy. Już miałem wyjść (jest 14.00), gdy przypomniałem sobie coś. 

 Wezmę, w prezencie dla jej kota, białą obrożę z cyrkoniami. Dostałem ją jeszcze gdy miałem psa, ale on zmarł. Ta obroża aż za boleśnie mi o nim przypomina, teraz na szyi jej kota nie będzie mnie dręczyć. 

 Wychodzę. Gorąco jest przyjemne, nie takie lepkie jak wczoraj przed burzą, tylko raczej rześkie. 

 Wczoraj. Wspomnienia zalewają mnie jak fala, przypominając o wczorajszym spacerze. Tego, co stało się w domu Lily, mogę się tylko domyślać. A tylko najbardziej, hmm, zboczone rzeczy da się tak zapomnieć.

 Dotarłem do domu Lily. Szczęśliwym trafem, bo ledwie pamiętałem drogę. Teraz, w świetle dnia, wygląda jakoś ładniej.

 Otwiera mi Lily. Uśmiechnęła się w powitaniu, zaprasza do środka gestem. 

 Karol: Lily, a gdzie jest jubilat? 

 Lily: Śpi w domu. Jubilatka dokładniej. Kończy pięć lat. Wabi się Rivia, jak miejsce w Wiedźminie.

 Karol: Ciekawa inspiracja dla imiona. I ładne.

 Wchodzę do środka. Tam jest już sporo gości, nikogo nie znam. Na błękitnej sofie leży kot, którego widziałem w kafejce. Biały.

 Siadam na krześle przy długim stole. Czuję się trochę nieswojo, pośród tylu nieznajomych osób. Ktoś do mnie podchodzi. Raczej coś. Czarny kot, o granatowo-błękitnych oczach, duży. Pogłaskałem go. Jest chłodny.

 Do stołu podchodzą wszyscy goście. Lily zmyła się z pokoju, pewnie do kuchni. Mam rację.

 Lily niesie tort, lukrowany na biało, z truskawkami. Nieśmiało wstaję i dołączam się do chóru śpiewających. Rivia nawet nie drgnęła, gdy wszyscy głaskali ją po głowie.

 Zaczęła grać muzyka, słodkie desery pojawiły się na stole. Aż musiałem zrobić zdjęcie i wysłać Ernestowi, żeby mi zazdrościł takiego żarcia. On to by ogołocił całe te zapasy i jeszcze by narzekał na mało karmelu.

  Bawię się dobrze. Dwa drinki wystarczyły, żebym stał się bardziej rozmowny. Poznałem wiele Lili znajomych, głownie z pracy i dzieciństwa. 

 Kątem oka widzę, że Lily wchodzi do swojego pokoju. Obejrzała się, zanim zamknęła drzwi. Mrugnęła do mnie.

 Idę tam. Czuję, że coś mnie tam ciągnie. Uczucie...? Jakie? To tylko przyjaźń. Albo nie.

Miłość na KrawędziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz