"Po prostu zapomnijmy o tym."

1K 30 7
                                    

Życie jest kruche. Jest jak nitka. Bardzo cienka. Ale żeby było zabawniej razem z życiem wspólnie idą inne aspekty. Jednym z nich jest ból. Ból w każdej postaci. Dosłownie w każdej możliwej. Jednoczesna pustka w głowie, a zarazem natłok myśli. Jedno z najgorszych uczuć jakie człowiek może doświadczyć. Nienawidziłam tego tak bardzo. Od trzech lat co gorsza coraz częściej miewałam takie chwile i tak bardzo siebie za to nienawidziłam. To wszystko spowodowało tylko, że stałam się swoją własną męczennicą. Byłam więźniem własnego umysłu. I to było zabójcze. Krok po kroku prowadziło mnie do mojej rozsypki. Mojego prywatnego, wewnętrznego rozpadu. Nie umiałam już wytrzymywać sama ze sobą. Nie znosiłam tego stanu, a na dodatek ani trochę go nie rozumiałam. W końcu, jak można mieć jednocześnie pustkę w głowie i bałagan. To nie miało potwierdzenia ani prawa bytu. A jednak tak było. I to było zabójcze.

Stałam właśnie przed lustrem ubrana w czarną sukienkę do kolan oraz czarny ciepły sweter. Ubrania zakrywały moje kruche kości. Zakrywały moje cierpienia, moje siniaki. Zakrywały mnie. Moje blond włosy układając się w delikatne fale opadały na moje ramiona. Twarz jednak była ta sama, którą widywałam przez ostatnie trzy lata. Pozbawiona jakiegokolwiek makijażu i niby nie było to nic nadzwyczajnego u mnie ponieważ rzadko się malowałam, a od trzech lat nakładałam tylko korektor do pracy i czasem na uczelnie. Teraz jednak w lustrze widziałam twarz, która była przemęczona wszystkim dookoła. Sińce pod oczami od niewyspania i wyczerpania organizmu były coraz bardziej widoczne. Przekrwione oczy i zarumienione poliki od łez. To byłam właśnie ja, tak się prezentowałam. Stojąc przed lustrem i przyglądając się samej sobie zastanawiałam się co się ze mną stało? Co ja z siebie zrobiłam, a raczej do czego doprowadziłam? Jak mogłam pozwolić by znaleźć się w takim stanie? Nie mogłam już na siebie patrzeć dlatego też pokręciłam bezsilnie głową w geście dezaprobaty i opuściłam swój pokój, kierując się schodami w dół.

Weszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę zimnej wody. Oparłam się tyłem o blat i beznamiętnie patrzyłam w obraz rozprzestrzeniający się za oknem. 

-Gotowa? - Zapytał tata, który właśnie do mnie dołączył.

-O ile można tak w ogóle powiedzieć. - Odpowiedziałam się i odwróciłam w stronę staruszka, który stał ubrany w czarną koszulę i czarny garnitur, poprawiając jeszcze jego rękawy. 

***

Przez całą drogę na cmentarz w samochodzie panowała cisza, a ja patrzyłam za wszystko co mijało za szybą z każdym przejechanym kilometrem. Kiedy natomiast zatrzymaliśmy się pod jego bramą, mój żołądek zmniejszył się do minimalnych rozmiarów oraz zacisnął w najmocniejszy supeł. Czułam jak moje dłonie i nogi pomału zaczynają się trząść i to napawało mnie jeszcze większym przerażeniem. Bałam się, że nie dam rady. Że nie dam rady jej należycie pożegnać. Z tą myślą zebrałam wszystkie swoje siły jakie tylko posiadałam i zmusiłam swoje ciało i mięśnie do posłuszeństwa, a następnie wysiadłam z samochodu i od razu wyjęłam ze swojej torebki czarne okulary przeciwsłoneczne, które natychmiastowo włożyłam na nos. 

Kroczyłam u boku taty w stronę kaplicy, w której to miała się odbyć msza święta. Wnętrze nie było jakieś nadzwyczajne, wyglądało tak jak większość tego typu miejsc. Usiadłam razem z tatą w ławce w pierwszym rzędzie i o boże, jak dobrze, że usiadłam. Kiedy mój wzrok od razu zobaczył stojąc na środku trumnę przed ołtarzem myślałam dosłownie, że zemdleje. Natychmiast zrobiło mi się nie dobrze, łzy napłynęły do moich oczu, a w gardle poczułam ścisk, który pozbawiał mnie tlenu. Wiedziałam, że ona tam jest. W środku dębowej trumny ona tam była. Moje serce pękało w szwach, a to jeszcze nie był koniec. To był początek, a zarazem mój koniec. 

-Zaraz do ciebie wrócę. - Powiedział tata. 

Nie odpowiedziałam nic tylko spojrzałam na niego i pokiwałam głową w geście zrozumienia. Następnie powróciłam wzrokiem do wpatrywania się w trumnę stojącą przede mną.  Nie wierzyłam, że to się dzieje. Nie byłam na to tak bardzo gotowa. Chciałam zapaść się pod ziemię. Po prostu chciałam zniknąć i nic już nie czuć. Żadnego bólu, pustki, tęsknoty. To wszystko było zabijającą mnie dzień po dniu mieszanką, która się kumulowała z każdą godziną. Szczerze mówiąc nawet nie chciałam tu być. Najchętniej wybiegłabym, jak oparzona z tej kaplicy i się gdzieś zaszyła, ale nie wybaczyłabym sobie tego. Nie mogłam. Mimo wszystko nie mogłam tego zrobić ani sobie na to pozwolić. Nie mogłam tego zrobić babci ani tacie, nie zasługiwali na to. W końcu przecież w głębi duszy wiedziałam, że to będzie boleć, prawda?

Friendzone~After YearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz