Tasha... ładnie

38 2 0
                                    

Natasha pov:
Zaczęłam się lekko przebudzać po nie wiem ilo dniowej drzemce i co dziwne nie powitały mnie jakieś aniołki albo papa frank więc mogłam wykluczyć przebywanie w niebie do którego i tak by mnie pewnie nie wpuścili. Za to poczułam ból przeszywający  mój brzuch ale moje powieki były dosyć ciężkie aby je otworzyć więc chwile mi zajęło dokładniejsze rozejrzenie się po miejscu w którym się znajdowałam. Nagle moje oczy zatrzymały się w rogu pokoju spotykając się z szeroko otwartymi dużymi brązowymi oczami które pilnie mi się przyglądały.

-kim jesteś? I jak się nazywasz?- zapytałam próbując się podnieść ale ten sam ból i dreszcz znowu przeszedł przez moje ciało więc stwierdziłam że nie będę się mocniej podnosić chyba że będzie to konieczne.

-radzę ci się położyć, będzie mniej bolało jak przestaniesz napinać tak te mięśnie.

-zapytałam jak masz na imię- powtórzyłam lekko zirytowana brakiem odpowiedzi na moje pytanie bo naprawdę nie lubię się powtarzać.

-tak to już mówiłaś pamiętam.

-i co, nie zamierzasz mi odpowiedzieć?

-nie No spoko, nie dziękuj, to drobiazg. Przecież codziennie ratuje czyjeś ŻYCIE- zaakcentowała ostatni wyraz a ja dopiero wtedy zrozumiałam o czym ona mówi bo już się bałam że ma jakieś rozdwojenie jaźni czy coś takiego.

-tak chyba dziękuje.

-No spokojnie spokojnie nie musisz wkładać w to aż tyle emocji- zaczęłam się mocnej irytować ale po chwili coś innego przykuło moją uwagę a dokładniej coś metalowego i fioletowego w rękach dziewczyny.

-co to jest? - zapytałam zimno

-No to jest pokrywka od garnka a to jest plastikowy nóż- wskazała po koleji na każdą z rzeczy- wiesz, bezpieczeństwa nigdy za wiele... w sensie nie żebym się do tego na codzień stosowała ale wiesz, liczy się gest.- powiedział wzruszając ramionami i odkładając swoją broń na bok.

-i tak rozłożyła bym cię w sekundę- popatrzyła tylko na mnie jak na głupie dziecko z politowaniem.

-raczej głęboko w to wątpię.

-ile ty możesz mieć przecież? 20?

-dokładniej 16- poprawiała mnie jakby była z tego dumna

-a rodzice wiedzą?- na te słowa lekki uśmieszek delikatnie zszedł z jej ust.

-nie i nie muszą, wracają za tydzień dopiero. I tak powinnaś być wdzięczna bo mogłaś tam zginąć.- kłamała... ale to chyba nie mi było dane tego rozgrzebywać.

-jestem, ale czemu to zrobiłaś i jak?

-nie wiem, jakoś tak se szłam do domku aż tu nagle patrzę i ktoś se leży a że ja nie mieszkałam daleko i nie wiedziałam co zrobić a policji to ja nie mam ochoty mieszać to stwierdziłam że zabiorę cię licząc na to że jak się obudzisz to mnie nie zabijesz.

-jak masz na imię?- zapytałam po raz chyba trzeci że z nadzieją  że odpowie.

-elizabeth, zadowolona?- zapytała się mnie po czym wstała z konta i skierowała się w stronę jakiejś szafki wyciągając z niej nożyczki zaczęła podążać w moim kierunku.

-ej co ty robisz? Naprawdę nie chce ci zrobić krzywdy więc lepiej nie próbuj.

-stanie to się coś tobie jak ci tego nie zmienę i  jakieś zaskarżenie ci się tam dostanie.- nie wiem czemu ale powiedziała to w jakiś sposób który mnie uspokoił i jakbym jej wierzyła, przecież dosłownie mogła już tyle razy mi coś zrobić a nie czekać aż się obudzę i ryzykować.

Agentka// witaj w avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz