Rozdział 7

4.8K 167 0
                                    

Alicja

Mężczyzna trzasnął drzwiami, a ja aż podskoczyłam wystraszona.
Niby powinnam się cieszyć, ale dla mnie wyglądało to jak jakaś pułapka.

Starałam się jakoś zrozumieć tę całą absurdalną sytuację. Może faktycznie byłam bardzo podobna do żony Diega, ale żeby od razu posunąć się do porwania?

Mogli przecież ze mną porozmawiać! Albo przywieźć Diega do Polski, jeśli tak bardzo chcieli mu mnie pokazać!

A skoro udało im się wywieźć młodą dziewczynę z kraju... możliwe, że robili to nie pierwszy raz.

Nagle drzwi uchyliły się lekko, a do środka zajrzała niepewnie mała dziewczynka w białej bluzce i czarnej spódniczce.

Po kilku chwilach analizy pomieszczenia, weszła do środka, zamknęła za sobą drzwi i zaraz była na łóżku, przyglądając mi się swoimi zielonymi oczkami.

- Cześć - przywitałam się z lekkim uśmiechem. - Szukasz kogoś?

- Dlaczego tata nie pozwolił mi do ciebie przyjść? - zapytała smutno, wlepiając wzrok w swoje ręce.

- Skoro nie pozwolił, to chyba nie powinno cię tu być - odparłam, bo po pierwsze nie chciałam, żeby zdenerwował się jeszcze bardziej, a podkopywanie jego autorytetu oraz poleceń, mogło nie być niczym dobrym dla małej.

- Dlaczego mamusiu? Ja chciałam...

- Nie jestem twoją mamą. - Przerwałam jej, przez co zapanowała cisza przerywana tylko przez dzwonienie deszczu o szyby oraz grzmoty.

Patrzyła na mnie z niesamowitym niedowierzaniem i niezrozumieniem, a przy każdym głośniejszym grzmocie wzdrygała się.

- Dlaczego kłamiesz, mamo?! - Do jej oczu napłynęły łzy. - Ja boję się burzy! - Zaczęła szlochać, więc bezradna przysunęłam się do niej i ją objęłam.

- Skarbie... - Chciałam ją tylko uspokoić. - Czy tatuś jest w domu? - zapytałam, żeby odwrócić jej uwagę od tego, co oznajmiłam przed chwilą.

- Yhym - potwierdziła, zaciskając rączki na mojej koszulce.

- A więc nie masz się czego bać. Tatuś zawsze pilnuje, żebyś była bezpieczna. Zatem, gdy jest niedaleko, nic złego nie może ci się stać - powiedziałam, choć to oczywiście nie do końca bhło prawdą, ale liczyło się to, że trochę poskutkowało.

- Na... na... prawdę? - Pociągała nosem, aż w końcu wytarła go rękawem.

- Oczywiście, króliczku. - Zaśmiałam się przyjaźnie.

- A ty już nie boisz się burzy? - Potarła oko.

- Nie. Dlaczego pytasz?

- Bo jak raz przyszłam w nocy, to tatuś mocno cię przytulał, żebyś się nie bała - oznajmiła, a na moje policzki wstąpiły rumieńce, na myśl o tym w jakich okolicznościach najpewniej ich zastała.

- Nie boję się, bo zapewnił mnie, że dopóki jest w pobliżu to nic mi nie grozi - powiedziałam, starając się ukryć zmieszanie, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem.

- Vee! - Diego odetchnął z ulgą, ale zaraz jego twarz stała się surowa. - Co ty tu robisz? Mówiłem, że masz tu nie przychodzić! Szukam cię po całym domu i martwię się.

- Bałam się burzy - odpowiedziała smutno, zabierając ręce z mojego karku. - I chciałam zobaczyć mamę.

- Pani Johanson czeka na ciebie w pokoju. Poczyta z tobą. - To mówiąc ruszył w naszym kierunku i wziął ją na ręce.

- Ale...

- Vee. - Przerwał jej. - Muszę pogadać z mamusią.

- A nie przytulić, żeby nie bała się burzy?

- Dokładnie tak.

- Ale mama powiedziała, że już się nie boi, bo kiedy jesteś w pobliżu to jesteśmy bezpieczne. - Nie odpuszczała, a Diego posłał mi krótkiw spojrzenie.

Postawił ją za drzwiami.

- To prawda, ale zdradzę ci sekret. - Nachylił się w jej kierunku. - Mama po prostu lubi jak ją przytulam. - Puścił jej oczko. -  A teraz już biegnij do pani Johanson - powiedział, a gdy tylko się oddaliła zamknął drzwi.

- Nie wiń jej. - Nie mam pojęcia dlaczego poczułam potrzebę wstawienia się za Vee.

Może po prostu była słodką, małą dziewczynką, która mnie użekła. Z resztą... dla niej moja obecność też z pewnością należała do co najmniej szokujących.

- Wolałem, żeby nie przebywała z tobą, bo gdy odejdziesz pęknie jej serce. - Mówił z niesamowitym spokojem. - Wybacz, że cię to spotkało, ale mój ojciec najwyraźniej stracił głowę, gdy cię zobaczył, bo jak chyba sama zauważyłaś, do złudzenia przypominasz moją zmarłą niedawno żonę, po której został mi jedynie ten mały kwiatuszek. Mała kopia jej.

- Co się z nią stało? - zapytałam z ciekawości, a gdy spojrzał na mnie tymi swoimi prawie czarnymi oczami, zrozumiałam, że wcale nie miał ochoty się zwierzać. - Przepraszam. Nie powinnam.

Diego westchnął głęboko i oparł się o drzwi plecami, wpatrując się w szalejącą burzę na zewnątrz.

- Nie. Może masz prawo się dowiedzieć. Moja żona... - Zrobił kilkuchwilową przerwę. - Pomimo tego, że mogłem nas utrzymywać samodzielnie i bardzo chciałem, żeby zajmowała się domem oraz Vee, pragnęła pracować w zawodzie. Początkowo myślałem, że chciała tego tylko dlatego, że moja matka wypominała jej wszystko. Twierdziła, że jest ze mną dla pieniędzy i niczego nie potrafi sama. Ale dopiero, gdy pozwoliłem na to, żeby robiła projekty, dotarło do mnie, że go była pasja. Dopasowywanie blatu do machoniowej podłogi i płytek do luksusowej łazienki. Choć dużo pracowała, wypełniała też bez zarzutu wszystkie obowiązki domowe. W tym odbierała Vee ze żłobka, a potem przedszkola. Uważała, że jeśli nasze dziecko nie będzie dorastało wśród innych, będzie miało problemy w relacjach międzyludzkich oraz mało będzie w niej empatii. Zgodziłem się, pomimo tego, że taka decyzja była dla nas ryzykowna i oczywiście spotkała się z krytyką mojej matki. Leila jak zawsze przed szesnastą miała odebrać Vee, aby potem wrócić do domu oraz czekać na mnie z obiadem. - Uśmiechnął się. - Dochodziła siedemnasta, gdy dostałem telefon z przedszkola, że po Vee nikt się nie zjawił. Wybiegłem jak strzała z biura i za wszelką cenę starałem się dodzwonić do Leili. Kompletnie bezskutecznie, a gdy byłem już prawie przy przedszkolu, moją uwagę zwróciło kilka wozów policyjnych, dwie karetki oraz wóz strażacki. - Przerwał na moment. - Modliłem się, żeby ona była świadkiem, który z dobroci serca musiał pomóc poszkodowanym... Ale to ona była poszkodowana. Jakiś wariat wjechał w nią na czołowego. Nie miała nawet co zrobić, żeby tego uniknąć.

- To potworne - wymamrotałam. - Moje wyrazy współczucia.

- Tak czy siak. - Pokręcił głową, jakby wracał do teraźniejszości. - Santiago najwyraźniej uznał, że wmówiono nam, że Leila umarła, gdy naprawdę ją wywieziono bez pamięci o przeszłości. Stąd były temoje pytania.

- Rozumiem, ale to naprawdę nie ja...

- Wiem. Nie masz śladu po cesarskim cięciu, dzięki któremu na świat przyszła Vee. Wrócisz do Polski, a w zamian za zmarnowany czas otrzymasz rekompensatę pieniężną.

- Nie zależy mi na pieniądzach. Powrót do Polski naprawdę mi wystarczy - powiedziałam, choć w rzeczywistości z chęcią coś bym wzięła, żeby spłacić kolejne długi.

Ale nie potrafiłam po tym, co powiedział o Leili i zdaniu jego matki na jej temat. Z jakiegoś powodu, nie chciałam wyjść na materialistkę, mimo, że może powinnam, bo coś czułam, że zostałam bezrobotna.

- Wszystkim zajmie się Santiago. Postaramy się załatwić ci lot, jeszcze dzisiaj - powiedział, po czym opuścił pokój.

Nieślepa miłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz