Rozdział 25

3.9K 131 2
                                    

Alicja

Kiedy myślałam, że już wszystko wróciło do normy i przestałam rozpamiętywać to, co się wydarzyło, jak grom z jasnego nieba, padła na mnie informacja, że właściciele restauracji, nie planowali przedłużyć mojej umowy, nie wspominając znów o problemach finansowych. Umowa zlecenie miała swoje plusy, ale również spore minusy. Zwłaszcza, gdy długo nie było cię w pracy, co zapewne również wpłynęło na decyzję szefowstwa. Fałszywe zwolnienie załatwione przez Santiago, nie wzbudziło zastrzeżeń, ale żaden pracodawca, nie życzył sobie chorowitego pracownika, który dostarczał L4 z dnia na dzień. Mawet jeśli dotychczas, wszystko wykonywał nienagannie.

Wracając do domu, chciało mi się płakać, ponieważ ledwie zdołałam odrobinę się odbić od dna, gdy wszysyko znów zaczęło się wyśmienicie sypać.

Ludzie patrzyli na mnie dziwnie, tak jakby zbrodnią było to, że w moich oczach kłębiły się łzy. Starałam się je powstrzymywać mimowolnie, ponieważ uczono nas, że płakanie to oznaka słabości i nie powinno się pokazywać emocji przy innych, ale ja nie potrafiłam dłużej wszystkiego w sobie dusić.

Byłam już zmęczona, bez nadzei na lepsze życie. Niegdyś wierzyłam, że jeszcze wszystko się odmieni. Znajdę kochanego faceta, który nada trochę sensu mojemu codzienniemu wstawaniu z łóżka, a kiedy okazało się, że nie mam szczęścia do mężczyzn łudziłam się, że ułoży mi się jakaś kariera. Kariera... Ciężko było mówić o karierze, gdy od przeszło dwóch lat pracowałam, nie mogąc uzbierać na studia. Wszystko tak niezwykle drożało, a z każdym wyjściem do sklepu musiałam zastanawiać się z czego zrezygnuję tym razem, żeby mi wystarczyło pieniędzy.
Naprawdę nie miałam ogromnych oczekiwań. Wystarczyłoby, abym mogła zrobić podstawowe zakupy, bez drżenia przy kasie, że coś źle policzyłam. Jednak... to chyba było za duże wymaganie.

- Alicja!? - Poczułam uścisk na przedramieniu, więc instynktownie wyrwałam rękę i cofnęłam się kilka kroków.

- F-filip? - wykrztusiłam z siebie, nie mogąc powstrzymać się przed grymasem przerażenia na twarzy.

Chłopak był w koszmarnym stanie. Z rozcięgego łuku brwiowego oraz nosa, sączyła się krew. Poobcierane kości policzkowe wraz z siniakiem i opuchlizną pod okiem, śwuadczyły o tym, że naprawdę mocno zalazł komuś za skórę.

Spojrzałam niżej, na koszulkę, a zwłaszcza rękawy bluzy, zakrwawione od ciągłego pocierania twarzy.

- Proszę. Mogę u ciebie przenocować? Tylko jedna noc - powiedział, chwytając moją rękę i zaczął ją miętosić, co... chyba miało być głaskaniem.

- Kto ci to zrobił? - zapytałam, a serce biło mi tak szybko oraz mocno, że jego dudnienie zagłuszało wszystkie myśli.

- Jakieś dresy. Z pięciu ich było. Alicja, proszę - spojrzał na mnie błagalnie, jakby od tego zależało jego życie.

Zgodziłam się. Przeczuwałam, że tego pożałuję, ale stan Filipa był tak żałosny, że pomimo tego jak bardzo zostałam przez niego zraniona, nie potrafiłam zostawić go od tak, na pastwę losu, takiego obitego.

Weszliśmy do mieszkania, gdzie od razu poszłam szukać apteczki. Przypuszczałam, że będę potrzebowała dużej ilości opatrunków oraz środków przeciwbólowych i nie myliłam się.

Zaczęłam od zmasakrowanej twarzy, która niegdyś nosiła miano, najpiękniejszej w całym liceum. Wiele dziewczyn za nim szalało, bo był typem badboya. Nic dziwnego, że odbiło mi, kiedy zaczął mnie podrywać. Czułam się wyjątkowa, a poza tym... potrzebowałam tego. Byłam spragniona czułości, dotyku, miłości, a on dawał mi namiastkę tego wszystkiego.

Filip syknął, więc przerwałam na moment, aby zaraz kontynuować delikatniej.

Po twarzy przyszedł czas na tułów, który również nosił ślady mocnego pobicia.

- Masz takie delikatne, śliczne dłonie. - Zaczął, na co zarumieniłam się.

- Zgłosiłeś to na policję?

- Mówiłaś, że mnie nienawidzisz... - Zignorował to co powiedziałam i kontynuował, zakładając kosmyk moich włosów za ucho. - A jednak wciąż masz do mnie słabość.

- Przestań. - Odsunęłam się znacznie, żeby nie mógł dosięgnąć mnie w żaden sposób.

- Popełniłem błąd, zrywając z tobą. - Wypalił i założył ręce za głową, mierzwiąc już i tak poczochrane, czarne włosy, kontrastujące z bladą cerą.

- To ja cię zostawiłam. - Przypomniałam, po czym otworzyłam starą szafę, która musiała pochodzić z jakiejś meblościanki, pamiętającej PRL, aby znaleźć dodatkowy koc.

- Czego szukasz?

- Coś do przykrycia.

- Jak ci zimno, to z chęcią cię ogrzeję - odparł i nie musiałam na niego patrzeć, że zapewne szczerzył się jak głupi, dumny z tego tekstu.

- Nie. Dziękuję. Nie chcę, żebyś mnie dotykał, więc lepiej nie próbuj. - Zagroziłam.

- Bo?

- Jesteś wystarczająco obity. - Wydobyłam stary, szorstki koc w brązowo-szarą kratę.

- Grozisz mi? - Uniósł się na łokciu i skrzywił się z bólu.

- Sugeruję, że nie muszę się starać, żeby cię zabolało - odparłam spokojnie, a gdy prowokacyjnie położył dłoń na moim biodrze, dotknęła jego siniaka na policzku, na co od razu się odsunął.

- Ała! To bolało - powiedział z wyrzutem.

- Mówiłam. Łapy przy sobie - powtórzyłam spokojnie, układając się jak najdalej od niego i chciałam już tylko zasnąć.

- Ala?

- Yym? - mruknęłam, nie otwierając oczu.

- Dziękuję - szepnął, po czym złożył szybki pocałunek na moim policzku i natychmiast odsunął się na drugi koniec łóżka.

Poczułam dziwne ciepło, a następnie uśmiechnęłam się i próbowałam zasnąć.

Nieślepa miłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz