Szłam przez las, aż do ogrodu mojej rezydencji. Ujrzałam Finniana, jednak miał lekko smutną minę.
- Finny? - zapytałam, podchodząc do niego, na co ten spojrzał na mnie i się wyprostował, a na jego twarzy zagościł uśmiech.
- Dzień dobry panienko, panie Sebastianie!
- Finny, coś cię trapi? - zapytałam z udawaną troską, na co ogrodnik starał się nadal utrzymywać uśmiech.
- Nie, panienko - odpowiedział łapiąc się za kark, jakby coś zakrywając.
- Skoro nie, to dobrze - obróciłam się i zaczęłam iść do budynku, jednak odwróciłam głowę po zobaczeniu ładnie przyciętych krzewów. - Bardzo ładnie przyciąłeś krzewy - powiedziałam, na co blondyn rozpromienił się i na jego twarzy pojawił się duży uśmiech.
Finny ponownie zajął się różami, a ja spojrzałam na jego kark. Zwróciłam się do kamerdynera stojącego tuż za mną. - Mnie się wydaje, czy Finny ma napis na karku? - zapytałam, a lokaj przyjrzał się ogrodnikowi.- Ma panienka rację, dokładniej mówiąc S-012. Myślę, że ma to związek z miejscem, w którym go znalazłem - odpowiedział mi bardziej szeptem.
- Muszę coś wymyśleć, aby się tak nie krępował - powiedziałam do siebie ponawiając chód.
Poszłam do pokoju, aby się przebrać, a kamerdyner do kuchni, aby przygotować obiad. Ubrałam strój wyjściowy na miasto, na który składała się ciemnoszara sukienka z umiarkowanie dodanymi, białymi dodatkami, do tego buty na obcasie do kolan w kolorze błękitu pruskiego.
Mówiąc prawdzie w oczy to moja garderoba nie jest specjalnie różnorodna.
Trzy pary butów na obcasie takich samych, jedynie różniących się kolorem, dwie pary botków w takim samym odcieniu brązowego, dokładniej beżu, na cieplejsze dni.
Długa, granatowa suknia na bale, przyjęcia. Sukienka na co dzień, "polowa", ciemnoszara wyjściowa do miasta do połowy łydki, biała z czarnymi zdobieniami pod gorset i w kolorze pudrowego różu od Lizzy, której nigdy nie założę.
Ubrałam kreację i zaczęłam czesać włosy. Co dziwne więcej niż zazwyczaj włosów zostało na szczotce, jednak tłumaczyłam to sobie, że jest cieplej i "linieje". Przez ten fakt musiałam wyczesywać włosy i zajęło mi to dłużej.
Odłożyłam szczotkę i poszłam w stronę gabinetu. Kiedy otworzyłam drzwi ujrzałam lokaja kładącego na biurku talerz z dostojnie prezentującą się kaczką z gotowanymi warzywami oraz puchar z winem. Usiadłam na krześle i nabrałam na widelec kawałek kaczki i trochę warzyw.- Ile możesz jeszcze podać porcji z tego, co zostało? - zapytałam po przełknięciu.
- Cztery, panienko.
- Dobrze więc, naszykuj te cztery porcje i daj Mey-Lin, Bardowi, Finnianowi i Tanace.
- Czyżby panienka czuła coś w rodzaju troski? - powiedział ze złośliwym śmiechem, na co ja zmierzyłam go wzrokiem.
- Nie, po prostu sama tego nie zjem, a odgrzewanego nie lubię - burknęłam.
Kamerdyner skinął głową i wyszedł. Dokończyłam jedzenie, odsunęłam brudne naczynia od siebie i przysunęłam trochę dokumentów z firmy.
Kiedy uzupełniałam ów kupkę do gabinetu wszedł z powrotem Sebastian, oznajmiając, że możemy jechać do Londynu. Wstałam i założyłam kapelusz i płaszcz, po czym wsiadłam do powozu.
Droga dłużyła się niemiłosiernie, aż w końcu ze znużenia podparłam sobie głowę na ręce i zamknęłam oczy.
Obudziło mnie dopiero zatrzymywanie się wozu. Lokaj pomógł mi wysiąść z powozu.- Dzisiaj jest ostatni dzień targu?
- Tak panienko, dlatego jest duże prawdopodobieństwo, że uda się zidentyfikować sprawcę.
Poszliśmy na duży plac, na którym były stoiska, jednak mniej liczne, niż ostatnim razem. W pewnym momencie zauważyłam własnoręcznie wykonany słomkowy kapelusz. Podeszłam bliżej i chwilę się przyglądałam, po czym zwróciłam się do podwładnego, aby kupił przedmiot. Kamerdyner wykonał polecenie, a podczas jego nieuwagi kupiłam też figurkę czarnego kotka, sama nie wiedząc właściwie czemu. Może dlatego, że wewnętrznie czułam, że koniec się zbliża.
Włożyłam figurkę do kieszeni i przeszliśmy do następnego stoiska, na którym były wystawione, jak się okazało, kaktusy. Podczas przeglądania się zagranicznym roślinom nagle ktoś tracił mnie i aby nie upaść całkowicie wystawiłam rękę to przodu. Był to zły pomysł, gdyż cała moja dłoń była w malutkich kolcach. Niezadowolona przedstawiłam sytuację brunetowi, na co ten lekko się zaśmiał i zaprowadził mnie trochę ma ubocze. Kucnął przede mną i złapał delikatnie moją dłoń.- To nie jest śmieszne - powiedziałam, kiedy zaczął wyjmować kolce z mojej skóry.
Po wyjęciu wszystkich szpikulców chwilę jeszcze oglądałam inne stoiska, gdy w końcu zauważyłam powiększające się grono obserwatorów na środku placu.
Spojrzałam na Sebastiana i kiwnęłam głową, że może iść, za to ja podeszłam jak gdyby nigdy nic do zbiegowiska.
Kilka minut później podbiegł jakiś mężczyzna do omdlałej kobiety i pomógł jej wstać. Z reakcji szlachcianki można było zasugerować, że ów mężczyzna jest kimś z rodziny.
Ludzie zaczęli się rozchodzić i żeby nie stać jak kołek podeszłam do pierwszego lepszego stoiska, którym okazało się być stoisko z wyrobami mlecznymi.- Witaj młoda panienko! Może chciałaby panienka trochę skosztować moich wyrobów? - powiedział miłym głosem blondyn o szczupłej posturze. - Jeden z moich najlepszych wyrobów to wędzony ser z mleka owczego.
- Poproszę jeden - powiedziałam lekko ściszonym głosem.
Blondyn podał mi ser i uśmiechnął się szeroko. Ugryzłam kawałek. Spodziewałam się, że będzie to gorsze w smaku, skoro jest to wyrób pospólstwa, jednak spotkałam się z pozytywną reakcją. Serek był dobry, lekko twardy, a za razem nie był jak kamień. Spojrzałam na sprzedawcę i wysiliłam się na uśmiech, który oznaczał moje zadowolenie z przekąski.- Cieszę się, że mój wyrób smakuje szlachcie.
- Proszę - położyłam na mały blacik dwadzieścia pięć monet, a blondyn zrobił z początku zdziwioną minę, jednak chwilę później uśmiechnął się i ukłonił lekko, dziękując mi za ten hojny dar.
Odeszłam trochę od stoisk, aby w spokoju zjeść serek. Jednak mój spokój nie trwał długo, ponieważ podszedł do mnie mój lokaj, z podejrzliwą miną patrząc na wyrób.- Co? Głodna byłam - burknęłam i jadłam dalej.
- Czy aby na pewno to jest zdrowe albo nie jest zatrute? - parsknęłam śmiechem.
- Jejku, śmieszny jesteś. Chcesz spróbować? - wyciągnęłam rękę z jedzeniem w jego stronę.
- Podziękuję.
- Kiedy ostatnio coś zjadłeś?
- Przed zawarciem paktu z panienką. A następny posiłek będzie o wiele lepszy - powiedział po cichu, prawie niesłyszalnie, z lekkim uśmiechem na ustach, a w jego oczach było widać różowe iskierki.
Przysunęłam z powrotem ser w swoją stronę.- Cóż, więcej dla mnie - zjadłam do końca i ponownie spojrzałam na demona. - Co udało ci się dowiedzieć?
- Ów porywacze stosują różne procesy przez zabiciem. Ci których obserwowałem pierw obrabowali kobietę, a później, bez jakiegokolwiek wyczucia stylu, zamordowali ją - stałam chwilę w zamyśleniu.
- Zaprowadź mnie do kobiety, która mieszka obok kamienicy Abberline'a.
- Zrozumiano - skinął głową i zaczęliśmy iść do wyznaczonego miejsca.
Kiedy dotarliśmy do celu kamerdyner wskazał mi dokładny dom, a ja zapukałam w drzwi. Po kilku minutach kobieta w szlafroku, a była godzina siedemnasta, otworzyła nam drzwi.- O Matko, przepraszam za mój ubiór! - powiedziała z żalem, widząc tak wysoko urodzoną osobę.
- Chciałabym zadać pani kilka pytań - odpowiedziałam ze spokojem.
- Oczywiście! - wpuściła nas do swojego domu z zakłopotaniem na twarzy i zaprowadziła do salonu, a sama poszła do zapewne sypialni.
Usiadłam na kanapie, a lokaj stanął za mną.- Rozmawia z kimś - zwrócił się do mnie czerwonooki szeptem.
Po chwili kobieta przyszła, już ubrana, i usiadła naprzeciw mnie na fotelu.- Życzy sobie panienka herbaty? - zaproponowała z lekkim uśmiechem na ustach.
- Nie, dziękuję. Chciałabym zadać kilka pytań, dotyczących wydarzenia, które miało miejsce kilka dni temu - oparłam podbródek na rękach, których łokcie podparłam o kolana.
Kobieta zdawała się być lekko wystraszona obecnością mojego lokaja, być może przez jego dość mroczny wygląd.- O-Oczywiście, odpowiem hrabinie na pytania - na jej ustach malowała się niepewność, którą nieudolnie ukrywała uśmiechem.
- Dobrze więc, proszę opisać mi dzień drugiego maja.
CZYTASZ
Pakt Z Diabłem
Fanfic"- Gdy ktoś odrzuci swoją wiarę, nie dostąpi zaszczytu przejścia przez bramę niebios - rozległ się echem męski głos. - Czyżbyś był boskim posłańcem? - zapytała przedtem się trochę wachając, na co odpowiedział jej szyderczy śmiech. - Zatem zapytam c...