- Idziecie? Zaraz będziemy grać. - oznajmił, wskazując głową na ludzi zebranych przy ognisku.
- Tak. - odpowiedział brązowooki, splatając nasze palce. Muszę się przyzwyczaić do jego udawanych gestów, bo nie wytrzymam.
Christian usiadł na ławce, ciągnąc mnie na kolana. Usiadłam na nich, kładąc głowę na jego ramieniu. Przyjrzałam się wszystkim, najwięcej osób było z drużyny Black'a, ale inni też się zaaklimatyzowali.
Ava siedziała koło Williama, coraz bardziej się dogadują, przez co się cieszę. Może tylko jedna z nas zasługuje na szczęście? I tą osobą nie jestem ja.Westchnęłam, popijając whiskey. Czułam się trochę niekomfortowo, czując nienawistne spojrzenia niewielkiej grupki dziewczyn. Postanowiłam je zignorować i zacząć słuchać rozmowy chłopaków na temat przyszłego meczu.
- No mówię Ci, że tak jest. - kłócili się, nie miałam pojęcia czemu. Postanowiłam się, nie wtrącać, ale słuchać dalej. Po kilku minutach poczułam wibracje w tylnej kieszeni, wyjęłam telefon widząc wyświetlony kontakt ojca, który chcąc, nie chcąc postanowiłam odebrać.
- Wracaj natychmiast do domu, szmato. - nie zdążyłam się odezwać, słysząc jego karcący głos. Nie mogłam powstrzymać przypływających do oczu łez, słysząc jego głos.
- Za kilka minut będę. - odpowiedziałam, powstrzymując drżący głos.
- Powiedziałem teraz, jak wrócisz do domu to ci pokaże, co znaczy teraz.
Popatrzyłam znacząco na Ave, przez co podniosła się ze swojego miejsca, podchodząc do
mnie, chciałam wstać, lecz uścisk na talii mi nie
pozwolił.- Dzwonił? - zapytała blondynka.
- Tak. - odpowiedziałam jej. - Muszę już iść. - powiedziałam do chłopaka, z niechęcią mnie puścił.
Stojąc pod swoim domem, z niebieskooką przy boku, czułam się minimalnie bezpieczna, jednak chciałam, żeby tego widoku nie widziała.
- Na pewno tam pójdziesz? - zapytała z wahaniem, na co przytaknęłam. - Będzie dobrze zobaczysz. - dodała.
Oj, nie będzie dobrze.
Otworzyłam drzwi wejściowe, najciszej jak potrafiłam weszłam do środka. Jednak stał tam, centralnie naprzeciwko mnie, odłożył puszkę po piwie, podchodząc do mnie. Jego mimika twarzy wyrażała złość, złość na mnie.
Po chwili poczułam pieczenie na policzku. Uderzył mnie. Zasłużyłam, doskonale wiem dlaczego. W prawej ręce trzymał pasek od spodni. Otworzyłam szerzej oczy, kuląc się. To było najgorsze z każdych kar.
Sprzączka od paska, wraz z nim wylądowała na mojej twarzy, poczułam krew na języku, dotknęłam palcem ust, stróżka krwi spływała z tego miejsca.
- Proszę, przestań. - powiedziałam cicho, cofając się, moje plecy natrafiły na ścianę, zsunęłam się po niej. Mając nadzieje, że przestanie, mimo wszystko zasłużyłam, zasłużyłam na to wszystko.
Wpadł w jakiś szał, zamachnął się paskiem trafiając mnie w głowę, następnie w ramię. Był pijany, to wiem na pewno. Jego ciosy były nierówne, bandaż na nadgarstku się zsunął, ukazując czerwień, czerwone kreski. Nie zważałam na nie, kuląc się bardziej. Przez kilka sekund, nie czułam nic. Nie było szumu, głosów, bicia. Nie było nic. Podpierając się ściany.
Bluza w jednym miejscu na szyi się ściągnęła, próbowałam ją szybko zamieścić na swoim miejscu, pamiętając o zrobionych malinkach. Jednak nie uszło to uwadze ojca, pociągnął za kaptur, powodując, że wstałam ledwo, ale to zrobiłam.
- Myślisz, że jak znajdziesz sobie jakiegoś chłopaka, to ci pomoże? Co? - jego ton był nienaturalnie wysoki, nie miałam pojęcia co zamierzał. Nie odpowiedziałam, przez co kontynuował.
- Ja na miejscu jego, bym spieprzał jak najdalej od ciebie. Myślisz, że chociaż tydzień z tobą wytrzyma? Mylisz się. Cholernie się mylisz. - puścił mnie, przez co znów osunęłam się na podłogę.
Dla niego tych uderzeń było za mało...
Zamachnął się, kopiąc mnie nogą w brzuch. Jęknęłam z bólu, nie spodziewając się tego. Uderzył mnie trzy razy w to samo miejsce, starałam się oddychać równomiernie, mimo to nie mogłam złapać tchu.
- Nie pokazuj mi się nigdy na oczy. - warknął, otwierając kolejną puszkę po piwie. Ostatni raz na mnie spojrzał z obrzydzeniem, po czym odszedł w stronę salonu.
Odczekałam kilka chwil, po czym wstałam, krzywiąc się z bólu. Pierwsze stopnie schodów były czystym utrapieniem. Otworzyłam drzwi od pokoju, zamykając je na klucz. Powoli zdjęłam bluzę wraz ze spodniami, zamieniłam je na krótkie spodenki od piżamy, zostając w samym staniku. Związałam włosy w wysokiego kucyka.
Weszłam do łazienki, popatrzyłam w lustro, uniosłam kąciki ust, zaczynając się śmiać. Jak ja się jutro pokaże w szkole? Westchnęłam, wycierając dłonią krew z dolnej wargi.
Jednak ten śmiech w żadnym stopniu, nie był wesoły.
Skrzywiłam się, sięgając z dolnej półki do waciki i płyn do demakijażu. Ostrożnie go zmywałam, uważając na wszystkie rany. Po kilku minutach zmycia i zdezynfekowania twarzy, nie siliłam się na naklejenie jakichkolwiek plastrów.
Wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę łóżka, usiadłam na nim, patrząc w okno. Krople łez, moczyły mi policzki. Po chwili, jednak płacz zamienił się w histeryczny szloch. Przekręcałam w dłoni mały, stalowy przedmiot. W głowie szumiały mi słowa ojca.
,, Ja na miejscu jego, bym spieprzał jak najdalej od ciebie. Myślisz, że chociaż tydzień z tobą wytrzyma? Myślisz się. Cholernie się mylisz.''
Może to prawda, może nie, ale w to uwierzyłam. Wiem, że nigdy nie będę taka, jak jego panienki. Umowa obowiązuje nasz udawany związek, pokazując się przy ludziach, nie musi ze mną spędzać czasu poza szkołą. Ma swoje idealne życie, ja mam swoje. Jestem pewna, że nie potrzebuje moich problemów, a ja nie potrzebuję mu ich zdradzać.
Otuliłam się ramionami, zapominając o ranach na brzuchu, przez co syknęłam z bólu. Jutro będę musiała zostać w domu, a to jest ostatnie co bym chciała.
CZYTASZ
Opadam na dno
Teen Fiction~ Opadam na dno, nie wiedząc, że w tym przypadku, upadek może okazać się śmiertelny ~