Na pasku powiadomień znajdowało się mnóstwo nieodebranych połączeń. Dlatego telefon wibrował. Matka chłopaka ewidentnie próbowała się do niego dobić, bo niektóre powiadomienia od niej miały miejsce 20 minut temu. Kilka było od Tobiego, ale stanowiły one zdecydowaną mniejszość.
Odłożyłem urządzenie i wlepiłem wzrok w sufit. Podany w wiadomości adres był mi nieznany przez co nie wiedziałem czego się spodziewać. W najlepszym wypadku znajdę tam Georga całego i zdrowego. Jednak podświadomie czułem, że byłoby to zbyt proste.
Włączyłem telewizję, w której aktualnie emitowane były wiadomości. Zdecydowanie nie spodziewałem się zobaczyć tam czarnego Hyundai'a TUCSON'a.
- Londyn. Niewytłumaczalne zaginięcie samochodu, właściciel pojazdu apeluje o pomoc w poszukiwaniach i niezwłoczne kontaktowanie się z policją w razie posiadania informacji na ten temat.
Zerwałem się z kanapy przypadkowo zrzucając dotąd leżący na moim torsie pilot na ziemię. W mgnieniu oka wchodziłem już do Hyundai'a stojącego na podjeździe domu. Ostrożnie, ale pośpiesznie wjechałem nim do garażu, który od razu po tym zamknąłem. Oparłem się o niewielką szafkę z zapasowymi kołami i otarłem pot z czoła. Miałem nowy problem. Samochód jest szukany przez policję, myślałem, że takie sprawy nie lądują w telewizji. Najwidoczniej jego właściciel jest wpływową osobą. Potrzebowałem go na jeszcze jeden dzień, musiałem czymś pojechać pod adres podany we wiadomości. Komunikacja miejska zajmie mi za dużo czasu. Podsadziłem się i usiadłem na szafce. Od razu usłyszałem obok siebie huk. Spojrzałem w dół, na podłodze leżał sporych rozmiarów srebrny spray, który przypadkowo zrzuciłem. Uniosłem wzrok wlepiając go w stojący przede mną pojazd. Chyba los jest po mojej stronie.
Time skip
Mimowolnie jeździłem wzrokiem po wnętrzu domu stojąc oparty o otwarte drzwi wejściowe. Chciałbym zwiedzić go od nowa, ale z Georgem. Spędzić tu wspólnie czas. Ile bym dał aby przekroczyć próg mieszkania razem z nim, zostać oprowadzonym, położyć się na kanapie, zamówić pizzę i obejrzeć film. Ile bym dał za jego obecność.
Odepchnąłem się od drzwi by po chwili przekroczyć próg i zamknąć je tuż za sobą. Zwartym krokiem ruszyłem w stronę wcześniej wyprowadzonego z garażu samochodu. Wsiadłem do środka, a na siedzenie pasażera położyłem klucze oraz telefon Georga. Wyjechałem z podjazdu i ostatni raz spojrzałem na budynek.
Wyjąłem z kieszeni spodni telefon, włączyłem nawigacje podając adres z wiadomości i oparłem urządzenie o przednią szybę tak, aby w każdym momencie móc zorientować się gdzie dokładnie jestem. Aplikacja stwierdziła, że na miejscu będę za około półtora godziny. Rozluźniłem ciało na siedzeniu i skupiłem się na drodze. Na szczęście ostatnią noc przespałem więc zmęczenie mnie nie dopadało tak bardzo, w przeciwnym razie mógłbym zasnąć za kierownicą. Pogoda była przyjemna, na niebie rozciągały się śnieżnobiałe chmury zza których co chwilę wychylało się słońce. Mimo to powietrze było dosyć chłodne.
Nagle tuż obok mnie przejechał radiowóz policyjny. Od razu cały się spiąłem, jednak po chwili uświadomiłem sobie, że jestem całkowicie wtopiony w tłum. W końcu poprzedniego dnia przefarbowałem samochód na srebrno tak, aby nie wzbudzać podejrzeń i móc w spokoju skupić się na swoich działaniach. Na całe szczęście w garażu Georga znalazłem wystarczającą ilość sprayów aby pokryć cały pojazd. Poczułem jak promienie słońca rażą mnie prosto w oczy.
Time skip
Kolejny raz spojrzałem w telefon chcąc upewnić się, że dobrze widzę. Aplikacja pokazywała, że jestem na miejscu, jednak po obu moich stronach znajdowały się dwie ewidentnie opustoszałe kamienice, a naprzeciwko trzecia. Był to tak zwany ślepy zaułek, nie świadczyło to o niczym dobrym. Zjechałem na bok parkując przy chodniku. Wziąłem z siedziska obok swój telefon i włożyłem go do kieszeni, przy okazji poprawiając pistolet znajdujący się w drugiej. Miałem szczęście, że spotkałem Davea.
Wysiadłem z samochodu i zamknąłem go. Poprawiłem garnitur i zacząłem rozglądać się dookoła. Budynki nie miały na sobie tabliczek z numerami co nie było mi na rękę. Najprawdopodobniej zostały zerwane, bo cała kamienica wyglądała na starą i już dawno nie użytkowaną przez jakąkolwiek żywą duszę. Ruszyłem przed siebie chcąc wejść do środka, jednak po swojej lewej stronie zauważyłem wąski korytarz znajdujący się między dwoma posiadłościami. Przeczucie mówiło mi, że nie jest to przypadek. Postanowiłem sprawdzić to, a sama ścieżka nie wydawała się być długa. Powoli zbliżałem się do jej końca, na którym z daleka widziałem żółty kontener na śmieci. Wychyliłem się zza rogu, a po chwili prawie straciłem równowagę pod wpływem tego co zobaczyłem. Były tam drzwi, które nie pasowały do reszty budynku, ale nie to najbardziej przykuło moją uwagę. Obok stał samochód - czarny Rolls Royce. Poczułem jak cały mój żołądek zawiązuje się w pętelkę. Wydawało mi się, że dokładniej jest to Wraith Eagle VIII. Wiedziałem jaka będzie tablica rejestracyjna, jednak chciałem to sprawdzić i zobaczyć, że się myliłem. Niestety tym razem miałem rację. Zrobiło mi się słabo, więc mimowolnie oparłem ciało o najbliższą ścianę kamienicy. Był to samochód Georga.
Wplotłem dłonie we włosy głośno wypuszczając powietrze z ust. Kilka razy powtórzyłem czynność, aby się chociaż trochę uspokoić po czym odepchnąłem się od ściany i powolnym krokiem ruszyłem w stronę samochodu. Na fotelach nikogo nie było, jednak nie byłem w stanie sprawdzić bagażnika, bo pojazd był zamknięty. W środku zauważyłem opakowanie po limonkowych gumach do żucia, długopis i pustą, szklaną butelkę po arbuzowym napoju. Patrząc przez szyby nie widziałem żadnych śladów świadczących o przemocy.
Odsunąłem się od auta i podeszłem do drzwi budynku. Byłem prawie pewien, że były niedawno wymieniane, znacznie różniły się od innych. Pociągnąłem za klamkę i ku mojemu zdziwieniu uchyliły się. Delikatnie wychyliłem głowę do środka, aby wiedzieć co mnie czeka. Wewnątrz panował półmrok, jedynie w niektórych miejscach świeciły się prawie całkowicie zniszczone ledy. Dokładnie naprzeciw mnie znajdowały się schody prowadzące na piętro skąd dochodziły pojedyncze strużki światła. Niepewnie wkroczyłem do środka i postanowiłem sprawdzić górę. Starałem się poruszać jak najciszej, w końcu wszystko wskazywało na czyjąś niedawną obecność w tym miejscu. Na moją niekorzyść każdy kolejny krok stawiany na schodach powodował ciche skrzypnięcie. Po chwili jednak byłem już na piętrze. Na końcu jednego z korytarzy było umieszczone okno, które jako jedyne zostało niedokładnie przybite deskami i to właśnie stąd wydobywały się strużki światła. Nie wiedziałem, od których drzwi powinienem zacząć, więc ruszyłem do znajdujących się najbliżej mnie. Jednak nie spodziewałem się usłyszeć głębokiego i zachrypniętego męskiego głosu z parteru. Byłem prawie pewien, że mężczyzna powiedział ,,Drzwi są uchylone, ktoś tu jest”.
To co działo się po tym nie było przemyślane, działałem pod wpływem chwili. Po sekundzie usłyszałem głośne huki, które ewidentnie wskazywały na to, że ktoś biegnie w moją stronę. Panikowałem, wiedziałem, że to mój koniec. W głowie miałem czarne scenariusze, w których już nigdy stąd nie wyjdę, bo moje ciało z czasem zgnije. Biegłem ile sił w nogach do pokojów znajdujących się dalej. Czułem jak tlen nie dopływał do mego mózgu, a przed oczami pojawiały się małe czarne plamki. Złapałem za klamkę jednego z pomieszczeń i wbiegłem do środka, przy okazji prawie wyrywając drzwi z nawiasów. Zatrzasnąłem je za sobą, a po chwili zdałem sobie sprawę z głupoty tego czynu. Jeśli ten mężczyzna zdążył wbiec już na piętro na pewno słyszał, z której strony dochodzi huk. Nerwowo rozejrzałem się dookoła. Myślałem, że zobaczę tu stare meble, porozrzucane butelki, puste opakowania po papierosach i prezerwatywach, mówiąc krócej - ogólny nieład. I tak też było. Jednak nie spodziewałem się ujrzeć między tym wszystkim człowieka.
×=×=×
Miłego dnia/nocki.
CZYTASZ
Old personality [] DNF []
FanfictionTo nie moja wina. Zmusiłeś mnie, A krew, która się wyleje I zastygnie na mych dłoniach Należy do Ciebie. ,,(...) każda osoba, która stanie mi na drodze, niezależnie od tego ile dla mnie znaczy, będzie martwa, bo choćbym miał upaść na samo dno, zeszm...