Into The Pit #11

53 10 0
                                    

Rano, gdy ojciec odwoził go do biblioteki, Oswald zapytal:

- Tato, ile miałes lat w osiemdziesiątym piątym?

- Byłem tylko kilka lat starszy od ciebie -  powiedział tata. - I poza baseballem myślałem tylko o tym, ile ćwierédolarówek wydam na automaty do gier. A czemu pytasz?

- Tak po prostu odpowiedział Oswald. - Zbieram informacje. Pizzeria Jeffa, zanim została pizzerią Jeffa, była restauracją z automatami do gier, prawda?

- Tak, to prawda. - Glos ojca zabrzmiał dziwnie, jakby się zdenerwował. Przez kilka sekund milczał, po czym dodal: - Ale ją zamknięto.

- Tak jak wszystko w tym mieście - stwierdził Oswald

- No cóz, tak.

Zatrzymali się przed biblioteką.

Oswaldowi mogło się tylko wydawać, ale miał wrażenie, że gdy dojechali na miejsce, jego ojciec odetchnał z ulgą, że nie będzie musiał już odpowiadać na więcej pytań.

Punkt jedenasta Oswald jak zwykle ruszył do pizzerii Jeffa. Jako że Jeffa nigdzie nie dostrzegł, poszedł prosto do basenu z piłkami. Doliczył do stu i wstał. Panował hałas, ale nie ten co zwykle. Krzyki. Placzące dzieci. Wołania o pomoc. Odgłos biegnących stóp. Chaos.

Czy Chip i Mike byli tutaj? Czy nic im się nie stało? Co tu się w ogóle wydarzyło?

Oswald się bał. Z jednej strony miał ochotę zniknąć z powrotem w basenie piłek, ale z drugiej martwił się o kolegów. A poza tym był bardzo ciekawy, co się stało, chociaż wiedział. że musiało to być coś okropnego.

Powiedział sobie, że on sam nie jest w niebezpieczeństwie, ponieważ znajdował się w przeszłości, w czasie przed swoim urodzeniem. Jego życie nie mogło być zagrożone, skoro w 1985 roku nawet nie było go na świecie. Chociaż żołądek mu się skręcał, ruszył przez tłum. Mijał biegnące matki z dziećmi w ramionach, ojców trzymających pociechy za ręce i prowadzących je do wyjścia. Wszyscy mieli przerażone miny.

- Chip? Mike? - zawołał, ale nigdzie nie widział swoich przyjaciół.

Może tego dnia nie przyszli do Freddy'ego Fazbeara. Może byli bezpieczni.

Oswalda ogarnął niepokój, ale musiał się dowiedzieć, co się dzieje. Ruszył w przeciwnym kierunku niż biegnący tłum. A jego strach narastał.

Przed nim stał mężczyzna w kostiumie żółtego królika... O ile w środku rzeczywiście był mężczyzna. Królik otworzył drzwi z napisem: „Dla personelu" i wszedł do środka.

Oswald ruszył za nim.

Korytarz był długi i ciemny. Królik spojrzał na Oswalda pustymi oczami, z nieodłącznym uśmiechem na ustach, po czym ruszył korytarzem. Chłopiec go nie gonił. Pozwalał się prowadzić, zupełnie jakby się znalazł w upiornej wersji Alicji w Krainie Czarów i wszedł do króliczej nory.

Królik zatrzymał się przed drzwiami z napisem: „Urodziny" i skinął, by Oswald poszedł za nim. Chłopak trząst się z przerażenia, ale był zbyt zaciekawiony, by odmówić.

Poza tym - powtarzał sobie - nie możesz mnie skrzywdzić. Jeszcze się nawet nie urodziłem.

Po wejściu do pomieszczenia Oswald potrzebował kilku sekund, by zrozumieć, co właściwie widzi, i kilku kolejnych, by jego mózg to przetworzył.

Dzieci siedziały pod ścianą pomalowaną w miejscowe maskotki dostrzegł postacie uśmiechniętego niedźwiedzia, niebieskiego królika i ptaszycy. Było ich sześcioro, wszystkie młodsze od Oswalda. Ich pozbawione życia ciała opierały się o ścianę, a nogi były wyciągnięte przed siebie. Niektóre wyglądały, jakby spały z zamkniętymi oczami. Oczy innych były otwarte, puste i nieruchome niczym u lalek. Wszystkie miały na głowach czapeczki urodzinowe Freddy'ego Fazbeara.

Oswald nie wiedział, jak zginęły, ale był pewien, że odpowiada za to królik i że królik chciał mu pokazać to, co zrobił. Może planował, że Oswald zostanie kolejną ofiarą, że dołączy do tych pod ścianą, o niewidzących oczach.

Chłopiec krzyknął. Żółty królik rzucił się na niego, ale Oswald zdążył wybiec z pokoju i pognał ciemnym korytarzem. Może królik nie mógł go skrzywdzić. Może nie mógł.

Oswald nie zamierzał czekać, by to sprawdzić.

Przebiegł przez pustą salę z automatami do gier, w stronę basenu z kulkami. Na zewnątrz słychać było wycie syren. Królik gnał za nim. Był tak blisko, że jego futrzasta łapa otarla się o plecy Oswalda.

Chłopak wskoczył do basenu. Policzył do stu najszybciej, jak umiał.

Kiedy wstał, pierwsze, co usłyszał, to był głos Jeffa.

- Tam jest ten mały drań!

Oswald odwrócił się i zobaczył, jak ojciec zbliża się stanowczym krokiem, a Jeff przygląda się całej sytuacji. Ojciec był wściekły, a Jeff też nie wyglądał na zachwyconego - inna sprawa, że nigdy nie wyglądał.

Oswald zamarł, zbyt przytłoczony, by się ruszyć.

Ojciec złapał go za ramię i wyciągnął z basenu.

- Co ci przyszło do glowy, żeby chować się w tym okropnym miejscu? - zapytal tata, - Nie slyszales, jak cię wołatem?

Kiedy Oswald się wydostał, jego tata nachylit się nad basenem.

- Spójrz, jakie to jest brudne. Twoja matka..

Spośród kulek wysuneły się dwie żółte łapy i wciągnęły ojca w głąb.

Walka wyglądałaby nawet zabawnie, gdyby nie była taka przerażająca. Na powierzchni pojawiły się nagle stopy ojca w brązowych butach roboczych, po czym zniknęły, a na ich miejscu znalazły się żółte futrzaste łapy, ale one po chwili się schowaly. Piłki w basenie przewalały się jak podczas sztormu. I nagle znieruchomiały. Z basenu wynurzył się żółty królik, poprawił fioletową muszkę, strzepnął coś z futra i odwrócił się z uśmiechem do Oswalda. Oswald cofnął się, ale królik natychmiast znalazł się przy nim. Objął go poprowadził do wyjścia.

Oswald spojrzał na stojącego za kontuarem Jeffa, ale ten jak zwykle miał ponurą minę i powiedział tylko:

- Na razie, chłopaki.

Jak Jeff - jak ktokolwiek - mógł zachowywać się tak, jakby nic się nie stało?

Kiedy wyszli na zewnątrz, królik otworzył drzwi samochodu od strony pasażera i wepchnął Oswalda do środka.

Oswald patrzył, jak królik zapina pas i włącza silnik. Próbował otworzyć drzwi, ale królik zablokował centralny zamek.

Fazbear Frights - Into The Pit [Tłumaczenie PL]  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz