Epilog

2.6K 166 25
                                    

Tony dość szybko zauważył, że gdy tego nie chce, to czas biegnie nieubłaganie szybko. Właśnie też, zanim się obejrzał, był już dwudziestodwu letnim mężczyzną, który ze swoim narzeczonym prowadził mały biznes. A to wszystko dzięki pomocy rodziców, którzy chcieli pomóc młodym rozpocząć wspólne dorosłe życie. Razem z Victorem otworzył niewielką kawiarnię, która w okresie wiosenno-letnim wyglądała jak z bajki. Starszy z pary nie mógł odejść od swojej miłości do kwiatów, dlatego kawiarnia była ich pełna. Co prawda dokładało to im pracy, bo trzeba było pilnować, by podlewać rośliny jak i też dbać, by nie pokryła się zbyt dużą warstwą kurzu, ale mimo to było warto.

Jeśli chodzi o ich życie prywatne, to i ono układało się wyjątkowo dobrze. Tony z dumą nosił na palcu pierścionek zaręczynowy. Na razie nie mieli czasu planować ślubu, ale obojgu pasował stan narzeczeństwa. Młodzi mogli cieszyć się swoim wspólnym życiem, które płynęło swoim własnym rytmem.

– Musimy zostać dłużej w pracy, będzie dziś dostawa. Chcę się upewnić, że znowu nas nie oszukają, jak poprzednim razem – Tony spojrzał na ukochanego, zamykając przy tym swój notes. Pomimo postępu techniki i możliwości zapisywania notatek na różnych urządzeniach, Tony akurat w tym aspekcie stawiał na klasyk i wolał mieć wszystko na papierze.

– Wiem. Nie chcemy znowu narażać nikogo na stres – starszy kiwnął głową, przypominając sobie zdenerwowanie swojego pracownika, który był zmuszony poinformować go, że kwiaty przyjechały sztuczne, a do tego zniszczone.

– Dokładnie. Więc spędzimy ze sobą trochę czasu. Może w pracy, ale to zawsze coś, prawda? – zapytał z lekkim uśmiechem, by następnie przytulić się do ukochanego, korzystając tym samym z chwili wolnego czasu.

– I tak możemy dobrze się bawić. Chociażby poprzez samą rozmowę – Victor pocałował policzek narzeczonego, spokojnie opierając się o ladę. Trafiła im się akurat pora, w której mieli mało klientów. Ludzie zazwyczaj przychodzili tutaj rankiem, po pracy lub wieczorami na randki. A teraz w całej kawiarni było tylko kilka osób, które były całkowicie skupione na ekranach swoich laptopów. Zapewne chcieli pracować w miłej atmosferze. Spędzenie ośmiu godzin w szarym biurze pewnie mogłoby być męczące i mało motywujące do dalszych działań. A jeśli ktoś potrafił się skupić właśnie w kawiarni, to akurat ten lokal był dla niego.

Tony chciał coś dodać, ale przerwał mu odgłos otwieranych drzwi, do którego zaraz dołączył śmiech dzieci i uspokajający damski głos. Do kawiarni weszła kobieta wraz z dwoma chłopcami, którzy mieli może po pięć lat albo więcej. Podeszła ona razem z dziećmi do lady i uśmiechnęła się lekko, witając się z mężczyznami. Następnie złożyła zamówienie. Poprosiła o kakao i ciasteczka dla swoich młodszych towarzyszy. Dla siebie wybrała herbatę i szarlotkę. Tony przyjął zamówienie, a Victor zauważył, że jeden z chłopców z zafascynowaniem patrzy na czerwone tulipany, które ozdabiały ladę. Mężczyzna sięgnął po jeden kwiat i podarował go dziecku, uśmiechając się lekko. Ten od razu podszedł do swojego przyjaciela i dał mu tulipana, a potem pocałował go w policzek, który od razu pokrył się rumieńcem.

– Urocze maluchy – powiedział Victor, patrząc z uśmiechem na ich relację. Pierwsza dziecięca miłość podobno była najpiękniejsza.

– Prawda. Chociaż mam nadzieję, że im szybko to przejdzie. Nie są swoimi przeznaczonymi – kobieta powiedziała i zabrała zamówienie, odchodząc tym samym do wolnego stolika. Za nią pobiegli uśmiechnięci chłopcy. Victor jeszcze chwilę patrzył w stronę tych klientów, a potem westchnął cicho i przytulił się do swojego ukochanego. Tony spojrzał zaskoczony na starszego, ale po chwili poprawił jego włosy.

– Coś się stało? Wyglądasz na trochę zmartwionego – młodszy zaniepokoił się stanem swojego narzeczonego.

– Nic. Tylko obiecaj mi się, że jak będziemy mieli dzieci, to pozwolimy im kochać, kogo tylko będą chcieli. Bez znaczenia, jaka będzie ich płeć drugorzędna – powiedział, wciąż będąc blisko Tony'ego.

– Będzie tak, jak mówisz. Nie chcę nikomu zakazywać miłości – odparł spokojnie, położył dłonie na tych mężczyzny.

– To dobrze. Jestem ci bardzo wdzięczny. Ta pani powiedziała, że ma nadzieję, że dzieciom przejdzie ta bliska przyjaźń, bo nie są przeznaczonymi. Przecież to okrutne. Na pewno da się rozwiązać w inny sposób. Mam rację? – młodszy pokiwał głową. Sam musiał zmierzyć się z faktem, że ktoś mu czego zabronił, więc i tym razem nie był fanem takiego postępowania. Jednak wiedział, że jego zdanie nie będzie się liczyło dla tej kobiety i prawdopodobnie jej wychowanków. W końcu on był tylko nieznaczącym, obcym chłopakiem, który wciąż wyglądał młodo, więc ludzie nie brali go na poważnie nawet w błahych sprawach.

– Będzie dobrze. Musimy wierzyć, że im życie również się ułoży. Przecież nie wiemy, co będzie za te dziesięć czy dwadzieścia lat, gdy te maluchy już będą duże.

– Pewnie masz rację. Wracajmy już do pracy. Za niedługo zacznie się większy ruch – uśmiechnął się lekko, nie chcąc już dalej ciągnąć tego nieprzyjemnego tematu. Liczył, że spędzi miło czas już bez żadnych dodatkowych zmartwień.

Tak, jak powiedział starszy z pary, już po jakieś godzinie do kawiarni tłumnie zaczęli wchodzić klienci. Swobodnie ubrani uczniowie, studenci lub bardziej elegancko pracownicy różnych instytucji. Tłum i ogólne zamieszanie utrzymywały się aż do samego wieczora. Widocznie trafił się taki dzień, w którym każdy wolał wypić coś na mieście niż w domu.

Mężczyźni byli zdecydowanie zmęczeni, ale szczęśliwi, gdy mogli wreszcie zamknąć kawiarnię i przy tym sobie odpocząć. Oczywiście zaraz po posprzątaniu wszystkiego. Akurat ten obowiązek nie mógł zaczekać do jutra. Jednak nie każdemu w głowie było sprzątanie. Victor był tylko mężczyzną, który miał naprawdę urodziwego narzeczonego, który wyglądał wyjątkowo kusząco, gdy pochylał się nad stołem, by go dokładnie wytrzeć. Można powiedzieć, że hormony same zaczęły działać i popchnęły starszego do dość ryzykownych działań. Mężczyzna sprawdził godzinę, aby upewnić się, że do przyjazdu dostawy zostało jeszcze sporo czasu, potem podszedł do przeznaczonego i przytulił się do jego pleców. Przy okazji złożył pocałunek na jego karku.

– Komuś tu brakuje mojej uwagi – młodszy zaśmiał się cicho, spoglądając na Victora, który na razie nie miał zamiaru puścić ukochanego. Starszy tylko mruknął cicho i zaczął całować szyję chłopaka.

– Może zrobimy sobie małą przerwę? Chwila odpoczynku nam nie zaszkodzi, a może nawet przyniesie pozytywne skutki – powiedział, kładąc swoje dłonie na brzuchu Tony'ego. Ostatnio byli na badaniach i okazało się, że organizm omegi jest w gotowy na ciążę. A wiadomo, że staranie się o dziecko jest jak los na loterii. Albo się uda, albo nie.

– Naprawdę chcesz zrobić to tutaj? Przecież to nieodpowiedzialne – chłopak spojrzał na przeznaczonego, starając się też odgonić myśli, które podsuwały mu same pozytywy takiej sytuacji.

– Pójdziemy na zaplecze, nikt nas nie zobaczy. Nie będziesz tego żałował. Mogę ci to obiecać – jedna z dłoni zacisnęła się na nadgarstku Tony'ego i po chwili młodszy był ciągnięty w stronę odpowiedniego pomieszczenia.

– Wariat z ciebie – zdołał tylko dodać młodszy, zanim zniknął za drzwiami razem ze swoim ukochanym. No cóż, widocznie sprzątanie jest obowiązkiem, który może poczekać. Niesłychana wiadomość. 

Rozdaję widły i pochodnie na swoją osobę ♥

Ale zanim mnie zabijecie, to mam sprawy.

Jako dodatek mogę napisać, co się działo na zapleczu, ale to jak chcecie. 

Poza tym tak szybko was nie zostawiam, już w epilogu dałam sugestię, co będzie tematem następnego opowiadania. Jak praca mnie nie wykończy, to jeszcze w tym miesiącu się to opowiadanie pokaże. 

Trzymajcie się ciepło! 

Zagubiona omega ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz