Rozdział 37

3.8K 145 7
                                    

Diego

Patrzyłem na dziwnie spiętą Alice, która wciąż unikała mnie wzrokiem, rumieniąc się i co jakiś czas popijała chyba z nerwów wodę.

Wciąż była przybita przez informacje jakie jej przekazałem, ale nie miałem innego wyboru.

Wyglądała niezwykle uroczo w tej czarnej sukience, którą jestem pewien, że nie założyła przypadkowo, a specjalnie na nasze spotkanie.
To z kolei dodawało mi pewności, że to spotkanie, nie było jej obojętne.

Z napięciem czekałem aż coś powie, bo sam bałem się podjąć jakiś temat. Miałem za dużą pokusę, żeby spytać ją o powód odejścia bez słowa, albo propozycję, by wróciła ze mną do Anglii. Było za wcześnie.

W końcu rozległo się pukanie, więc podniosłem się z miejsca i ruszyłem do drzwi. Przejąłem od młodego chłopaka w hotelowym uniformie pracowniczym wózek z zamówionym przeze mnie posiłkiem.

Przyzwyczajony do tego, by doceniać ludzi, wykonujących takie z pozoru mało znaczące zawody, których mało kto zauważał, dałem mu spory napiwek, po czym wróciłem ze wszystkim na taras, gdzie siedziała Alice. Dosłownie nie mogłem nacieszyć się jej obecnością.

Coraz bardziej chciałem znów dotknąć tej miękkiej, pachnącej skóry,  całować i wiedzieć, że jest jej równie dobrze jak mi, ale musiałem się powstrzymywać.

Dziewczyna patrzyła na gwieździste niebo oraz zabudowę miasta. Na ulicach krążyło już zdecydowanie mniej samochodów, ale i tak nie mogliśmy cieszyć się idealną ciszą, co było normalne w mieście. Jednak widok był dość imponujący.

Postawiłem przed nią, na białym obrusie talerz z świeżo przygotowanym posiłkiem. Miałem nadzieję, że w końcu znajdziemy jakiś temat i atmosfera nieco się rozluźni.

Spojrzała na danie, a następnie na mnie, więc uśmiechnąłem się do niej. Ku mojej uciesze, wreszcie zmusiła choć trochę kącik ust do uniesienia się. To był już jakiś progres, choć domyślałem się, że przez wszystko to, czego się dziś ode mnie dowiedziała przynajmniej jeszcze dziś będzie smutna. Trochę martwiłem się tym, jak bardzo się przejęła. Tak... jakby jej zależało na tym chłopaku.

Alice sięgnęła po sztućce, po czym powoli zabrała się za jedzenie. Przez jeszcze chwilę nie odrywałem od niej wzroku, ponieważ chciałem mieć pewność, że zamówione danie jej posmakuje. Zależało mi na tym, aby wynagrodzić jej to co się stało. Wstrząsnął nią widok, tego mężczyzny przywiązanego do krzesła i choć może mogłem sobie to darować, to nie chciałem, żeby myślała, że próbowałem ją oszukać. Poza tym wewnętrznie czułem, że zaufa mi i pozwoli się tym zająć.

Była taka delikatna... W pewnym sensie to dobrze, że starała się radzić sobie z problemami sama, ale z drugiej strony martwiło mnie to co powiedziała. W tym przypadku odrzucenie pomocy mogło kosztować ją dużo bólu. I to nie tylko fizycznego. Dlatego po prostu musiałem się tym zająć. Trochę odciążyć tę drobną blondynkę, której nie potrafiłem wyrzucić z głowy.

- Smakuje ci? - Otrząsnąłem się nagle, gdy dotarło do mnie, że zaczęła się krępować mojego spojrzenia.

- Bardzo smaczne. Na długo przyjechałeś?

"Do czasu aż cię zdobędę." - Kusiło mnie, żeby tak odpowiedzieć, ale nie chciałem jej przytłoczyć zaborczością. Może właśnie dlatego odeszła bez słowa.

- Do czasu aż zrobię dobry rekonesans i podejmę decyzję, czy będę tu inwestował - odpowiedziałem, a następnie sięgnąłem po wino, które stało na wózku, odkorkowałem je i chciałem nalać do naszych kieliszków, zaczynając od jej.

- Ja dziękuję. - Zasłoniła dłonią naczynie.

- Dlaczego? Nie lubisz czerwonego wina? - zapytałem, na co zaczęła się rumienić. - Nie ma problemu. - Odstawiłem butelkę. - Mogę zamówić jakieś białe, różowe, albo pomarańczowe...

- Nie trzeba. Po prostu... nie chcę pić alkoholu - powiedziała nieśmiało.

- Nawet nie spróbujesz? To wino pochodzące z winnicy, należącej od lat do mojej rodziny.

- Z... winnicy... - Jej oczy rozszerzyły się, a buzia lekko otworzyła, na co nie mogłem powstrzymać śmiechu.

- Tak. Właśnie tam robi się wino. To jak? - zaproponowałem znów.

Jeszcze moment się wahała, ale w końcu sama podsunęła kieliszek, więc uzupełniłem go, a następnie swój, obserwując jak pokręciła winem w kieliszku i powąchała, zamykając oczy, jakby chciała skupić się na aromacie. Dopiero po chwili spojrzała na mnie i kiedy uniosłem kieliszek do ust, zrobiła to samo.

- I jak? - zapytałem z uśmiechem, bo widziałem, że trafiłem z wyborem.

- Niesamowite. To nie jest wino wytrawne?

- Nie. Może średnio pasuje do tej kolacji, ale zdecydowałem się na półwytrawne. Domyślałem się, że bardziej ci zasmakuje.

- Jest niesamowite. Mogłabym je pić zamiast pół słodkiego.

- Jeśli pozwolisz, przekażę moim ludziom, że wino ci smakowało. Albo mam lepszy pomysł. - Uśmiechnąłem się przebiegle. - Sama im o tym powiesz - rzuciłem, a jej twarz znów wyrażała ogromne, radosne zaskoczenie, ale zaraz posmutniała.

- Dziękuję za zaproszenie i z chęcią odwiedzę twoją rodzinną winnicę, ale na razie nie stać mnie na wyjazd z Polski - powiedziała absolutnie poważnie.

- Żartujesz? - Zaśmiałem się, jednak szybko przestałem, bo wyglądała na absolutnie poważną. - Skoro ja zapraszam, to znaczy, że ja wszystkim się zajmuję, więc nie musisz martwić się finansami.

- Nie mogę tak, Diego...

- Niby dlaczego? - zapytałem kompletnie jej nie rozumiejąc.

Niejedna rzuciłaby mi się na szyję z radości i zaczęła wypytywać, kiedy wyjeżdżamy, ale... a co jeśli chciała mnie zbyć. Zacząłem czuć, że grunt sypał mi się spod nóg, a im dłużej milczała, tym gorzej się czułem.

- Nigdy nie będzie mnie stać, żeby oddać ci za tę wycieczkę.

- To nie problem, bo nie chcę od ciebie żadnych pieniędzy! - Podniosłem głos przez napływ emocji.

- A ja nie chcę jechać ze świadomością, że wydajesz na mnie pieniądze. I nie wiem w ogóle dlaczego chcesz to robić - wypaliła nagle, kompletnie zbijając mnie z tropu.

Zapanowała nieznośna cisza, w której oprócz warkotu silników samochodowych słyszałem tylko przyspieszone bicie swojego serca.

- Może lepiej już pójdę - szepnęła, po czym zaraz podniosła się z miejsca z determinacją, na co natychmiast otrzeźwiałem, próbując naprędce wymyślić coś, co by ją zatrzymało . - Dziękuję za kolację i pomoc. - Obróciła się jeszcze na moment w moim kierunku.

Wyglądała, jakby zaraz miała znów się rozpłakać. Czy ona znów uciekała?

- Przyjechałem tu jedynie ze względu na ciebie - rzuciłem, nim zdążyłem pomyśleć i chyba tylko dlatego wypowiedziałem to na głos.

Zamarła w bezruchu i przez kilka chwil patrzyła w moim kierunku, jak na jakąś zjawę. Co prawda miałem nieco inne plany, ale słowo się rzekło. Musiałem brnąć w to zatem dalej, żeby tylko nie pozwolić jej znów zniknąć. Chyba nie darowałbym sobie, gdybym zrobił tak wiele i od tak pozwolił wyjść z apartamentu.

 - S-słucham? - wyjąkała zmieszana, nie pierwszy raz dzisiaj.

- Przyjechałem tu jedynie po to, żeby znów cię zobaczyć - powtórzyłem. - Nie mogłem już wytrzymać, rozumiesz? Bez przerwy o tobie myślałem, a fakt, że odeszłaś bez słowa... - Zamilkłem na moment zaciskając szczękę. - Zaskoczyłaś tym wszystkich. Vee płakała codziennie, a ja szalałem, bo nie miałem pojęcia, co zrobiłem, że nie zasłużyłem nawet na krótkie: " Żegnaj". Szalałem, ponieważ zdałem sobie sprawę, że być może już nigdy więcej cię nie zobaczę - powiedziałem i czekałem jak na ścięcie, aż w jakiś sposób odpowie.

W końcu, kiedy chyba ustąpiło oszołomienie w dwóch krokach znalazła się przy mnie i wpiła w moje usta z taką pasją, jakby witała kochanka, niewidzianego całe lata.

Nieślepa miłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz