7 marca, Dzień kolejny
Czas był czymś niezwykle cennym ale też i bezlitosnym do ostatniej kropli krwi w naszym ciele. Nie mogliśmy go cofnąć, a każde decyzję miały swoje konsekwencje w efekcie czego tworzyły błędne koło, z którego nie dało się uciec. Jedne należały do tych, których potem żałowaliśmy, uważaliśmy, że mogliśmy postąpić inaczej. Mogliśmy po prostu postąpić lepiej. Drugie były tymi, które uważaliśmy za najlepsze w naszym życiu. To te, które wprowadzały nas w stan najczystszej eudajmonii. I ja wiem, że te pięć lat temu kochałam swoją eudajmonię, która była wtedy moją rzeczywistością. Rzeczywistością, którą pragnęłam by trwała do końca moich dni. Może to głupie ale widziałam wtedy w tym potencjał. Może to dziecinne, zbyt pochopne, lekkomyślne , niedojrzałe. Może i tak ale czy miłość taka właśnie nie jest? Jest dziecinna, zbyt pochopna, lekkomyślna i niedojrzała. Ale jest piękna. Z tą jedną osobą miłość jest najpiękniej rzeźbionym posągiem nawet wtedy gdy nas rani. Z tą jedną osobą napotykane problemy zawsze zdają się być mniejsze. Z tą jedną osobą wszytko jest inne, takie łatwe i piękne, a jeśli jest ciężkie to wiemy, że mamy wsparcie.mamy kogoś kto nas kocha. Z tą jedną osobą miłość jest przyjemna. Po prostu chcę się żyć. Tak zwyczajnie. Zachwycać wszystkim.
Miłość jest piękna nawet gdy jest bolesna.
Nasza historia była piękna. I była też bolesna. Kochaliśmy się z całych sił. Całym sercem. Na zabój. Nastoletnia miłość okazała się być uczuciem na całe życie ale nie dane było jej rozwinąć swoich pięknych płatków. Byłeś piękny w każdym calu. Byłeś dla mnie niczym boskie zesłanie mimo iż moja wiara zaczęła mocno podupadać w tamtym okresie życia. Byłeś moim zesłaniem boskim w jego najpełniejszej i najlepszej postaci. Każdy twój cal był dopracowany w 100%. Twoje kruczoczarne włosy niczym smoła odbijały promienie słońca, lśniąc przy tym tak spokojnie, melancholijnie, tak pięknie. Twoje zielone oczy były moim prywatnym oceanem, w którym pragnęłam tonąć każdego dnia na nowo. I utonęłam. Utonęłam na amen. Najbardziej wtedy, gdy odszedłeś.
Gdy odszedłeś zgasiłeś w moim sercu ogień. Ogień, którego nikt już nie rozpali w ten sam sposób. Bez ciebie zgasło słońce. Gwiazdy przestały świecić, a fale uderzać o brzeg. Została tylko jedna iskra. Dziś wiem, że już nigdy nie wrócisz. Dziś to rozumiem. I wiesz co? Już nie mam do ciebie żalu. Dziś już wszystko rozumiem. Dziś już jestem zdrowa i mam nadzieję, że gdziekolwiek jesteś cieszy cię to. Mam nadzieję, że gdy na mnie patrzysz jesteś dumny. Teraz tkwię w rzeczywistości , gdzie budzi mnie blask promieni. Spaceruję wsłuchując się w szum wiatru. Patrzę w niebo marząc o miłości.
Ale już nie twojej.
Ale wiem jedno. Wiem, że pewnego dnia odnajdę twoje ramiona. Ty odnajdziesz wtedy moją duszę. Musze czekać, cierpliwie czekać. Czekać z uśmiechem na ustach, a nie ze łzami w oczach. Czekać z sercem na dłoni. Wiem, że na to oboje zasługujemy. Wiem, że wtedy oboje zapomnimy o całym bólu. Wiem że cię pokocham na nowo. Miłość zawsze wygrywa. I ja już wiem, że wygrałam mimo, że nie znalazłam się jeszcze na mecie.
Długo tęskniłam i będąc szczerą, lubiłam ten smutek. To było jak urwany film, w którym grałam główną rolę. Miałam złamane serce i nie chciałam znać zakończenia. Jednak zrozumiałam, że bohaterka nie może umrzeć przed napisami. Musiałam zmienić scenariusz. Już nie płaczę. Pożegnałam cię niczym naszą szczęśliwą zimę, która nas postawiła na swojej drodze.
Nie wstydzę się, że kochałam. Nie wstydzę się, ze byłam od ciebie uzależniona.
Byłeś tą prawdziwą miłością, która stanęła w moich drzwiach. A ten dzień pamiętam jakby to było wczoraj. Nie wyrwałeś ich z zawiasów, ani nie wszedłeś bez pozwolenia. Byłeś tą miłością, która wiedziała, jak dużo przeszłam. Zdjąłeś buty. Powiesiłeś płaszcz. I zostałeś na zawsze. Warto było czekać.
CZYTASZ
Friendzone~After Years
Random"Ale czy mnie miał jeszcze kto uratować?" Zapraszam na drugą część mojej opowieści pt. Friendzone - After Years. Pierwsza część Friendzone możecie znaleźć na moim profilu. Zapraszam wszystkich serdecznie!