Rozdział 54

3.3K 120 6
                                    

Diego

Uderzyłem pięścią w stół, a następnie zacząłem przechadzać się po jachcie. Skłamałbym, gdybym powiedział, że spodziewałem się innej reakcji. Jednak naprawdę tego żałowałem. Kochałem ją całym sercem i pragnąłem, żeby była ze mną już na zawsze. Nie w głowie mi zdrady, czy inne kobiety. Zdarzyło się to tylko raz, w dodatku po pijaku, w silnych emocjach.

Wyjąłem telefon i wreszcie oddzwoniłem do Iana.

- Mam nadzieję, że masz dobre wieści - warknąłem.

Liczyłem, że jeśli zajmę się czymś związanym z pracą i interesami, poczuję się lepiej. A Alicji... w końcu musiało przejść.

- Interesy kręcą się dobrze. W dodatku znaleźliśmy tę dziewczynę, która chciała zrobić żart Alicji. Chłopak ją zidentyfikował.

- I? Kto to? Przepytaliście ją już?

- To Melissa Wright. Utrzymuje, że to miał być jedynie żart i nie wiedziała nic o pigułce. Twierdzi, że dziewczyna była mocno wstawiona i to dlatego tak dziwnie się zachowywała.

- Przycisnęliście ją dobrze? Na pewno łże!

- Myślałem, że mamy czekać z tym na ciebie - odparł z wyraźnym napięciem w głosie.

- My... Nie prędko wrócimy. Zajmij się wszystkim. Może uda ci się dowiedzieć, kto kazał jej namówić tego ochroniarza. Przeglądałeś monitoring? Może coś rzuciło ci się w oczy?

- Niestety nie. Żadna z kamer nie obejmowała w pełni altany, gdzie stały stoliki. Stwierdzenie też kto wchodził, a kto wychodził jest trudne, gdy kręciło się tam tyle osób.

- A policja?

- Załatwiona. Nie będą nam przeszkadzali.

- Znajdź winnych i dzwoń, jeśli dowiesz się czegoś nowego.

- Oczywiście szefie - powiedział, po czym zaraz się rozłączył.

Zszedłem do kuchni, żeby wziąć trochę wody i znów zajrzeć do Alicji. Naprawdę nie chciałem jej skrzywdzić. To nie był ani trochę odpowiedni moment na takie wyznanie, zwłaszcza po cudownym seksie, ale Santiago za bardzo na mnie naciskał oraz groził, że jeśli w końcu nie będę szczery, w jakiś sposób się z nią skontaktuje, żeby poznała prawdę.

Nie potrafiłem mu tego wybaczyć, ani nie rozumiałem, dlaczego tak bardzo chciał, żebyśmy się rozstali. Przecież mogła o niczym się nie dowiedzieć i być szczęśliwą u mojego boku. Jednak jak zwykle musiał być przeciwko mnie oraz bawić się w wielkiego moralizatora.

Zapukałem delikatnie do drzwi, spodziewając się, że każe mi odejść, ale ku mojemu zdziwieniu nic nie powiedziała. Wszedłem zatem do środka i rozczuliłem się, gdy ujrzałem ją, śpiącą, wtuloną w poduszkę z rumianymi, jeszcze mokrymi policzkami. Musiała zasnąć ze zmęczenia.

Podszedłem do niej po cichu, odstawiłem szklankę, a następnie usiadłem na krawędzi łóżka. Bardzo chciałem położyć się obok niej. Przytulić do siebie z całych sił, tak jakby nic się nie stało. Tak jak, gdy byliśmy parą bez tak dramatycznych przejść.

Tęskniłem za tym bardzo. Dałbym wiele, żeby po przebudzeniu, znów się uśmiechała, przytulała do mnie tak bardzo ufnie i uspokajała się w moich objęciach.

Wszystko zepsuło się przez jednego głupiego drinka, na jednej głupiej imprezie. Ktoś chciał nas pogrążyć, skłócić i wyszło mu to śpiewająco. Nawet może nie spodziewał się tak spektakularnego efektu. Dlatego musiał za to słono zapłacić.

Choć może nie powinienem, położyłem się obok Alicji i patrzyłem na nią. Chociaż tyle, żeby oszukać się, że wszystko było w porządku, gdy wcale nic nie było w porządku.

Już przed moim wyznaniem, zachowywała się tak bardzo dziwnie. Może Santiago zdołał jej już powiedzieć? To by wiele wyjaśniało, ale kiedy miałby to zrobić? Jeśli przed stosunkiem... to czy wtedy kochałaby się ze mną? Nic już nie rozumiałem.

Może to tylko ta choroba morska? Westchnąłem cicho, żeby jej nie obudzić i aby ta chwila trwała dalej.

Gdybym miał pewność, że jej nie stracę, gdy tylko wrócimy na ląd, od razu bym wrócił na brzeg. Teraz jakoś nie mogłem, choć czułem, że powinienem.

Walczyłem ze sobą, żeby nie zbliżyć się do niej bardziej. Jednak to okazało się silniejsze ode mnie. Przysunąłem się jeszcze bardziej i zacząłem gładzić jej policzek. To wszystko tak bardzo bolało, nie tylko ją. Wcale nie chciałem, żeby tak wyszło. Gdybym wiedział, olałbym kompletnie tą imprezę zaręczynową.

Tak bardzo żałowałem, że jej nie przypilnowałem...

W  pewnym momencie, Alicja uchyliła powieki, więc spanikowany, że pogorszę sytuację, odsunąłem się od niej trochę.

Spojrzała na mnie załzawionymi oczami, ale ku mojej ogromnej uciesze, nie odsunęła się. Może to jeszcze nie był koniec? Może jeszcze zamierzała dać mi szansę?

- Diego? - wychrypiała tak cichutko oraz bezsilnie, że aż serce mi się krajało z powodu jej stanu.

- Tak, skarbie?

- Możemy wrócić do domu? Niedobrze mi - powiedziała smutno.

- Już wracamy - odparłem po chwili namysłu, bo widząc w jakim była stanie, nie mogłem już dłużej tego przeciągać.

Pomimo tego, że cząstka mnie, miała ochotę ją tu przetrzymać aż między nami trochę by się poprawiło.

Nieślepa miłość...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz