"Proszę. [...]"

660 28 6
                                    

Byłam sparaliżowana. Strach obleciał każdą komórkę mojego ciała. Miałam w głowie tysiąc myśli na minutę. Błagałam w głębi duszy żeby to była jakaś pomyłka ale dobrze wiedziałam, że nie ma na to żadnych szans. Jednak musiałam podjąć jakieś działania. Coś musiałam zrobić, a wiedziałam, że przeciągając to nie polepszę całej sytuacji. Ruszyłam więc w stronę drzwi i natarczywego dźwięku dzwonka nie zważając kompletnie na zdezorientowane spojrzenie Josha. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. 

Przed moimi oczami momentalnie ukazała się postać blondyna, którego tak bardzo nienawidziłam i od którego tak bardzo nie umiałam i nie miałam sił się uwolnić. Jego spojrzenie było rozłoszczone i widziałam to w jego tęczówkach. Miał takie za każdym razem kiedy olewałam go przez dłuższy czas. Mimo, że wiedziałam, jaki zazwyczaj nadchodził koniec nie umiałam nawet udawać dla spokoju. Nie umiałam, nie chciałam albo po prostu nie miałam już na to sił i było mi wszystko jedno. Po za tym wiedziałam, że blondyn nie robi tego dlatego, że coś do mnie czuje, bądź dlatego, ze byłam dla niego kimś ważnym.  Nic z tych rzeczy.  On był destrukcyjną, niezrównoważoną osobą. Potrzebował mieć kogoś na kim będzie mógł w danej chwili wyładować swoje negatywne emocje oraz kogoś kto mimo wszystko będzie ciągle za nim. Tylko u nas był taki problem, że ja nie byłam za nim ani trochę. I to była moja mogiła, a jego zmora, że nie mógł żadnymi środkami sprawić by chociaż trochę zaczęło mi na nim zależeć. I to był istny paradoks on mimo tego, jak bardzo uważał że mnie kochał tak bardzo w duszy pragnął mnie tylko zniszczyć i doprowadzić do tego bym błagała go jego uwagę i obecność. Ja natomiast mimo tego iż wiedziałam, że kompletnie nie daje mi to jakiegokolwiek szczęścia, że mimo iż teoretycznie byliśmy razem bajerował na boku inne panienki to tkwiłam w tym i to też był istny paradoks. Tego się nie dało ogarnąć żadnym IQ. Ja sama tego nie potrafiłam zrozumieć, a co dopiero osoby trzecie. 

-No witam, witam. - Wyszydził z tym swoim cynicznym uśmieszkiem. 

-Cześć. - Odpowiedziałam cicho czując się prawię tak, jakby w moim gardle urosła gula wielkości asteroidy co uniemożliwiało mi normalną mowę. 

-Cheryl wszystko w porządku? - Usłyszałam pytanie Josha, spojrzałam na Charliego, który w zdziwieniu uniósł swoją brew do góry, a następnie wymijając mnie wszedł pewnym krokiem do mieszkania i skierował się do salonu. 

Zamknęłam drzwi i westchnęłam. Zaczyna się.

Dramat w trzech aktach.

Akt pierwszy.

-Witaj. Jestem Charlie. Chłopak Cheryl. - Powiedział z naciskiem na pierwsze słowo gdy ja pojawiłam się w pokoju.

-Oh, nie wiedziałem. Jestem Josh, stary przyjaciel z Londynu. - Powiedział Josh ściskając wyciągniętą dłoń Charliego. - Nic nie mówiłaś, że masz chłopaka. - Skierował brunet w moją stronę. 

-O tobie także nic nie wspominała. -  Wtrącił szorstko Charlie zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć.

-Nie mieliśmy kontaktu przez pewien czas, pewnie dlatego. - Wyjaśnił Josh, jednak ku mojemu zdziwieniu dostrzegłam, że nie obchodził się wobec blondyna z jakąś wielką uprzejmością. Wręcz przeciwnie. Uważnie taksował go i mnie swoim wzrokiem.

-Najtrwalsza przyjaźń przetrwa wszystko, jak to mówią. - Powiedział szyderczo blondyn. 

-Tak czasem dobrze wrócić do rodzinnego miasta. - Odpowiedział Josh unosząc przy tym lekko lewy kącik ust ku górze.

Stałam tam niczym sierota . Nic nie mówiłam. Nawet nie wiedziałam co bym miała wtrącić. Wiedziałam tylko, że z tego spotkania nie wyniknie nic dobrego. Pragnęłam żeby ten dzień się już skończył. Jednak zanim to miało nastąpić czekał mnie ciężki wieczór.  Nie zdawałam sobie jedynie sprawy z tego jak ciężki będzie. 

Friendzone~After YearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz