"Dobrze cię widzieć"

1K 34 4
                                    

Jestem delikatna. Jestem słaba. Chowam się przed światem, którego doświadczam za dużo. Za mocno. Za bardzo. Moja własna egzystencja mnie wykańcza. Wewnątrz umieram od nadmiaru bodźców, z przewrażliwienia, z przeciążenia. Granica rzeczywistości pomału się zaciera. Z każdym dniem tracę rozeznanie co jest jawą, a co snem. Jakie to wszystko ma znaczenie? Chwilami myślę czy ja nie jestem na skraju zdrowego rozsądku. A może ocieram się o szaleństwo? Odrywam się od świata. Zapadam w  siebie. Może faktycznie jest to już zaburzenie psychiczne. Cokolwiek to jest czuję, że nie potrafię zatrzymać tego wszystkiego. Nie potrafię nad tym zapanować. Ta siła wysysa mnie od środka, a ja jestem kompletnie bezwładna. Niczym smuga dymu. Rozpuszczam się niczym cukier w herbacie. Rozpuszczam się we własnej głębinie.

W tamtej chwili też się rozpuszczałam, zatracałam w swojej głębi. Mimo iż to powinno być dla mnie oczywiste, naturalne, a jednak było zupełnie odwrotnie. Było niczym uderzenie obuchem. Nie potrafiłam zmusić swojego organizmu do żadnej normalnej reakcji. Nie potrafiłam skleić logicznych myśli. Ale tego nie potrafiłam robić już od jakiegoś czasu. Błądziłam w chmurach, zatracałam się. Moje myśli głównie składały się ze wspomnień i z użalania nad samą sobą i moją własną egzystencją. W tym byłam mistrzynią. To był mój kąt w umyśle, w psychice z którego ciężko było mnie wydostać. Chwilami miałam wrażenie nawet, że moje wewnętrzne ja uwielbia ten kąt. Przesiadywać tam, rozmyślać, użalać się, po prostu dobijać. I taka była prawda dobijałam samą siebie, choć w większości chwil tego nie dostrzegałam. 

Jednak te dwa słowa wypowiedziane przez bruneta sprawiły, że coś we mnie ożyło. Jakaś część mnie i mojego umysłu. Wspomnienia tego wszystkiego powróciły z prędkością światła. Przez trzy lata były schowane gdzieś bardzo głęboko wewnątrz mnie i nie miały potrzeby wychodzenia na światło dzienne. W tamtym momencie jednak to było zupełnie tak, jakby ktoś puścił mi projekcję starego filmu. Starego dobrego filmu, który uwielbiałam, a w którym było tak wiele wątków. Projekcja wspominek przeleciała przed moimi oczami i była nie do zatrzymania. 

Po tym wszystkim, przez te trzy lata sylwetka chłopaka ani razu nie przebrnęła w mojej głowie. Ani razu nie pojawiły się żadne nasze wspólne wspomnienia i ani razu nawet nie zawędrowałam myślami do bruneta. Wyrzuciłam go ze swojej głowy całkowicie. Nie uczestniczył ani nie towarzyszył mi w moim życiu. To był mój wybór, którego świadomie dokonałam tamtego ostatniego dnia, którego pokłóciliśmy się o czarnowłosego. I to było postanowienie, które realizowałam wręcz z lekkością piórka. Nie powracałam myślami do tego wszystkiego co było ponieważ mój umysł zdecydowanie opanowała żałoba po Kevinie. I choć brzmi to okrutnie patrząc na to ile lat trwała nasz przyjaźń i jak silna była, to tego już nie było. Nie było tej silnej relacji, którą razem budowaliśmy. Nie było rozmów dniami i nocami. Nie było wspólnego spędzania czasu. I co najważniejsze nie było już miłości, którą pałałam przez tyle lat. Nie było uczucia, które rozrywało mnie na części przez te wszystkie dni i wspólnie spędzone chwile. Teraz była już tylko pustka. Były miłe i te mnie urocze wspomnienia. Ale tylko tyle. Niczego więcej nie było. Miłość do czarnowłosego pochłonęła mnie i pokazała, że mimo iż skończyło się to szybko i boleśnie to zdecydowanie to Kevin był moją pierwszą, największą miłością. Byłam nim całkowicie zaślepiona. Ale teraz wewnątrz mnie była już tylko po prostu pustka, czysta otchłań. 

-W porządku? - Dopytał brunet wyrywając mnie z moich przemyśleń.

-Tak, cześć. - Odchrząknęłam i  zmusiłam swoje usta do odpowiedzi. 

-Przykro mi z powodu babci. - Powiedział zakłopotany chłopak, drapiąc się prawą dłonią po karku.

-Dzięki, chyba. - Odpowiedziałam z  pewnego rodzaju niezręcznością w głosie. 

Friendzone~After YearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz