Diego
Siedziałem jak na szpilkach, oczekując telefonu od swoich ludzi. Zdecydowanie bardziej wolałbym być na miejscu i zajmować się wszystkim samodzielnie, ale nie mogłem zostawić Alicji samej.
Nawet nie zdawała sobie jak dużo wysiłku kosztowało mnie zachowanie fasonu. Coraz ciężej było mi oprzeć się pokusie, aby zatrzymać ją siłą w rezydencji i dosłownie zmusić do wybaczenia, udowadnianiem, że jako jedyna się liczy... No... może razem z Vee.
Powtarzałem sobie jednak morały ojca, który mówił, że zasługiwała na prawdę oraz szczęście. Nie miałem prawa zatem zmuszać jej do czegokolwiek. W rzeczywistości, liczyłem, że sprawdzą się jego słowa pociechy... Że jest tak zakochana, że gdy ochłonie to od razu wróci.
Wsłuchiwałem się w dźwięki krzątaniny, gdy zbierała ubrania, a następnie ruszyłem powoli w kierunku pokoju, z którego zabierała swoje ubrania. Chciałem się napatrzeć, nim zniknie z mojego życia.
Robiłem to również dla jej bezpieczeństwa. W Angli zrobiło się gorąco, więc nawet było mi na rękę pozwolić na to odejście, dopóki wszystkiego nie opanuję. Już zdążyłem się przekonać, że była delikatnym kwiatuszkiem, którego mógł złamać nawet widok jakiegoś chłopaczka przywiązanego do krzesła.
Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie jej przerażenia, gdy go zobaczyła.
Może to właśnie pociągało mnie w nich najbardziej. Taka niewinność, nieskażenie światem mafii, zawiścią, chytrością... Dajmy na to taka Jess, chciała jedynie żyć na mój koszt! Nie dorastała do pięt Alicji i naprawdę, nie wiedziałem, co mi strzeliło do głowy, że ją przeleciałem.
To była najgorsza decyzja w moim życiu, która pozbawiła mnie najcenniejszej (zaraz po Vee) osoby - Alicji.
- Możesz tak na mnie nie patrzeć. - Wyprostowała się nagle, zapinając walizkę.
Dreszcz przeszedł mi wzdłuż kręgosłupa, gdy zapinała zamek błyskawiczny, a serce stanęło, kiedy się wyprostowała. Zawstydziłem się lekko, swoim szczeniackim zachowaniem, ale zaraz spoważniałem, żeby nie dać tego po sobie poznać.
Już chciałem wypalić, że zjemy coś, nim zawiozę ją na lotnisko, jednak do słowa nie pozwolił mi dojść dźwięk przychodzącego połączenia.- Tak? - Odebrałem od razu, oddalając się pędem od pokoju, gdzie była Alicja, aby nic nie słyszała.
Zwłaszcza, jeśli będę musiał wydać jakieś makabryczne dyspozycje.
- Nie ma wątpliwości, że nasze obawy się potwierdziły. Celem wcale nie była Alicja. Melissa po prostu została wykorzystana, aby zatrzeć fakt, że doszło do pomyłki. Każdy na pierwszy rzut uznał, że spodobała się ochroniarzowi i taki sposób realizacji wybrał. W innym wypadku mógłbyś się zorientować, że coś jest nie tak. Przy okazji zajęli cię prywatnymi, emocjonalnymi sprawami. Prawie by się im upiekło...
- Macie już jakieś konkrety? Dotarliście do tego, kto to zrobił?! - Nie wytrzymałem, bo Nathan jak zwykle nie potrafił powiedzieć nic krótko, zwięźle i na temat.
- Melissa wyznała, że to narzeczona Thompsona, kazała jej to zrobić. Ponoć utrzymywała, że zna Alicję i to tylko żart, żeby ukarać przyszłą druhnę, która padła jako pierwsza od nadmiaru alkoholu... - mówił coś dalej, ale ja już nie mogłem się na tym skupić.
Myślałem o tym, po co ktoś miałby mi podać pigułkę gwałtu?
Owszem. Mężczyźni używali ich przeważnie w celach seksualnych, ale to nie byłoby wykluczone w drugą stronę. Gdyby jakaś kobieta zaszła ze mną w ciążę, musiałbym pewnie płacić ogromne alimenty.
Z drugiej strony mogło chodzić o coś zupełnie innego. Mianowicie o wykorzystanie mojej wiedzy, a nawet oszustwo, albo inną kradzież w czasie działania pigułki.
I wcale nie było oczywiste, czy stała za tym narzeczona Thompsona, czy tylko postanowiła ratować mu skórę, gdy plan się nie powiódł.
Bez względu na to, musiałem stać się zdecydowanie bardziej czujny, a przede wszystkim choć raz zadbać o bezpieczeństwo Alicji, tak jak należało.
- Szefie? Szefie?! - Powtarzał głos w komórce.
- Bądźcie czujni i nie ignorujcie żadnego niepokojącego sygnału. Resztą zajmę się jak wrócę. - Streszczałem się, ponieważ słyszałem kroki Alicji.
Zbliżała się do mnie, a to powodowało jakieś dziwne napięcie.
- Tak jest... - Nie zdążył dokończyć, gdy zaraz się rozłączyłem, opatrując kobietę wzrokiem.
Inaczej wyobrażałem sobie nasz pobyt. A widok walizki, przy jej boku, sprawiał, że dosłownie chciało mi się płakać. Nie mogłem się już dłużej okłamywać, że wyjeżdża tylko na jakiś czas, dla własnego bezpieczeństwa.
- Dostanę bilet? - zapytała po chwili okropnej ciszy.
Przez dłuższą chwilę nie mogłem wydusić z siebie słowa. Patrzyłem na nią z żalem i nie potrafiłem sobie wybaczyć. Nie potrafiłem sobie wybaczyć, że ją zdradziłem z Jess, że jej nie ochroniłem...
Przebiegłem wzrokiem po całej sylwetce Alicji, zatrzymując swój wzrok na gipsie, otarciach oraz siniakach, które wciąż nie do końca się pogoiły na ramionach, policzku...
Byłem po prostu beznadziejny. Nie dość, że nie sprostałem chronieniu jej, to na dokładkę, nie wysłuchałem ani nie zaufałem.
Zasługiwała na kogoś lepszego. Przy kim nie będzie musiała chronić się przed zemstą, która mogłaby ją dosięgnąć rykoszetem przeze mnie.
- Diego? - Westchnęła zniecierpliwiona, wywracając oczami.
Gdybym tylko mógł cofnąć czas... zrobiłbym to bez ani chwili zawahania.
- Słucham? - Otrząsnąłem się w końcu.
- Bilet.
- Już. - Podszedłem do biurka, a następnie wziąłem z niego zadrukowaną kartkę. - Zawiozę cię - poinformowałem twardo, żeby nawet nie próbowała dyskutować.
- Nie musisz. Zawiezie mnie...
- Ja cię zawiozę. Mam i tak po drodze - mruknąłem w odpowiedzi, chowając również swój bilet do marynarki.
Musiałem w końcu opanować sytuację w Anglii, bo nazbyt oczywiste było, że prędzej, czy później ten ktoś... znów zaatakuje.

CZYTASZ
Zaślepieni miłością ❤
RomantizmKontynuacja książki pt. ,,Nieślepa miłość"! Od rozstania Diega i Alicji mija pół roku, gdy znów ma okazję spotkać się z kimś z rodziny Martinez. Nie jest to jednak miłe spotkanie, ponieważ okazuje się, że w ciągu tych kilku miesięcy sporo się zmieni...