POV. Tobio
Była to godzina czwarta. Na dworze jeszcze było ciemno. Torru spał wtulony we mnie, zreszta jak ja w niego. Jego twarz była wtulona w moje włosy, owiną moje nogi swoimi, a ja wtuliłem nos w zagłębienie jego szyi. Wstałem delikatnie żeby jego nie obudzić. Wyszedłem na balkon, było dość chłodno. Księżyc pięknie się mienił, ukucnąłem i zacząłem płakać. Miałem tego wszystkiego już dość, leki nie pomagały psychicznie czułem się źle z dnia ja dzień. Przez moja głowę przebiegło kilka myśli samobójczych. Na moje nieszczęście zaczął padać deszcz, szczerze powiedziawszy miałem mocno wyjebane w to. Już na niczym oprócz Oikawy mi nie zależało. Gdy już miałem wracać do środka ukazał mi się cień postaci. Był to Torru.
-Hej króliczku co się dzieje ej, dlaczego płaczesz? - przytulił mnie mocno, a w jego głosie było słuchać duża troskę.
-Mam już dość tego wszystkiego, mam już dość życia. W szkole mi za chuja nie wychodzi, każdy się mnie o wszystko czepia. Siatkówka nie daje mi już tego co kiedyś. Nie mam już siły żyć... ja żyje tylko dla ciebie. - mój głos łamał się ze słowa na słowo. Torru popatrzył się na mnie chwile, a po chwili mocno mnie przytulił.
-Myszko damy radę. Dziękuje, że mi to powiedziałeś teraz wiem co tak naprawdę czujesz. Nie powiem martwi mnie to, ale jestem szczęśliwy, że jesteś szczery wobec mnie. Rano pogadamy z moją mamą czy nie zwiększyła by ci dawki leków, a z tatą ustalimy psychoterapię oki?
-Mam wrażenie, że jestem tylko dla was problemem, bo przecież gdybym się nie pojawił w twoim życiu twoje życie było by lepsze. Nie musiał byś się martwić po nocach, że coś mi się stanie. Nie musiałbyś marnować na mnie swojego czasu i uwagi tak samo jak twoi rodzice. Gdyby nie ja twoi rodzice nie mieli by tyle zachodu, a tak przeze mnie oni tez maja problemu. Przecież jakby nie ja oni nie musieli by załatwiać tych jebanych papierów adopcyjnych, nie musieli by wypierdalać hajsu dla mnie na leki i utrzymanie. Czuje się jebanym ciężarem rozumiesz. - głos już mi się całkiem załamał.
-Posłuchaj mnie kurwa bardzo dokładnie teraz. Nie jesteś żadnym ciężarem dla nas. Przez ciebie jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, jak jeszcze raz usłyszę, że mówisz źle o sobie to chyba za całuje cię na amen. Kocham cię jak pojebany rozumiesz. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, jesteś najszczęśliwszym co mnie w życiu spotykało jasne myszko? - jego głos też się łamał, ale mimo wszystko starał się trzymać jakoś.
-Kocham cię najmocniej! - wtuliłem się w niego, a on błyskawicznie odwzajemnił ten gest. I tak około godziny piątek zasnęliśmy wtuleni znów w siebie.