TOM III: 6. Przybysz.

35 5 9
                                    

Tymczasem Suzanne poszukiwała czegoś ostrego. Nie chciała żyć, bo i tak nie była przez nikogo pożądana. Sebastian już wybrał osobę, nie było go przez tydzień, co znaczy, że się nią nie interesował, więc teraz wystarczy się ulotnić.
W końcu znalazła skalpel, więc usiadła na krawędzi wanny i przyłożyła ostrze do wewnętrznej strony ręki.
Nim zdążyła przeciąć sobie skórę zauważyła białe pióra, które opadały na jasne kafelki łazienkowe. Zerknęła w górę i ujrzała przystojnego, młodego mężczyznę o kasztanowych włosach, które wyglądem sugerowały na puszyste. Jego lekko szara szata sięgała trochę ponad kostki u nóg, a para nieskazitelnie białych skrzydeł muskała końcówkami kafelki. Bystre, niebieskie oczy w jasnym odcieniu spojrzały z politowaniem na blondynkę.

- Biedactwo, nie rań się. Jesteś młodą, piękną kobietą, dlaczego chciałaś to zrobić? - spytał, przy okazji przechwytując od niej ostrze.

- Ja... Już nie mam powodu do życia... Wszyscy, których kochałam, odeszli - powiedziała, przez co anioł jeszcze bardziej jej współczuł.

- Kochana, jeszcze nie wszystko stracone. Może wciąż jest szansa na znalezienie osoby, która pokocha taką urodziwą kobietę? - spytał z uśmiechem, na co Suzanne zareagowała odwzajemnieniem gestu, tylko w mniejszej skali.

- Nie sądzę.

- A jeśli jednak? Na przykład... Może ja? - dziewczyna zaniemówiła na kilka minut, lecz ostatecznie otrząsnęła się z amoku.

- Nie znasz mnie - odwróciła wzrok, jednak dwa palce podtrzymujące jej podbródek nakazały na zwrócenie uwagi na istotę spoza ziemii.

- Doskonale cię znam. Obserwowałem cię od dwóch lat, jestem twoim stróżem - uśmiechnął się i przechylił minimalnie głowę.
Złapał ją lekko w talii i przejechał wierzchem dłoni po jej policzku, przez co ta wpadła w trans myśli, podczas którego nie słyszała dźwięków z zewnątrz, co działało na korzyść wysłannika boskiego.

Tak samo jak nieudolne próby wyważenia drzwi przez czerwonookiego. Doskonale słyszał ich rozmowę, przez co próbował dostać się do środka. Drzwi były zamknięte oraz pomieszczenie zostało wygłuszone dla osób w tym pokoju na zaklęcie, które zostawił anioł, lecz zaczęło w szybkim tempie przestawać działać.
Ostatecznie wyszło mu wyrwanie z zawiasów zapory, jednakże za późno. Brunetowi udało się jedynie ujrzeć twarz archanioła, tym samym posyłając mu gniewne spojrzenie, przepełnione złością i chęcią zamordowania.

- Azraelerze, porwałeś duszę należącą do mnie, co czyni cię moim największym wrogiem, którego muszę za wszelką cenę się pozbyć. Wypowiedziałeś mi wojnę, której nie mam zamiaru ani odpuścić, ani przegrać. Nie uda ci się zabić mojej kontrahentki, gdyż będę bronił ją do samego końca - powiedział sam do siebie, po czym wyskoczył przez okno, wskoczył na dach budynku i rozejrzał się dookoła. Ujrzawszy kawałek białych skrzydeł anioła spomiędzy chmur pognał w ich stronę przed siebie, co chwilę skacząc z jednego dachu na drugi. Jeszcze kilka razy klął pod nosem imię archanioła Azraela.
Biegnąc tak już od dobrych kilkudziesięciu minut w końcu ujrzał, jak wysłannik boży ląduje na odludnej polanie, więc ukrył się za drzewem.

Anioł odłożył niebieskooką pod jednym z wysokich pniów, a ona spojrzała na niego lekko poddenerwowanym wzrokiem.

- Dlaczego mnie porwałeś?

- Chcę cię jedynie uchronić przed złem, chociaż i tak już jest trochę za późno - pokręcił głową.

- Jakim znowu złem? - irytacja wzrastała w niej co raz bardziej.

- Czyż to nie jest oczywiste? Mieszkasz z samym diabłem pod jednym dachem, przez co sama się stałaś demonem. Jednak mogę cię jeszcze uchronić.

Pakt Z Diabłem Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz