16. „...Obyś zdechła"

121 12 26
                                    

Był już piątek, a dokładniej wieczór tego dnia. Reszta tych dni przeszła szybko, nudnie i bez jakiś wspaniałych sytuacji. Po ostatnim zdarzeniu z Lucasem nie odzywaliśmy się do siebie, on chyba tego unikał, a ja nie zamierzałam być tą co lata za chłopakiem jak jakiś cep.

Wybiła godzina dwudziesta druga. Byłam już umyta, zęby były wyszorowane, makijaż został zmyty, przebrałam się w piżamę, a z włosów zrobiłam wygodnego koka.

Weszłam na telefon i otworzyłam wiadomości. Stwierdziłam, że to już czas przestać się ignorować, bo jutro i tak mieliśmy współpracować razem, a ta niezręczność, bynajmniej do mnie, by mnie przybijała.

Do; Luc

hej, chcesz porozmawiać?

Długo nie musiałam czekać na odpowiedź.

Od; Luc

Hej. Jasne.

Po przeczytaniu tej wiadomości przylazł na mojej twarzy uśmiech, a sekundę po tym wyświetlił mi się numer kontaktowy od Valentino, który dzwonił do mnie.

—Hej, chciałaś porozmawiać.—odparł.

—Emm... hej. Tak, chciałam... stwierdziłam, że po ostatniej sytuacji byłoby mi nie zręcznie i chciałam to jakoś wyjaśnić, ale wolałabym to zrobić face to face na osobności. Jutro, rano tak około dziesiątej w parku na naszej ławce ok?—spytałam lekko, nawet nie lekko jak bardzo, zdenerwowana.

Chwila była ciszy, co totalnie mnie zbiło z tropu, bo na prawdę myślałam, że odmówi albo zachowa się tak jak zawsze czyli uda, że nic się nie stało lub znowu się pokłócimy z jego winy.

—Dobrze. Ja też muszę z tobą o czymś ważnym porozmawiać.—odpowiedział.

—Okej, to ja idę spać. Dobranoc.

—Dobranoc. Miłych snów.—rzekł Valentino.

Po tych zdaniach, w których był miły, namieszał mi znów w głowie. Przecież Luc do mnie nie jest miły, no chyba, że mamy te chwile jako N-I-E para.

Od razu poszłam spać, byłam naprawdę wyczerpana dzisiejszym dniem i tym co jutro miało się zdarzyć.

***

Wstałam o ósmej co się stało nowością, bo bez żadnego budzika, a ja należę do tych śpiących osób, które bez budzika nie wstanę rano.

Przemyłam twarz i umyłam zęby. Ubrałam się w top na ramiączkach szary z napisem „I veeery
like you<3!", który był mi obcisły. Do tego czarne skinny jeansy i na to tego samego koloru bluzę z małym niebieskim motylkiem który był na prawej piersi. Pomalowałam się, a mój makijaż składał się z podkładu, korektora, pudru, rozświetlacza, trochę bronzera, kresek, pomady do brwi, maskary i kredki do ust, którą obrysowałam usta, a środek wypełniłam pomadką nude. Uczesałam włosy w koka, bo miałam przetłuszczone już, wzięłam telefon.

Okazało się, że jest dopiero dziewiąta, wiec miałam z jakieś trzydzieści minut.

Zeszłam na dół ze spokojem, nie spiesząc się i poszłam sobie zrobić kawę. Na szczęście nikogo nie spotkałam, bo nie miałam ochoty komukolwiek się tłumaczyć.

***

Wybiła dziewiąta trzydzieści pięć, a ja w tym momencie wypiłam kawę. Ubrałam moje białe Nike'i i wyszłam z domu zamykając drzwi za sobą na klucz, żeby nikt się nie domyślił.

Podeszłam do auta i zapięłam pasy. Włączyłam kluczykami pojazd, a zaraz po tym wyjechałam z parkingu żeby zdążyć.

Na miejscu byłam równa dziewiąta pięćdziesiąt.

Love blinds YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz