Rozdział 8

7.1K 234 28
                                    

Przez niezasłonięte zasłony, przedzierało się słońce. Przekręciłam się na bok, nie otwierając oczu, sięgnęłam po telefon, odłączyłam go od ładowania. Otworzyłam nadal zmęczone powieki, zerkając na godzinę, było późno. Wyświetliło mi się kilka wiadomości od blondynki, na które odpisałam, zapominając ją wczoraj powiadomić, że zostaje dzisiaj w domu.

Leniwie wstałam z łóżka, przeciągnęłam się, idąc w stronę łazienki. Napuściłam wodę do wanny, pamiętając, aby nie dodać żadnych płynów.
Położyłam głowę na oparciu, przymykając oczy.
Umyłam włosy, robiąc to tak umiejętnie, aby nie zmoczyć ran na twarzy.

Wyszłam z wody, gdy robiła się już chłodna. Zawinęłam ciało w ręcznik, podchodząc do lustra, przetarłam dłonią parę, oglądając siniaki na twarzy.

Rozczesałam włosy, susząc je. Na końcówki nałożyłam olejek. Zdezynfekowałam twarz, nakładając korektor wraz z pudrem. Pomalowałam rzęsy, a na usta nałożyłam pomadkę.

Założyłam dresy wraz z czarną bluzą z kapturem. Wracając do pokoju, wzięłam telefon, widząc, że jest aktywny, postanowiłam napisać do Jacob'a.

Do Jacob: Możemy się spotkać? Weźmiesz je ze sobą?

Od Jacob: Mam czas wieczorem, coś się stało?

Do Jacob: Nie, nic się nie stało. Może być 21?

Od Jacob: Tak.

Westchnęłam, w duchu ciesząc się. Może to mi pomoże? Tak, na pewno, na kilka godzin. Chce przez chwilę zapomnieć. Przez jedną chwilę...

Kilka godzin później założyłam czarną czapkę z daszkiem na głowę, po czym wystawiłam jedną nogę przez okno, potem drugą. Powoli zeszłam po drabince na dół. Gdy byłam już na dole zerknęłam na dolne okno, telewizor był włączony, nic dziwnego albo pije, albo śpi.

Wyszłam po cichu z posesji, kierując się na najbliższą plażę. Lekki wiatr powiewał moje włosy, zwyczajni ludzie spacerujący, idący na imprezę. Szkoda, że nie mogłam mieć innego życia, normalnego? Bez zakrapiania alkoholem. Pokręciłam głową, śmiejąc się w duchu, oczywiście, że nie mogłam mieć innego życia. Czasem się zastanawiam co moja matka przez te ostatnie pięć lat robiła. Może ma męża? Nowe dziecko? Zajebiste życie? Z daleka od tego miejsca. Wykasowałam jej numer wtedy, gdy odeszła. Zrozumiałam, że mnie nie potrzebuje, odeszła, taka kolej rzeczy. Wszyscy prędzej czy później ode mnie odejdą.

Skończyłam się zamartwiać, wchodząc na plaże. Chłopak już tam czekał, kiedy mnie zobaczył, wstał podchodząc do mnie. Przywitałam się z nim, nie chcąc przedłużać, zaczęłam.

- Masz? - zapytałam, patrząc w dal, byleby nie na niego. Nie chciałam, aby zobaczył moją poobijaną twarz. Makijaż zdziała cuda, jednak nie w tym wypadku. Oczywiście trochę zakrył, ale nie wszystko.

- Dlaczego chcesz brać? - jego podejrzliwość w głosie była wręcz namacalna.

- A dlaczego ty czasem bierzesz? - odwróciłam pytanie. Zapominając się, popatrzyłam się na niego, rozumiejąc sytuacje, szybko odwróciłam wzrok na ocean.

- Dobrze wiesz dlaczego. - oznajmił, mniej spokojnym głosem

- Wiem, dlatego się mnie o takie rzeczy nie pytaj. Nie pierwszy raz, nie ostatni biorę. - westchnął, wyjmując z kieszeni, małą torebeczkę.

- Dwie? Tyle co zawsze?

- Tak. - przewróciłam oczami, wzięłam torebeczkę w ręce, przyglądając się jej, po chwili schowałam ją do kieszeni. - Dzięki. - odparłam, płacąc mu odpowiednią sumę.

Podniósł palcem mój podbródek, rozszerzając oczy, szybko wyrwałam się, odwracając głowę w lewą stronę.

- Co to są za siniaki? - warknął, patrząc na mnie. - Wczoraj ich nie miałaś. - dodał.

- Pobiłam się z jedną laską. - zmyśliłam na poczekaniu.

- Porozmawiaj ze mną.

- Jacob, to nic poważnego. Zrozum. - powiedziałam, siląc się na normalny ton.

- Pamiętaj, że zawsze możesz się do mnie zwrócić o pomoc. Albo jak chcesz porozmawiać. - odpowiedział troskliwym tonem.

Oj, chciałabym Ci wszystko powiedzieć. Chciałabym wyjechać...

***

Widząc swój dom w oddali, wyjęłam malutką tabletkę z torebki. Nie zastanawiając się, wzięłam ją do ust. Na błędy będzie czas później albo go nie będzie. Ludzie popełniają błędy, jednak ja mam ich o wiele za dużo.

Zapominając kluczy, zdecydowałam się na wejście przez tylne drzwi, które przeważnie były otwarte. Powoli je otworzyłam, wchodząc przez nie. Zamknęłam je, mimo to bez skrzypnięcia się nie obyło. Liczyłam, że śpi, jego ciężkie kroki było słychać, pobiegłam w stronę schodów, lecz w połowie drogi, ojciec podstawił mi nogę, przed co się przewróciłam, centralnie na brzuch. Nie zdążyłam wyciągnąć rąk przed siebie.

- Czy nie rozumiesz słowa nie pokazuj mi się na oczy? Miałaś nie wychodzić z pokoju. - wypił ostatni łyk alkoholu. Podniosłam się, krzywiąc z bólu. Widząc zamach. Z moich ust, wyszły słowa, których nie zamierzałam powiedzieć.

- Nie błagam, nie rób tego. - powiedziałam, prawie płacząc, Pierwsze łzy, zebrały mi się pod powiekami. Które po chwili ustały, tabletka zaczęła działać. Teraz mnie nie obchodziło, czy mnie uderzy czy nie. Było mi wszystko jedno. - Cofam to, rób co chcesz. - odparłam. Już po kilku sekundach czułam, jak butelka odbija się od ściany i trafia w mój lewy policzek, uśmiechnęłam się, maskując ból, swoją słabość. Podniosłam rękę, dotykając palcem rozcięcia na prawej brwi, strużka krwi, poleciała kroplą na podłogę.

Sprowokowałam go.

Podniosłam się, ostatni raz zerkając na niego, nadal tam stał obrzydliwie się uśmiechając. Powiedziałam to, co chciałam, co uznałam za prawdę, od kilku lat.

- Nienawidzę cię. - warknęłam, wchodząc na schody, usłyszałam prychnięcie z jego strony.

- Powinnaś mi dziękować, powinnaś znać swoją wartość. - to było ostatnie co powiedział, zanim zamknęłam pokój na klucz.

Moja rutyna. Wieczorne opatrywanie ran. 

Opadam na dno Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz