"Cześć Cheryl"

1K 36 10
                                    

W chwilach takich, jak te nie wiedziałam co mam myśleć oraz myślałam za dużo. To było paradoksalnie niedorzeczne, ale tak właśnie było. Mój umysł był jednocześnie zatłoczony niczym dworzec pociągowy oraz pusty, jak nicość. To były tak skrajne emocje, które sprawiały, że można mnie było uznać za wariatkę. Z boku dla osoby trzeciej pewnie tak wyglądałam. Jednak mój dramat polegał na tym, że wiedziałam iż nią nie byłam. Byłam po prostu zwykłą, słabą dziewczyną, która nie radziła sobie już od kilku dobrych lat z własnym życiem. Nie umiałam nad nim zapanować. W żadnym najmniejszym calu. To wszystko doprowadzało mnie właśnie do takiego stanu w jakim znajdowałam się teraz. Moja nieudolność powinna zostać nagrodzona, przysięgam. 

Siedziałam na parapecie spoglądając prze okno, ubrana w szary dres z kubkiem herbaty w  dłoniach. Patrzyłam, jak krople deszczu spadały harmonijnie jedna za drugą. Jedne znikały rozpływając się na asfalcie za oknem, a drugie natomiast spływały po szybie, zupełnie tak jak łzy po moich policzkach.

 Tylko, że one spływały za często. Za często gościły na mojej twarzy. I nieświadomie one były każdym najmniejszym krokiem do mojego prywatnego bagna, w którym niebawem miałam zniknąć.

Kolorowe liście spadały z drzew i lądowały w kałużach. Jednym słowem jesienna aura trwała w najlepsze. Życie się toczyło jak gdyby nigdy nic. No bo przecież ogółem nic się nie stało, prawda? To tylko ja byłam zaskakiwana co rusz nowym scenariuszem swojego życia. Zazwyczaj mówi się, że człowiek sam pisze taki oto scenariusz. Jednak ja na pewno nie byłam reżyserem własnego życia. I szczerze mówiąc, już nie wiedziałam kto nim był. Bóg, a może los? Może to było jeszcze coś zupełnie innego? Nie miałam pojęcia. Wiedziałam tylko, że nie czeka na mnie już nic dobrego. Dosłownie przestałam się łudzić. 

Strata Kevina to było coś z czym nie pogodziłam się do tej pory. Trzy lata minęły, a ja wciąż nie umiem się z tym pogodzić. Po trzech latach wciąż dzień w dzień wracam myślami do czarnowłosego chłopaka, który był moją miłością. Był i będzie zawsze bez względu na wszystko. Najlepszym co jeszcze mi zostało z bycia człowiekiem tak kruchym jakim się stałam było posiadanie wspomnień i wracanie do nich w każdej możliwej chwili swojego życia. To było to co trzymało mnie na siłach. Kiedy zamykałam oczy i widziałam jego doskonałą twarz, oczy w których tonęłam nawet nie mając świadomości, czarne włosy które tak bardzo kochałam. Widziałam jego i to mnie trzymało. Nikt nie mógł w to ingerować ani nikt nie mógł mi tego zabrać.  To było moje. To było nasze. 

Już po starcie mamy tkwiłam jedną stopą w swoim własnym świecie. Błądziłam myślami częściej niż każdy normalny człowiek. Rozpamiętywałam stratę i robię to do tej pory. Odkąd jej tylko zabrakło, w moim życiu następowały momenty, w których tak bardzo chciałam żeby była obecna. To były chwilę gdzie potrzebowałam jej, jak nikogo innego. Potrzebowałam mamy. Przecież mama zawsze wiedziała co robić, co powiedzieć i jak zaradzić. Zupełnie tak jakby to była jakaś super moc każdej rodzicielki. Ale jej nie było, a ja musiałam nauczyć się z tym żyć. Musiałam sobie radzić sama bez cennych rad kobiety.

Kiedy mogłam stracić tatę czułam jak robię kroki by stanąć drugą stopą w swojej własnej nicości. Na szczęście w tamtym momencie los postanowił mnie oszczędzić. Jakże łaskawy był patrząc na wszystkie późniejsze wydarzenia, które doprowadziły mnie do tego gdzie jestem teraz. Potem nastąpiła strata Kevina. Chłopaka, który był miłością mojego życia. Nawet jeśli krótką ale był. Ostatnio jednak czułam się wewnętrznie jakbym była wieszana publicznie na szubienicy. Bo już nie wiedziałam, jak inaczej mam to nazwać. Słowa, które usłyszałam po tym, jak Charlie stracił kontrolę były, jak wyrwanie mi serca.

Jej już nie było. Tej, która swoimi radami próbowała mnie pocieszać, a chwilami nawet ratować i zastępować te od mamy. Nie było już tej, która miała tak niesamowity talent kulinarny dzięki któremu w całym domu zawsze roznosił się piękny zapach. Już nie było tej, z którą mogłam się pośmiać, płakać czy przy której mogłam po prostu być sobą. Nie było już tej osoby, która miała ciekawsze życie niż ja, a jednocześnie której wspomnienia i przeżycia były lepsze niż nie jeden pamiętnik czy książka. Zniknęła. Zniknęła ta, dzięki której można wręcz powiedzieć poznałam czarnowłosego. 

Friendzone~After YearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz